17🌼

2.6K 506 135
                                    

Pomimo swoich wcześniejszych oporów, po walentynkach Żaneta postanowiła wziąć tydzień wolnego, nawet dla jej własnego zdrowia psychicznego. Liczyła się z tym, że ciągłe gapienie się na papiery, również po godzinach, mogło sprawić, że tylko będzie popełniać w nich błędy. Na akcje nie wychodzili prawie wcale - wszystko skupiało się wokół tego, by rozeznać się na temat Grindelwalda, oznaczyć i zlokalizować wszystkie osoby, które mogą z nim potencjalnie współpracować.

W domu Żaneta próbowała odespać wczesne wstawanie, napisała do Frani, posprzątała nieco, nieustannie łapiąc się na tym, że jednak ją ciągnęło do pracy, zwłaszcza dlatego, że chciała uniknąć kolejnych rozmów z matką na temat związków. Skróciła swój już i tak krótki urlop o dzień, po czym wróciła do Ministerstwa, wyjątkowo wcześnie jak zwykle, by przygotować herbatę dla Tezeusza.

Scamander nie spodziewał się jej powrotu, więc zdziwił się wielce, gdy zobaczył ją w biurze.

- Janet! Wróciłaś? - powiedział z zaskoczeniem, zamykając za sobą drzwi pomieszczenia.

- Dzień dobry, szefie - odparła, mimowolnie uśmiechając się na jego widok, bo bardzo go polubiła, chyba najbardziej ze swoich znajomych w Anglii, nawet jeśli był jej szefem. - Nie mogłam wysiedzieć w domu. A głowa mi odpoczęła, jestem gotowa do pracy.

- Tak się cieszę - odparł Tezeusz, ustawiając się przy swoim biurku. - Te parę dni, co cię nie było, to zauważyłem, że ciężko mi bez ciebie. W sensie pra... - Urwał, bo zobaczył na swoim biurku herbatę. - Och, tego też mi brakowało. Dziękuję.

Żaneta uśmiechnęła się, dumna z siebie. Nawet jeśli nie potrafiła gotować czy znaleźć sobie męża, co wciąż jej wytykano, przynajmniej kogoś uszczęśliwiała.

- Słyszałaś już o konferencji? - zapytał, na co Żaneta zmarszczyła czoło, bo niestety nie miała pojęcia, o czym mówił.

- Konferencji?

- Za chyba trzy czy cztery tygodnie ma się odbyć międzynarodowa konferencja Aurorów w sprawie Grindelwalda. Niestety, coś czuję, że to tylko wymówka na bal.

- Bal...? - Żaneta powtarzała po nim głupio, bo rzadko była niedoinformowana.

- Trochę tak to będzie wyglądać - przyznał Tezeusz, przekładając tefzki na swoim biurku. - Przyjdziesz, oczywiście?

Na samą myśl o jakimś balu Żanecie zrobiło się niedobrze. Nie lubiła tańczyć, choć Frania twierdziła, że świetnie jej to wychodziło, a już najgorsze z tego wszystkiego było to angażowanie się w rozmowy z zupełnie obcymi ludźmi - nigdy nie wiedziała, do kogo podejść, z nieznanymi mężczyznami też nie chciała się bawić... No i partnera też nie miała.

Mimo wszystko, nie chciała zawieść Tezeusza. Unikając jego wzroku, odparła:

- Jeśli to ważne...

- Okaże się, tak naprawdę - mówił Tezeusz, wciąż przekładając dokumenty. - Też niezbyt chcę tam iść, ale może to dobrze, może coś z tego wyniknie... Spędzę trochę czasu z Letą poza domem...

- A właśnie, nie zdążyłam zapytać, jak poszły walentynki? - zapytała, gdy w ogóle przypomniała sobie o istnieniu narzeczonej szefa. - Spodobał się naszyjnik?

Na to pytanie uśmiech na twarzy Tezeusza nieco zmalał.

- Naszyjnik się spodobał - odparł dyplomatycznie. - Dziękuję ci jeszcze raz za pomoc.

Nie ciągnął tematu, więc Żaneta też tego nie robiła, choć chciała go pochwalić. Ciągle myślał o swojej narzeczonej - było to do pozazdroszczenia, a u niej stawiało poprzeczkę coraz wyżej, jeśli chodziło o osobę, z którą chciałaby być. Postanowiła przestać o tym myśleć i po prostu zająć się pracą.

