10🌼

4K 642 173
                                    

Dzień powrotu do domu w Kurgrodzie był dniem bardzo chaotycznym. Wszyscy uczniowie pchali się do niebieskich wagoników magicznej kolejki, która zawoziła ich na Gubałówkę. Mugole dopiero dopracowywali ten system, jednak czarodzieje, dzięki pomocy magii, doskonale już sobie z nim radzili.

Wagoniki były na tyle duże, że mieściły trzy osoby i ich bagaże, a także dwie ławki wyłożone czymś miękkim, które pomieściłyby nawet po czterech uczniów. Ścianki i podłogi były niebieskie, a mniej więcej na wysokości łokci znajdowały się okna z każdej strony. Żaneta i Frania jechały jednym wagonikiem razem z jeszcze jedną dziewczyną z ich roku, podekscytowane tą pierwszą podróżą do domu.

- Nie chcę wracać do domu! - zawołała sfrustrowana Frania, patrząc przez okno - Na mojej wsi nic się nie dzieje. Poza tym, będę za wami tęsknić!

- Ty nie chcesz wracać do domu? A co ja mam powiedzieć? - wtrąciła Hania, która była bardzo strachliwą, brązowowłosą mugolaczką. - Mama pisała mi, że wszędzie teraz trzeba rozmawiać po niemiecku, nawet na religii w szkole, dzieci protestują... A ja tak się boję o moją siostrę...

- U nas w Galicji jest trochę lepiej. Pozwalają używać polskiego prawie wszędzie - zauważyła zamyślona Żaneta, przestając wyglądać za okno i skupiając swoją uwagę na koleżance.

- Ja nawet nie znam niemieckiego tak dobrze! - lamentowała Hania. - Gdybym chodziła do mugolskiej szkoły, już w ogóle bym nic nie rozumiała... A mama mówi, że nawet kołysanki musi śpiewać po niemiecku... - dodała ze smutkiem i osunęła się na podłogę wagonika, a następnie ukryła twarz w dłoniach, będąc na skraju płaczu.

Żaneta popatrzyła na koleżankę ze zmartwieniem, a następnie usadowiła się obok niej i objęła ją. Frania patrzyła na to zazdrośnie.

- Ja znam niemiecki - powiedziała Żaneta spokojmie. - Mogę cię trochę nauczyć.

Szatynka uniosła głowę i odrzuciła swoje warkocze, patrząc na koleżankę zaszklonymi oczami.

- Naprawdę?

- Naprawdę - potwierdziła Żaneta. - I nie płacz, Hania. Pamiętaj, że w razie poważnego zagrożenia życia można użyć magii. A za dwa miesiące szykuj się na przyspieszony kurs niemieckiego.

Hania przytuliła Żanetę tak, jakby już nigdy miała jej nie zobaczyć.

- Dziękuję - szepnęła.

- Nie mówiłaś, że znasz niemiecki, Żaneta - zauważyła Frania, jakby oburzona faktem, że przyjaciółka nie powiedziała jej absolutnie wszystkiego o sobie.

- Bo nie pytałaś - powiedziała roześmiana Żaneta, wstając. - Zresztą, to nie jest coś, co mi się miło kojarzy - dodała, wyciągając rękę do Hani, by pomóc jej wstać.

- Ja znam rosyjski. Nie jest taki trudny - wtrąciła Frania dumnie, co Żanety nie zdziwiło. Wiedziała, że przyjaciółka mieszkała pod rosyjskim zaborem.

- Rosyjskiego też trochę znam - powiedziała Żaneta zgodnie z prawdą, przez co obie dziewczynki spojrzały na nią z zaskoczeniem. - No co? Mój tata urodził się w Baku, poza tym to przydatne - dodała w ramach wyjaśnienia.

- Żaneta? - zapytała nagle Hania, która wreszcie zdawała się uspokoić swój płacz. - A mogłabyś... Znaczy, mogłybyśmy wymieniać listy już na wakacjach? Chciałabym zacząć od razu...

- Jasne, Hania - powiedziała od razu Żaneta. - Zapisz mi na czymś twój adres...

Hania kucnęła przy swoim kufrze i zaczęła szukać w nim czegoś do pisania, podczas gdy Frania odkaszlnęła znacząco.

- Mój adres już masz, prawda?

- A ty też chcesz znać niemiecki? - zapytała rozbawiona Żaneta.

- Nie, ale miałaś do mnie przyjechać - argumentowała Frania.

