Prolog

8.2K 966 673
                                    

- Daleko jeszcze?

To zdecydowanie było ulubione pytanie dziesięcioletnich uczniów Kurgrodu, którzy dużą grupą wędrowali krótką drogą pod górę w piękną, letnią noc. Prowadzeni byli przez wysoką kobietę z burzą czarnych loków, ubraną w jakby świecące w ciemnościach, zielonkawe szaty po to, by nie mogli jej zgubić. Ich celem był Staw Rozdziału, czyli położony na terenie magicznej szkoły zbiornik, na którym dokonywało się jedno z najważniejszych wydarzeń w życiu młodego czarodzieja: przydział do odpowiedniego domu. Uczniowie pochodzący z magicznych rodzin doskonale wiedzieli, czego mogli się spodziewać, ale mugolaki były to przerażone, to podekscytowane... Wiele osób twierdziło, że owa droga była zdecydowanie za długa i stroma, ale niektórzy zbytnio byli zajęci podziwianiem tatrzańskiego krajobrazu, by przejmować się zmęczeniem.

Do tej drugiej grupy należała szeroko uśmiechnięta, jasnowłosa dziewczynka, która z ekscytacją rozglądała się wokół siebie.

- Jeju, jak tu jest pięknie - mówiła, stale odgarniając swoją grzywkę, która wpadała jej do oczu. - Nie wierzę, że będziemy się tu uczyć.

- Co nie? Ja tak samo! - przyznała dziewczynka drobniejsza od niej, cała piegowata i z ciemnorudymi warkoczykami. - Chciałam tu przyjść od kiedy tylko tata mi opowiedział. Jestem Frania, a ty? - zapytała, wyciągając rękę do swojej blondwłosej towarzyszki.

- Żaneta - odparła, ściskając jej dłoń. - Jak myślisz, do jakiego domu trafisz?

- Nie mam pojęcia - odparła od razu Frania, patrząc w rozgwieżdżone niebo nad nimi. - Mój tata był Bocianem, ale nie jestem pewna czy tam pasuję... Ojeju, to tutaj! 

Na zawołanie rudowłosej Żaneta przestała podziwiać otaczający ich gęsty las i spojrzała przed siebie. Zobaczyła wielki, okrągły, cudownie błyszczący staw, w którym odbijały się gwiazdy i księżyc, akurat tamtego dnia prawie w pełni. Na przeciwległym brzegu stało około (Żaneta próbowała szybko policzyć) trzynaścioro osób, a każda z nich ubrana była w długie szaty. Pośrodku stał jednak najbardziej wyróżniający się mężczyzna: Żaneta nie była w stanie zobaczyć z tak daleka, ale miał obszerne, czarne szaty. Nie potrafiła jednak określić koloru jego włosów.

Dziesięciolatkowie zostali ustawieni w rządku, a pierwsza osoba stała tuż przy brzegu stawu. Wszystkiemu towarzyszyła aura tajemniczości i ekscytacji, a każdy przestał już narzekać na wycieńczającą drogę.

- To chyba jest ten Wielki Gulasz! - wyszeptała podekscytowana Frania, nie do końca dyskretnie wskazując na wyróżniającego się czarodzieja.

- Wielki Guślarz, czyli dyrektor - stojąca za nią Żaneta poprawiła nową koleżankę. Jako czarownica czystej krwi doskonale pamiętała opowiadania jej rodziców o szkole i zapamiętała wszystko bardzo dobrze. Frania chciała dodać coś jeszcze, ale została uciszona przez osobę przed sobą, która wytknęła jej, że ceremonia już się zaczęła.

Uczniowie zaczęli ciekawsko wystawiać głowy z rzędu, by zobaczyć Wielkiego Guślarza, który wystąpił przed grupę i rozpoczął swoją przemowę.

- Moi drodzy, witajcie w Kurgrodzie - powiedział mężczyzna niskim głosem, rozkładając swoje ręce. - Jako dyrektor mam zaszczyt rozpocząć ceremonię nad Stawem Rozdziału, która przydzieli was do odpowiednich domów w naszej szkole. Od momentu przydziału wasz dom będzie jak wasza druga rodzina na najbliższe osiem lat. Liczę, że dzięki pobytowi tutaj wszyscy wyrośniecie na zdolnych, mądrych czarodziejów. Pamiętajcie: sięgajcie tam, gdzie wzrok nie sięga. Łamcie, czego rozum nie złamie.

Mężczyzna przestał na moment mówić, a przez pierwszorocznych przeszedł ciekawski szmer. Żaneta chłonęła każde słowo jak gąbka: chciała na całe życie zapamiętać tamte chwile. Choć od małego wychowywała się w obecności magii, wydawało jej się, że jeszcze nigdy nie widziała czegoś tak magicznego, jak tamta ceremonia. Po chwili ciszy dyrektor zaczął mówić ponownie.

- Moi drodzy, proszę was teraz o wyciągnięcie obu dłoni przed siebie w ten sposób - powiedział, wyciągając przed siebie obie swoje ręce tak, jakby o coś prosił. 

Pierwszoroczni prędko postąpili podobnie. Gdy mężczyzna upewnił się, że każdy uczeń wykonał już polecenie, znikąd wyciągnął swoją różdżkę i machnął nią. Wtedy na dłoniach każdego pierwszorocznego pojawiły się cztery kwiaty - symbole domów. Żaneta spojrzała na nie i wzięła głęboki wdech: na lewej dłoni miała mak i malwę, czyli kwiaty odpowiednio Bociana i Niedźwiedzia. Po prawej stronie spoczywał chaber i stokrotka - symbole Rysia i Jeża.

- Każdy z was po kolei podejdzie do Stawu Rozdziału i puści wszystkie kwiaty na wodę, a te zaczną się kolejno topić, aż zostanie tylko jeden, który przydzieli was do waszego domu. Ten kwiat będziecie mogli zatrzymać. Proszę, śmiało, pierwsza osoba?

Pierwszą osobą był wysoki jak na swój wiek, jasnowłosy chłopak, który najwyraźniej bardzo to wszystko przeżywał. Delikatnie puścił swoje kwiaty na wodę, a te z zawrotną prędkością wypłynęły prawie na sam środek stawu. Jako pierwsza zatonęła malwa, tuż po niej mak. Minęło kilka sekund i... Zatonęła także stokrotka. Na powierzchni został jedynie chaber, a wtedy staw zalśnił na niebieski i szary kolor, co Żaneta, jak i wielu innych uczniów, oglądało to wszystko z zachwytem i podziwem.

- Ryś! Gratulacje! - zawołał dyrektor z radością, a wszyscy zgromadzeni zaczęli bić brawo. Świeżo upieczony uczeń Rysiów został odprowadzony na bok przez około osiemnastoletniego chłopaka w szaro-niebieskich szatach.

Aplauz wybuchł również pod stawem - pod wodą znajdował się Refektarz Główny, czyli miejsce, gdzie przy czterech długich stołach przesiadywali starsi uczniowie i obserwowali przezroczysty sufit, a bardziej kolory, na które mieniła się woda: dzięki temu wiedzieli, czy ktoś trafił do ich domu. 

Choć Żaneta była już dziewiąta w kolejce, miała wrażenie, że na swój przydział czekała wieki. Jej nowa koleżanka Frania została tuż przed nią przydzielona do domu Jeża. Natomiast gdy Żaneta puszczała swoje cztery kwiaty na wodę już zupełnie nie wiedziała, czego mogła się spodziewać. Zaparło jej dech w piersi, gdy rośliny wylądowały na środku. Mak zatonął jako pierwszy, a chaber tuż po nim, niemal w tym samym momencie. Nastała chwila ciszy, w czasie której każdy intensywnie wpatrywał się w pozostałe na powierzchni malwę i stokrotkę. Żaneta miała wrażenie, że zaraz zemdleje - żaden z kwiatków nie zdawał się skory zniknąć. Blondynka zaczęła mieć dziwne myśli, które nawet nie miały sensu: a co, jeśli nie nadawała się do przydziału? A może była charłakiem? A może nie powinna się uczyć w Kurgrodzie...?

Jednak po długim oczekiwaniu wreszcie coś się ruszyło: malwa zatonęła. Staw zabłysnął na żółto i biało, wybuchł aplauz, a Żaneta odetchnęła z ulgą.

- Kolejna wychowanka domu Jeża, gratuluję! - zawołał dyrektor.

Mokra stokrotka zniknęła z powierzchni stawu i pojawiła się z powrotem w dłoni stojącej na brzegu Żanety. Jej dotąd czarna szata magicznie zmieniła kolor na żółty i biały, a do niej samej podeszła starsza od niej dziewczyna, która miała taką samą szatę i szeroko się uśmiechała.

- Witaj w domu Jeża.

Średnio Na Jeża Ta Miłość • Tezeusz Scamanderحيث تعيش القصص. اكتشف الآن