60🌼

1.5K 276 80
                                    

Żaneta poczuła przeszywający ból w plecach, gdy te uderzyły o twardą, zmarzniętą ziemię pokrytą liścmi. Jenna ją puściła, a następnie podniosła się najszybciej, jak potrafiła, rozglądając się w poszukiwaniu jakiegokolwiek śladu Scamanderów - niestety, ujrzała tylko pusty las.

- Janet, co myśmy zrobiły?! Jak mogłyśmy ich tam zostawić?! - Złapała się za głowę, niemalże się trzęsąc i wcale już nie zwracając uwagi na liście przylepione do jej płaszcza czy włosów.

- Jenna, spokojnie, oni zaraz tu będą, na pewno... - mówiła Żaneta, też wstając, nawet jeśli tak naprawdę siebie też próbowała przekonać, że to była dobra decyzja. Musiała wierzyć w to, że Tezeusz jej nie zawiedzie.

- Jeśli Newtowi się coś...

Jenna nie dokończyła. Wybrzmiał głośny świst, a niecałe dwa metry dalej pojawili się trzymający się za ręce Tezeusz oraz Newt, cali i zdrowi.

- Newt!

W tamtej chwili Jenny nie obchodziło zupełnie, co działo się z pozostałą dwójką. Rzuciła się na Newta w spragnionym uścisku, który natychmiast odwzajemnił z takim entuzjazmem, że nawet lekko ją uniósł.

- Tezeusz, na Merlina, powiedz, że nic ci nie jest - powiedziała zrozpaczona Żaneta, nie zwracając już uwagi na tamtą dwójkę. Zaczęła go oglądać w poszukiwaniu potencjalnych obrażeń, ale Tezeusz, który wiedział, że właśnie uciekł śmierci, nie chciał już marnować czasu i przyciągnął ją do siebie, by ją przytulić.

- Chyba nigdy nie było mi lepiej - wydusił ze szczerą radością.

W ciele Żanety buzowało wtedy tyle adrenaliny, że nawet nie zarejestrowała tego uścisku, który ledwo odwzajemniła przed gwałtownym odsunięciem się.

- W coś ty się wpakował? - zapytała niczym rozczarowana matka. - Chciałeś, żebyśmy zeszli na zawał, tak?

- Przyznaję, że... Powinienem poprosić cię najpierw o radę.

- No ja myślę! - Żaneta zdzieliła go w ramię. - Tezeusz, ja im groziłam w tym ministerstwie prawami, które nawet nie istnieją, żeby was wyciągnąć.

Na te słowa mężczyzna zareagował śmiechem, szczerym, radosnym śmiechem za którym stała fascynacja kobietą przed nim. Spojrzał na nią i to w tamtej chwili przyznał to we własnej głowie.

Kochał ją.

- Co się śmiejesz, no. Tak było - ciągnęła Żaneta, nie mając nawet bladego pojęcia, co działo się w myślach Tezeusza. - Żeby mi to było ostatni raz, Scamander.

- Nie zamierzam cię już zostawiać - zapowiedział, a Żaneta nawet nie wiedziała, że mówił z pełną szczerością.

- Jesteś pewny, że nic ci nie jest? - zapytała jeszcze raz, rozczulając go zupełnie.

- Dam radę - odparł, choć oczywiście pobolewały go skrępowane przez tyle czasu ręce, nogi, no i jeszcze plecy od upadku.

- To chodźmy - zaproponowała, wskazując na stojących nieopodal Newta i Jennę. Nie tego chciał wtedy Tezeusz, ale z drugiej strony wiedział, że jeżeli już miał jej coś wyznawać, to w lepszych warunkach.

- To co teraz robimy? - zapytał, kiedy wraz z Żanetą podeszli do pary.

- O, nasze różdżki! - zawołała uradowana Żaneta, dostając swoją własność od Newta.

- Właśnie, Janet. - Jenna podeszła do niej i nagle też przytuliła. - Tobie też dziękuję. Ty też znowu uratowałaś mi tyłek. Przepraszam, że zwątpiłam.

- Janet uratowałaby was gołymi rękami. Nawet nie wiecie, jak o was walczyła w niemieckim Ministerstwie - powiedział Newt, co nieco ją speszyło.

- Och, no musieliśmy was jakoś wyciągnąć, to wszystko. - Żaneta nieświadomie założyła kosmyk włosów za ucho. - Wiem, że zrobilibyście to samo - dodała, bo adrenalina zaczęła opadać, a ona zaczęła tracić odwagę, którą jeszcze chwilę temu przy Tezeuszu miała.

