40🌼

2.2K 380 82
                                    

Ich spacer po chwili ogarnęła nieco niezręczna atmosfera, nawet jeśli żadne z nich nie potrafiło do końca zrozumieć, z czego wynikała. W ciszy było im jednak całkiem dobrze; nie mieli większego problemu z tym, żeby w niej trwać obok siebie, choć z drugiej strony natłok myśli, które kłębiły się wtedy w głowach obojga, sam prosił się o to, by któreś w końcu się odezwało.

- Może... - zaczął wreszcie Tezeusz odważnie, zatrzymując się naprzeciw niej. Niby zrobił to, by móc widzieć reakcję na jej twarzy, a jednak kolejne słowa wypowiedział gdzieś z uciekającym wzrokiem:

- Mogę... Zaprosić cię na herbatę?

To było zwykłe pytanie. Niewinne, niepodszyte żadnym drugim dnem, takie, które każda osoba mogłaby zadać jakiejkolwiek innej osobie... A jednak on znacznie się zestresował, a ona zdziwiła, nawet jeśli to była zupełnie zwyczajna propozycja. Oba serca przyspieszyły, a przecież chodziło tylko o herbatę.

- Tyle razy ty to robiłaś, będę mógł się wreszcie odwdzięczyć - dodał Tezeusz, jakby chcąc się wytłumaczyć ze swojej śmiałości.

- To miłe - odparła Żaneta lakonicznie, bo ugryzła się w język. Gdzieś w głowie tańczyło jej jakieś ale, jednak serce tak bardzo nie chciało mu odmawiać.

Nie była w stanie się mu wtedy oprzeć. Powtarzała sobie, że to przecież nie było nic złego, a jednak gdzieś w środku miała wrażenie, że zostanie zjedzona przez poczucie winy.

To była tylko herbata.

- Chętnie - powiedziała wreszcie, co wywołało u niego szczery uśmiech.

- To całkiem niedaleko, więc chyba możemy pójść na nogach.

- Jasne.

Po tych słowach kolejny raz nastała niezręczna cisza. Żaneta była wciąż zajęta myśleniem o tym, czy robiła dobrze, podczas gdy Tezeusz mentalnie przygotowywał się na to, że ona odwiedzi jego mieszkanie, to, do którego wcześniej nie mógłby jej zabrać.

Dotarli na miejsce w kilka minut. Tezeusz otworzył drzwi kluczem, a następnie pozwolił Żanecie wejść jako pierwszej, prosto do ciemnej, eleganckiej kuchni.

- Jak tu ładnie - powiedziała Żaneta bez zawahania.

W porównaniu do jej mieszkania, tamto miejsce było niesamowite. Wszystko zdawało się lśnić, meble wyglądały na bardzo drogie, a każdy detal został dobrany ze smakiem, choć była to tylko kuchnia.

- Mieliśmy tu mieszkać już na dobre, dlatego wszystko urządzane było jak najlepiej... - wyjaśnił Tezeusz, powoli wchodząc za nią. - Ale teraz chyba je sprzedam. I tak jest za duże dla mnie samego.

- W sumie rozumiem... Ale z drugiej strony to trochę szkoda tego wystroju tutaj. Nie mogę się napatrzeć.

- Czuj się jak u siebie - odparł Tezeusz, zdejmując płaszcz, a dopiero wtedy i do niej dotarło, że wciąż miała go na sobie.

Tezeusz stał już przy kuchence, gdy ona podeszła do niego nieco niepewnie. Mężczyzna wyjął różdżkę i stuknął nią czajnik, po czym nagle znowu skupił się na Żanecie.

- Z tego wszystkiego... Nigdy chyba nie zapytałem, jaką herbatę ty lubisz - powiedział, a na jego twarzy widać było szczere zażenowanie.

Żanetę nieco rozbawiło jego zakłopotanie - bo na pewno nie potrafiłaby się na niego za to zdenerwować.

- Taką, jak ty - odpowiedziała z uśmiechem. - Może bez mleka.

- Jasne. Zapamiętam - zadeklarował ze szczerym postanowieniem zrobienia tego.

- Może potrzebujesz z czymś pomocy? - zapytała grzecznie, na co Tezeusz zapomniał na moment o czajniku i spojrzał na nią z niedowierzaniem.

- Ty to naprawdę... Masz serce na dłoni. Nawet teraz.

- Co masz na myśli, że nawet teraz? - Uniosła brwi, a Tezeusz westchnął głęboko i otworzył jedną z wiszących szafek, by wyjąć z niej filiżanki.

- Po prostu... Mam wrażenie, że ostatnio ciągle cię sobą męczę - przyznał wreszcie, na co ona nieświadomie podeszła do niego jeszcze bliżej.

- Tezeusz, co ty mówisz? - Wyciągnęła rękę, chcąc położyć ją na jego ramieniu, jednak prędko się na tym złapała i wycofała. - Spotkała cię tragedia, każdy by chciał pomóc w takiej sy...

- Właśnie nie każdy - przerwał jej. - Wielu nie miałoby cierpliwości, zwłaszcza, że... Nie jesteśmy rodziną ani nic.

- Ale chyba jesteśmy przyjaciółmi? - zapytała Żaneta z jednej strony z nadzieją, a z drugiej wydawało jej się to oczywiste.

Usłyszawszy to, Tezeusz przełknął ślinę. Nie wiedział, czym byli - to wszystko przez słowa Jenny, które huczały mu w głowie za każdym razem, gdy spoglądał na Żanetę. To ona powiedziała, że byli przyajciółmi... Lecz z drugiej strony co miała mu powiedzieć?

- Miło mi, że tak o mnie myślisz - odparł wreszcie.

Żaneta zwiesiła głowę, przygryzając wargę. Problem leżał w tym, że od jakiegoś czasu tak o nim nie myślała, ale przecież nie mogła mu tego powiedzieć.

Tezeusz zaczął rozglądać się po szufladach w poszukiwaniu łyżeczek. Zaczął się schylać, a wtedy Żaneta zobaczyła, jak coś białego wypada z kieszeni jego spodni.

- O, wypadło ci co... - zaczęła, podchodząc, by to "coś" podnieść i wtedy zrozumiała, czym to było. - Och.

To była chusteczka - ta sama, którą mu podarowała w Paryżu. Jej widok zdecydowanie jej nie pomógł.

Tezeusza wyraźnie to zawstydziło. Odebrał chusteczkę, biorąc głęboki wdech i zastanawiając się, czemu tak bardzo speszyło go to, że ją zauważyła.

- Trzymam ją, bo mi pomaga - wytłumaczył się głupio, a Żaneta tylko pokiwała głową.

- Cieszę się.

Tamte słowa nie były jakkolwiek przepełnione większymi emocjami, jednak w środku Żaneta nie potrafiła się opanować. To, że trzymał tę chusteczkę i to, co o niej powiedział tylko sprawiło, że przyspieszyło bicie jej serca, a kolejne złudne nadzieje narodziły się w jej głowie - nadzieje na to, że mogliby być kimś więcej niż przyjaciółmi.

Dlaczego jej to robił?

Prawda była jednak taka, że Tezeusz w tamtej chwili sam nie wiedział, co robił.  Odłożył chusteczkę na blat i dopiero wtedy zaczęło do niego docierać, jak bardzo się na tym przedmiocie zafiksował, co peszyło go jeszcze bardziej. Atmosfera w mieszkaniu zrobiła się naprawdę dziwna, dlatego mężczyzna był zdeterminowany ją polepszyć.

- W ogóle... Zgłodniałem trochę. Nie jadłem dziś śniadania.

- Oj, i to ja muszę ci przypomnieć, panie szefie, że to niezdrowo? - zapytała Żaneta żartobliwie, co prędko rozluźniło napięcie.

- Ostatnio nie mam głowy do gotowania, dlatego kupuję jedzenie, ale to z Hogsmeade jest naprawdę dobre - mówił Tezeusz, podchodząc do lodówki, gdzie tamto jedzenie właśnie się znajdowało. Otworzył jej drzwi, po czym zawahał się, zanim odwrócił się do Żanety i zapytał:

- Może miałabyś ochotę... Zjeść? Ze mną?

Mężczyzna nawet nie pomyślał wtedy o tym, że Żaneta za nic w świecie nie chciała mu wtedy odmówić, nawet jeśli w środku ze sobą walczyła.

Tylko herbata i tylko posiłek. Czemu wciąż tak bardzo wpędzało ją to wszystko w poczucie winy?

- Tak. Chętnie.

Średnio Na Jeża Ta Miłość • Tezeusz ScamanderWhere stories live. Discover now