Rozdział 7 - Kamienny sen (cz. 1)

177 23 23
                                    

– Znowu spotykamy się w tamtym ogrodzie? Czy może korytarzu, już nie pamiętam, o które poprzednio wtedy chodziło... – głos Noelle zdawał się dobiegać jakby z oddali. – A może ktoś po nas przyjdzie, jak za pierwszym razem? Chyba tak...

Pakowałam się, a właściwie wygrzebywałam jakieś drobiazgi i paprochy z dna torby, na zmianę z do wkładaniem do niej i wyciąganiem z niej szczotki do włosów. W głowie wirowały mi korowody mętnych, poplątanych myśli. Co właściwie wyrabia Stilla? Co Erinne, Peterson, gdzie jest w tym wszystkim Ekir, gdzie smok, a gdzie tamta skrzynka? Do tego miałam tej nocy jakiś wyjątkowo pokręcony koszmar o wszystkim, co się ostatnio działo, ale niestety nie zapamiętałam z niego nic konkretnego.

– Elise! Może ty pamiętasz? – Noelle odezwała się głośniej, czego już nie mogłam zignorować.

– C-co... Chyba ogród – odparłam, cudem wygrzebując ze zmęczonego umysłu coś konkretnego. Wspomniany już koszmarny sen obudził mnie w środku nocy i od tego czasu nie mogłam znów usnąć, próbując odtworzyć choć jedną scenę snu z wspomnienia jedynie jego atmosfery.

– Gotowa na przygody? Jak obstawiasz, co nas teraz spróbuje ukatrupić?

– To nie jest zabawne – skrzywiła się Keri. Jej lekcje zaczynały się tego dnia później, dlatego jeszcze była w sypialni, podczas gdy po Meri pozostał jedynie bałagan po pakowaniu się w ostatniej chwili.

Keri też zdawała się przygotowywać do lekcji tuż przed ich rozpoczęciem. Ślęczała nad jakimiś blaszkami, owijając je kawałkami drucika i mamrocząc pod nosem zaklęcia. Dopiero teraz zorientowałam się, że to coś zupełnie nowego – Keri należała raczej do wyznawców zasady odrabiania prac domowych jak najszybciej. Nie chciałam jej jednak przerywać wypytywaniem, co właściwie robi.

– To jak? Coś kotowatego? Może bardziej gady... Jak sądzisz? – nie ustępowała Noelle.

– Oby nic – mruknęłam.

– Okej, tu się zgadzam.

Przez kilka chwil słyszałam jedynie mamrotanie Keri. Czasem blaszki rozjarzały się słabym blaskiem, dwie z nich dziewczyna podparła o stojącą przy szafce nocnej latarenkę.

– Nie spóźnisz się zaraz? – spytałam, mając nadzieję, że nie przerywam właśnie jakiegoś ważnego rytuału i nie niszczę połowy pracy dziewczyny.

– Nie. Mam jeszcze – zerknęła na zegar – kwadrans. A myślałam, że z pół godziny... – westchnęła.

– Na pewno dadzą ci skończyć potem – odezwała się Noelle.

– To nie tak... Chciałabym tylko, abyście to zobaczyły – w głosie Keri zabrzmiała nuta, którą natychmiast rozpoznałam.

– O co... – westchnęłam, urywając. Skoro wkroczyliśmy na tereny niedomówień, nie miałam szansy na tak prostą odpowiedź.

Keri zabezpieczyła końce drutów, wsuwając je między warstwy zwojów otaczających wystające elementy blaszek. Dopiero teraz zorientowałam się, że w ręku trzyma miniaturowego metalowego delfinka, a na kołdrze obok leży podobna do niego kuna. Dwie ostatnie blaszki, te przy lampie, nie były jeszcze do końca ukształtowane, choć jedna z nich mogła stać się jedynie sową.

– To dla nas? Śliczne – odezwałam się.

– Ale tylko ty się w takim momencie mogłaś bawić w jubilerstwo... – pokręciła głową Noelle. – Wygrzebać jakiś sznurek?

– Mhm.

– To będą wisiorki? – potrzebowałam kilku chwil by skojarzyć, że liczne pętelki z drutu na brzegach zwierzątek mogą służyć do przymocowania sznurka. Tego poranka mój mózg naprawdę odmawiał współpracy.

Akademia SetrionneWhere stories live. Discover now