Jenna uśmiechnęła się nieco. Widziała, jak stojący za Żanetą Tezeusz nie może oderwać od niej wzroku, a patrzył na nią niemal odcięty od świadomości, bo wciąż do niego dochodziło, co naprawdę do niej czuł.

- Dobra, to na razie zacznijmy od tego, gdzie w ogóle jesteśmy - powiedział Newt, a wtedy Jenna klasnęła w dłonie z radości, gdy spojrzała jeszcze dalej za Tezeusza.

- W domu, panowie.

Jenna nie bez powodu wymieniła tylko chłopców. Gdy wszyscy odwrócili się w kierunku, w którym patrzyła, ujrzeli jezioro, góry... A na ich tle majestatyczny, potężny zamek.

Hogwart.

- Chciałam być znowu w Hogwarcie, no i jestem - powiedziała rozanielona Jenna, gdy weszła do Wielkiej Sali. - Mój siedmioletni azyl, zawsze tak samo piękny...

Jej uśmiech prędko zniknął z jej twarzy, gdy cała czwórka trafiła na Eulalie na środku pomieszczenia.

- Co wam zajęło tak długo? - zapytała od razu.

- Było parę... Komplikacji - wyjaśnił Newt.

Żaneta widziała tylko, jak Jenna usuwa się gdzieś na bok, nie chcąc słuchać Eulalie i sama trochę się wyłączyła. Rozglądała się po Wielkiej Sali, bo przecież widziała ją po raz pierwszy. Zafascynował ją sufit, który imitował pogodę na zewnątrz - teraz zauważała inspirację Hogwartem w Kurgrodzie, gdzie dach nad stołówką też był wyjątkowy, bo znajdował się tuż pod Stawem Rozdziału. Wydawało się jej jednak, że w jej szkole było znacznie przytulniej. Mimo wszystko Hogwart bardzo się jej podobał, choć zdecydowanie chciałaby zobaczyć więcej.

Tezeusz z jednej strony słuchał, a z jednej strony zerkał na Żanetę, z uśmiechem obserwując, jak rozglądała się z ciekawością. Pomyślał wtedy, że chciałby ją oprowadzić po Hogwarcie, ale tak... Sam na sam, najlepiej latem, bez żadnych uczniów, bez nauczycieli. Ta myśl sprawiła, że wręcz trochę zakręciło mu się w glowie. Merlinie, jakie to by było wspaniałe, gdyby mogli być tam jak nastolatki zakochujące się po raz pierwszy...

- To miejsce jest niesamowite. Wszędzie latają mali czarodzieje. - Z zamyślenia wyrwał go głos Jacoba, kiedy on i Jenna wrócili już do grupy ze stolika.

- No co ty nie powiesz? - mruknął rozbawiony Tezeusz.

- Och, Jacob, powinieneś zobaczyć Kurgród. Tam wszędzie latają mali polscy czarodzieje - wtrąciła Żaneta, na co Tezeusz odczuł jeszcze większą potrzebę tego spaceru po Hogwarcie, a Kowalski pokiwał głową.

- Tak, to pewnie wspaniałe... Ale tu też są dla mnie bardzo mili. Chłopcy ze Slytherinu dali mi te słodycze, kto chce jednego?

Wszyscy odwrócili się, by zobaczyć wspomniane słodycze, które bardzo rozbawiły czarodziejów. Tezeusz bardziej niż ktokolwiek z nich przekonał się, żeby nie ufać Ślizgonom.

- Ślizgoni ci je dali, mówisz? Oj, Jacob, czy ja cię niczego nie nauczyłam o Ślizgonach? - zapytała Jenna, wkładając ręce do kieszeni swojego płaszcza.

- Ja sam nigdy nie byłem fanem karaluchów w syropie, ale te z Miodowego Królestwa są podobno najlepsze... - dodał Newt, a wtedy Jacob rozdziawił usta, zdradzony, i z tą samą zdradą w oczach spojrzał na stół Ślizgonów.

Po raz kolejny głośny śmiech wydobył się z ust dawnych uczniów Hogwartu, a wszyscy przez chwilę poczuli się, jakby wcale nie groziło im śmiertelne niebezpieczeństwo.

Średnio Na Jeża Ta Miłość • Tezeusz ScamanderWhere stories live. Discover now