43🌼

1.8K 346 219
                                    

Wino zakręciło im w głowach naprawdę szybko, przez co zupełnie stracili poczucie czasu. Nie można było powiedzieć, że nie wiedzieli, co się z nimi działo, jednak zdecydowanie czuli się przy sobie o wiele odważniejsi niż kiedykolwiek. Rozmowa zeszła juz tylko na intymne tematy, takie, o których w innych okolicznościach na pewno baliby się wspomnieć.

- Wiesz co... Już dawno powinienem był zerwać te zaręczyny - mówił Tezeusz, wpatrując się w końcówkę wina w swoim kieliszku. - Teraz widzę, że to raniło wszystkich.

- Naprawdę tak myślisz?

- Newt był załamany, bo miał swoją historię z Letą... Ona nie była szczęśliwa, bo gdzieś w środku wciąż chciała Newta, jestem tego pewien, stąd ciągle się kłóciliśmy... A ja nie byłem szczęśliwy, bo... - Urwał, wciąż wpatrując się w kieliszek, jakby łapiąc się na tym, co mówił. - No bo właśnie to wszystko...

Wziął głęboki wdech, a następnie wypił wino do końca.

- Może ze mną jest coś nie tak. - Odstawił kieliszek na stół. - Lata już swoje mam, a zostałem sam.

- Akurat tego, że ty kogoś znajdziesz  jestem pewna - powiedziała bez zawahania, nawet jeśli w środku myślała tylko o tym, że chciała, żeby tym kimś była ona.

Tezeusz uniósł wzrok i spojrzał jej prosto w oczy, nie komentując jej słów. Ona oczywiście nie miała pojęcia, ale on też myślał - myślał o tym, co powiedziała mu Jenna i pierwszy raz zastanowił się, czy tego kogoś rzeczywiście nie miał pod nosem... A czuł się wtedy tak dobrze, że razem z winem wszystko wydawało się składać w jedną całość.

- Na Merlina, zaraz wybije północ - powiedziała przerażona Żaneta, gdy odwróciła od niego wzrok, by choć trochę uspokoić serce i zobaczyła zegar. - Naprawdę powinnam już iść. Zasiedziałam się - dodała, natychmiast wstając.

Nie wierzyła w to, że tak bardzo się zapomniała - najpierw miał być tylko spacer, potem tylko herbata... A teraz wychodziła stamtąd o tak późnej godzinie. Oboje nie mieli nic przeciwko temu, lecz żadne z nich by tego wtedy nie przyznało.

- Odprowadzę cię, w takim razie - powiedział Tezeusz, wstając zaraz za nią.

Żaneta już chciała powiedzieć, że nie było takiej potrzeby, lecz ugryzła się w język. Skoro on sam to proponował, to czemu miała nie wykorzystać kolejnej chwili z nim, a nawet jeśli to pogarszało jej uczuciową sytuację... Serce było głuche.

Wyszli więc razem z jego mieszkania, gotowi dojść do Żanety na nogach, nawet jeśli jako czarodzieje mogli się tam znaleźć w kilka sekund. Na zewnątrz było kompletnie ciemno i naprawdę mroźno, co natychmiast poczuł Tezeusz, biorąc głęboki wdech.

- Ach, świeże powietrze. Potrzebowałem tego.

- No, to wino mnie też trochę ululało, nie powiem... - przyznała Żaneta, trzymając ręce w kieszeniach swojego płaszcza. - Już dawno nie piłam.

- Ale cieszę się, że otworzyłem z tobą tę butelkę. Warto było.

- Oj, ciebie to chyba to wino wzięło jeszcze mocniej niż mnie. - Żaneta zaśmiała się pod nosem, mierząc go wzrokiem. - Nie poznaję tego tonu, szefie.

- Och, nie mów do mnie szefie, właśnie wypiliśmy razem całe wino... A to takie sztuczne.

- Panie Scamander? - droczyła się rozbawiona, na co on obdarzył ją zirytowanym wzrokiem.

- Janet.

- Właśnie, ty nawet nie wypowiadasz mojego prawdziwego imienia! - kłóciła się, znajdując nawet odwagę, by trącić go łokciem.

Średnio Na Jeża Ta Miłość • Tezeusz ScamanderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz