69🌼

1.9K 311 189
                                    

Nawet jeśli, jak ustalili, randka mijała im z ciągłymi uśmiechami, Tezeusza ciągle gdzieś w środku trapił jeden problem, który musiał z nią poruszyć, żeby nie zwariować. Dlatego kiedy jedli przy stole zakupioną przez niego kolację, postanowił wreszcie zacząć ten niewygodny temat, by go jak najszybciej obgadać i mieć za sobą.

- Chyba oboje trochę się boimy, co?

- Co masz na myśli? - Żaneta uniosła głowę znad swojego talerza.

- Cóż... Oboje mamy za sobą związki, które myśleliśmy, że skończą się przed ołtarzem.

- No tak... - Westchnęła, wycofując się nieco w swoim siedzeniu. - Cholera, gdybym nie wyjechała, zostałabym żoną Waldka... I kurą domową, która nie wystawiła nosa za Polskę. - Wzdrygnęła się, a Tezeusz też nie poczuł się najlepiej. Gdyby nie wyjechała... Nigdy by nie mieli szansy się poznać.

- Wiesz, co się z nim teraz dzieje? - zapytał zaciekawiony Tezeusz, na co Żaneta natychmiast pokręciła głową.

- Nie. I szczerze mnie to nie obchodzi, ale w sercu zawsze gdzieś zostaje ta zadra po pierwszej miłości, nie?

- Moja pierwsza miłość nawet chyba nie wie, że istniałem. - Tezeusz uśmiechnął się nieznacznie.

- Hm? - Żaneta uniosła brwi, zaintrygowana, bo sądziła, że tą miłością była Leta, a ona na pewno wiedziała, że istniał.

- Była taka jedna dziewczyna w Hogwarcie. Krukonka. Nie rozmawiałem z nią nigdy, ale była niezwykle inteligentna i stąd chyba tak... Ty też taka jesteś zresztą.

Żaneta uśmiechnęła się pod nosem. Cieszyła się, że mogli swobodnie rozmawiać o takich rzeczach bez żadnej zazdrości czy zawiści - ta dojrzałość emocjonalna była sporą zaletą świeżego związku w tym wieku.

- Ale wiem, że rozchodzi się o Letę - dodał Tezeusz po chwili. - I wiem, że ty rozumiesz, ale... Gdyby ludzie wiedzieli o nas, to obawiam się, że wiesz, jakie mogłyby być komentarze. Chcę tylko być pewny, że dasz... Że damy radę, gdyby się na nas rzucili.

- Pewnie, że damy radę - zapewniła Żaneta, łapiąc jego rękę na stole. Była zdeterminowana; skoro już jakimś cudem stworzyła z nim związek, nie zamierzała nikomu dać go zniszczyć.

- Chore, swoją drogą - dodała po chwili. - Człowiek nie wybiera, kiedy i w kim się zakochuje... A jeśli nikogo tym nie rani, to jak można kogoś piętnować?

- Czyli mamy ustalone - powiedział Tezeusz głośno, czując, jakby spadł mu kamień z serca. - Nie przejmujemy się.

Oboje jedli po tym już z radością, aż po chwili Tezeusz wpadł na pewien pomysł.

- Wiesz co... Ja mam jeszcze wino - powiedział nagle, spotykając się z nią wzrokiem. - Może otworzę... Będzie prawdziwa kolacja jak na randce.

Z jednej strony Żaneta chciała się zgodzić od razu, a z drugiej musiała myśleć racjonalnie.

- Jutro wracamy do pracy, Tezeusz.

- To tylko po kieliszku.

Oboje mieli przeczucie, że nie skończy się na jednym kieliszku, ale oboje chcieli też trochę poświętować ich zejście się. Endorfiny z tym związane zupełnie jeszcze nie opadły, przeciwnie, zdawało się ich być coraz więcej.

- Ja ci nie umiem odmawiać, Scamander, ty wiesz. No otwórz to wino.

Z winem (drugim kieliszkiem, bo jeden był na trawienie, a ten drugi dla przyjemności) szybko przenieśli się na kanapę, a tam jakby zaczęli nadrabiać te wszystkie spotkania, kiedy nie mogli ani nie potrafili się jakkolwiek dotknąć.

Żaneta wtulała się w niego od boku, trzymając swoją głowę na jego ramieniu. On obejmował ją mocno jedną ręką, a w drugiej trzymał już prawie pusty kieliszek, który wkrótce miał zostać wypełniony po raz trzeci.

- Ciepły jesteś - stwierdziła z uśmiechem. - Nie wiedziałam, że dostanę taki bonus do bycia z tobą.

- Myślę, że to jednak wino, Sha... Och, po prostu będę mówił do ciebie kochanie, co?

Żaneta poczuła chmarę motyli w swoim brzuchu. Kochanie. Z jego ust. Do niej. Przecież to musiał być sen.

- Tak na łatwiznę? Niepodobnie do ciebie... - droczyła się dla zasady.

- To może tytułem? Jak pani sądzi, pani zastępco brytyjskiego szefa Aurorów?

- Na Merlina, ty jesteś takim durniem momentami... - Żaneta przewróciła oczami, po czym ujęła jego twarz jedną dłonią. - A potem przypominam sobie, że jesteś bohaterem wojennym i mi głupio.

- Dla świata mogę być bohaterem... - Odłożył kieliszek na stolik, by również dotknąć jej twarzy. - A dla ciebie mogę być durniem.

Już był. I wcale mu to nie przeszkadzało.

Żaneta również odstawiła swoje wino, nie spuszczając z niego wzroku ani na chwilę. Atmosfera stała się zdecydowanie zbyt intymna na to, by tylko na siebie patrzyli. Położyła obie ręce na jego torsie, czując narastające napięcie, którego Tezeusz nie potrafił już znieść. Ujął jej twarz w obie ręce i jak najszybciej przyciągnął do siebie w przepełnionym uczuciem pocałunku. Posłał tym dreszcz przez ciało Żanety, która natychmiast odwzajemniła jego gest z największym entuzjazmem. Niewinne cmoknięcia były dla dzieci - oni całowali się całymi sobą, dając upust tym wszystkim emocjom, które kumulowały się w nich od miesięcy.

Żaneta przez tyle lat zapomniała, czym jest całowanie, a to, że mogło być tak przyjemne wydawało się wręcz nierealne. Nie myślała o tym, czy to przyzwoite, czy spadnie z kanapy, czy zrzucą kieliszki, liczyło się tylko to, by przyciągnąć go bliżej, pocałować mocniej... Każdy cal jej ciała odczuwał te potężne emocje, które to w niej wywoływało. Mimo że oddychało się jej coraz trudniej, wątpiła, że kiedykolwiek mogłaby poczuć się lepiej.

Oderwali się od siebie tylko dlatego, że brakowało im tchu. Tezeusz oparł swoje czoło o jej; widział w jej oczach, że ten pocałunek nią wstrząsnął, i że w głowie miała więcej.

- Jak już tak mówimy o tym bohaterze wojennym, to mogę ci teraz pokazać moją bliznę... Tu na udzie. - Zerknął w dół.

- I co, ściągniesz spodnie? To nieetyczne, szefie.

Specjalnie go tak nazwała, widząc, że coś w nim to przestawiło.

- Ja tylko chcę udowodnić, że walczyłem...

- A nie masz jeszcze jakiejś blizny na torsie może...? - zapytała, wodząc dłonią właśnie po tym miejscu.

- Może to sprawdzisz?

Popatrzyli na siebie przez ułamek sekundy, jakby pytając się o zgodę, a kilka chwil później Żaneta nie wiedziała nawet, co ze sobą robiła, guzik po guziku rozpinając mu koszulę podczas gdy on wciąż obdarowywał ją mniejszymi pocałunkami na ustach, twarzy, szyi...

Odpięła ostatni guzik, a koszula bezpowrotnie spadła na podłogę. Tezeusz obrócił ukochaną i niemalże wcisnął ją w oparcie kanapy.

- Nie musisz chyba wracać na noc do domu, co?

Nie piszcz teraz tylko, Żańcia.

- Każesz mi zostać na nocną zmianę, rozumiem? - zapytała, zarzucając mu ręce na szyję, a jemu natychmiast zrobiło się goręcej.

- Nie za darmo, spokojnie - Pocałował ją po raz kolejny, i może jeszcze raz. - Za nadgodziny... Zapłacę śniadaniem...

Średnio Na Jeża Ta Miłość • Tezeusz ScamanderWhere stories live. Discover now