Kiedy Żaneta wróciła tamtego dnia do domu i zobaczyła swoją mamę jak zwykle pracującą z jakimiś ubraniami, wiedziała, że będzie musiała z nią porozmawiać o swoim stroju na ten cały bal. Jedząc obiad, blondynka westchnęła, patrząc ukradkiem na matkę zdolnie przycinającą kawałki materiału przy pomocy różdżki.

- Mamo... Będę potrzebować sukni - powiedziała wreszcie, na co pani Majewska wstrzymała nagle pracę.

- Jaka to okazja? - zapytała wyraźnie zaciekawiona.

- Konferencja. Znaczy, bardziej bal.

- Ach... - Pani Majewska od razu straciła entuzjazm, a następnie wróciła do pracy.

- Co, chyba nie myślałaś, że ślubnej? - zapytała zirytowana Żaneta, wiedząc doskonale, skąd brała się ta prędka zmiana humoru.

- Cały czas czekam na ten dzień, skarbie.

Żaneta tylko przewróciła oczami.

W tym samym czasie Tezeusz jadł obiad z Letą w ich wspólnym mieszkaniu i również zajmował go temat balu.

- To jak? Pójdziemy na ten cały bal? - zapytał narzeczonej, która siedziała naprzeciw niego przy czarnym stole.

- A Travers kazał? - odparła pytaniem na pytanie, unosząc głowę. Na jej szyi lśnił naszyjnik, który dostała od Tezeusza na walentynki.

- Może nie kazał, ale dał do zrozumienia, że mam tam być - powiedział, na co oboje krótko się zaśmiali.

- Jeśli nie będziemy tam za długo, to w porządku - powiedziała w końcu Leta, biorąc łyk wody. - A będzie tam twoja asystentka?

Tezeusz uniósł brwi, zatrzymując swój widelec w powietrzu.

- Tak, bo to ma być w końcu "konferencja".

Leta nie wyglądała na zadowoloną tą odpowiedzią i ponownie sięgnęła po wodę. Tezeusz doskonale rozpoznawał tę minę.

- Może i dobrze - kontynuował. - Poznasz ją wreszcie, uspokoisz się, może się zaprzyjaźnicie.

- Nie sądzę - mruknęła Leta.

- Przestań. To tylko moja asystentka, to ciebie kocham. - Tezeusz wyciągnął rękę w jej kierunku i położył swoją dłoń na jej, chcąc jakby podkreślić, że mówił prawdę.

Leta posłała mu słaby uśmiech, a następnie wycofała rękę i odchrząknęła.

- Byłeś dziś u Newta?

- Tak, ale u niego bez zmian - wyjaśnił Tezeusz. - Cały czas tęskni za tą dziewczyną, widzę to, ale nic nie chce powiedzieć. No musiał kogoś spotkać w tym Nowym Jorku. Nigdy nie był w takim stanie.

Mina Lety jakoś zrzedła na te słowa, a ona sama spuściła wzrok na swój talerz.

- Tak, nie był... - przyznała cicho.

- Nie wiem, co mam z nim zrobić. Chciałbym mu pomóc, ale on nie...

- To może mu nie pomagaj - przerwała mu Leta. - Gdyby... Gdyby naprawdę się zakochał, zapewne sam by jej szukał.

- Wiesz, że Newt taki nie jest.

Zapadła chwila ciszy, którą Tezeusz przerwał krojeniem czegoś na talerzu.

- Nie doceniasz go - powiedziała Leta po chwili milczenia. - Myślę, że Newt jest w stanie o kogoś zawalczyć.

Tezeusz chciał coś powiedzieć, jednak ugryzł się w język. Liczył, że jego narzeczona nie mówiła z autopsji - choć chodziło o jego brata, stanowił on drażliwy temat pomiędzy nim, a jego narzeczoną, choćby dlatego, że Auror zdawał sobie sprawę z tego, co łączyło, bądź mogło go łączyć, z Letą. Tezeusz wiedział, że Newt jeszcze do niedawna miał problemy z zapomnieniem o niej, a cała sytuacja z zaręczynami mogła być dla niego nieco... Dziwna. Dlatego tak bardzo liczył, że dziewczyna, w której, jak oceniał, jego brat się zakochał, pomoże mu zapomnieć o Lecie.

Tezeusz westchnął, a następnie odłożył swoje sztućce.

- Zobaczymy.

Średnio Na Jeża Ta Miłość • Tezeusz ScamanderDove le storie prendono vita. Scoprilo ora