- Muszę spytać mamy i napiszę - wyjaśniła Żaneta, po czym ostatecznie wróciła do oglądania górskiego krajobrazu przez okna wagoniku.

Tatry były, uważała, przepiękne. Stanowiły dla niej wspaniałą przerwę od ruchliwego Krakowa, pełnego ludzi, wozów, budynków... Był czerwiec, więc praktycznie wszystkie drzewa kwitły piękną zielenią, co jeszcze bardziej upiększało krajobraz, na który patrzyła. Wszystko jej się tam podobało i w duchu obiecała sobie, że jak tylko dorośnie, to przeprowadzi się w góry - i to na długo pozostało jej głównym marzeniem.

- Patrzcie, a ci mugole nawet nie wiedzą, że tu jesteśmy - powiedziała nagle Żaneta, wskazując na bacę prowadzącego całe stado owiec przez łąkę niemal tuż pod niewidzalną kolejką. - Ach, kocham magię - dodała rozmarzona.

- Za to oni nas widzą. Czy to nie jest Waldek? - zapytała Frania, wskazując na wagonik, który jechał parę metrów za nimi. Trząsł się nieco za mocno, zupełnie tak, jakby ktoś w środku skakał lub biegał.

- Głupki - stwierdziła Żaneta. Mimo że w pewnym sensie zakolegowała się z Waldkiem, po jakimś czasie uznała go i jego kolegów za wyjątkowo niedojrzałych. Ona i Frania raczej nie spędzały z nimi czasu.

- Dokładnie - potwierdziła ruda. - O, już prawie jesteśmy - powiedziała nagle, wskazując na wynurzającą się w oddali pół drewnianą, pół ceglaną stację, do której zmierzały wagoniki.

Po ponad godzinnej podróży dziewczynki pożegnały się w wagoniku, a na stacji natychmiast pobiegły do swoich rodziców. Żaneta od razu rzuciła się na szyję swojemu tacie, który czekał na nią z szerokim uśmiechem na twarzy. Gdy się przywitali, a pan Majewski przejął kufer córki, ta zapytała:

- A gdzie mama?

- W domu, czeka już na ciebie z obiadem - wyjaśnił mężczyzna. - Ale opowiadaj, córciu, jak ci minął rok?

- Klawo! - zawołała radośnie Żaneta i zaczęła z entuzjazmem opowiadać o swoich przygodach.

Buzia nie zamykała się dziewczynce też przy obiedzie przygotowanym przez jej matkę. Ledwo potrafiła usiedzieć na jednym z drewnianych krzeseł przy okrągłym stole w jasnej jadalni Majewskich, gdyż przy wszystkich opowieściach żywo gestykulowała i przekazywała je jakby całym ciałem.

- Frania mieszka gdzieś koło Radomia, ale chyba tak bliżej Rosji? Coś takiego - powiedziała pod koniec swojej historii o nowej przyjaciółce. - Będziemy mogli ją odwiedzić Zaprosiła mnie.

- Koło Radomia? - powtórzyła pani Majewska i spojrzała pytającym wzrokiem na swojego męża.

- To w Królestwie - wyjaśnił pan Majewski, który niegdyś dużo podróżował i dobrze orientował się w dawnych polskich ziemiach. - Zobaczymy, jak nam się uda, skarbie. Myśleliśmy z mamą, żeby pojechać na wakacje do Baku, tam są twoi dziadkowie...

- No ale przecież to też w Rosji - argumentowała dziewczynka, nie widząc żadnego problemu.

- Ale zupełnie w inną stronę, Żańciu - powiedziała pani Majewska ze śmiechem, a następnie pocałowała córkę w głowę. - Jedz tę zupę, bo już całkiem wystygła. Ale cieszę się, że podobało ci się w szkole, z tego co mówisz.

- Bardzo - potwierdziła Żaneta, odrzucając swoje cienkie blond włosy na plecy, po czym wreszcie zabrała się za jedzenie.

- A gdzie jest twój kwiat z przydziału? Twoja stokrotka? - zapytała nagle pani Majewska, najwyraźniej nagle sobie o tym przypomniawszy.

- W kufrze - odparła Żaneta pospiesznie.

- To wyciągnij go zaraz i zachowaj. Tata i ja nadal mamy swoje... A to będzie najpiękniejsza pamiątka ze szkoły, jaka ci zostanie.

Średnio Na Jeża Ta Miłość • Tezeusz ScamanderTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang