33🌼

2.7K 510 280
                                    

Żaneta zdjęła swój płaszcz i rozpięła dwa guziki swojej koszuli, wreszcie relaksując się choć trochę, nawet jeśli serce wciąż biło jej jak oszalałe przez to, że Tezeusz siedział tuż przed nią. Zastanawiała się, jak zacząć z nim rozmowę... Co w ogóle mówiło się w takich sytuacjach? Czy jakiekolwiek jej słowa mogły mu ulżyć?

Spojrzała w kierunku Jenny, która brała jedzenie dla siebie i Newta, a wtedy ją olśniło.

- Chciałbyś może coś zjeść? - zapytała Tezeusza cicho, nieświadomie podciągając rękawy swojej koszuli. - Przyniosłyśmy tego sporo, przygotuję ci coś... Jeśli chcesz. - Ostatnie słowa dodała pospiesznie, nie chcąc mu się naprzykrzać.

- Dziękuję - powiedział Tezeusz, wpatrzony gdzieś w podłogę. - Ale teraz chyba nic nie jestem w stanie przełknąć.

- Gdybyś zmienił zdanie, to daj znać... Prawie nic dziś nie jedliśmy - zauważyła zmartwiona Żaneta, zakładając sobie włosy za ucho, byle tylko się czymś zająć w tej wyjątkowo stresującej ją chwili.

- Jest mi bardzo przykro - przyznała, drapiąc się po ramieniu. - Nawet nie próbuję sobie wyobrazić, co musisz teraz czuć...

- Ja sam nie wiem, co czuję, Janet - powiedział zaskakująco głośno, po raz pierwszy na nią spoglądając. - Moja narzeczona zginęła, powiedziała: Kocham cię... A ja wiem, że nie powiedziała tego do mnie.

Te słowa sprawiły, że Żaneta w szoku wycofała się w swoim siedzeniu.

- Ale... Jak to? - wydusiła, nie rozumiejąc, o czym mówił.

Tezeusz wyglądał, jakby było mu już wszystko jedno. Pochylił się w jej stronę, opierając ręce na kolanach.

- Znasz sytuację, widziałaś, ile razy przychodziłem załamany do pracy... Za każdym razem powód był ten sam. Wciąż się z nią kłóciłem, ale liczyłem, że to odbudujemy, w końcu z jakiegoś powodu się jej oświadczyłem... Janet, ja zacząłem tego żałować już jakiś czas temu.

Serce Żanety podskoczyło jej w piersi; spodziewała się wielu słów, ale na pewno nie takich. Z jednej strony cieszyła się, że doszedł do takich wniosków szybciej niż ona, gdy była z Waldkiem - z drugiej czuła się okropnie z tym, że wewnętrznie radował ją ten nieudany związek. Z Tezeusza wszystko zaczęło się wylewać, wszystko to, co dusił w sobie od dawna.

- Nie wiem, co mam teraz czuć, nie wiem, co mam robić - mówił, kręcąc głową. - Ja już chyba przestałem ją kochać. A teraz, jak jej nie ma... Nie wiem, naprawdę nie wiem, czy mogę w ogóle tak mówić, gdy się za nas poświęciła...?

Choć Żaneta wiedziała, że mówił to wszystko pod wpływem emocji, chciała, by było to prawdą.

- Tezeusz, spokojnie - szepnęła kojąco. - Jesteś roztrzęsiony. To normalne w takiej sytuacji. - Nie odważyła się go dotknąć, lecz położyła swoją dłoń na podłokietniku jego fotela, zmniejszając dystans pomiędzy nimi.

On słuchał jej jak zaklęty. Patrzył na nią przez moment, zbierając w głowie odpowiednie słowa.

- Dziękuję ci, że zostałaś - powiedział, przełykając ślinę. - Newt i ty trzymaliście mnie tam do końca.

Żaneta rozdziawiła usta.

- Ja...?

- Widziałem, jak walczysz, że nie chcesz się deportować... Walczyłem na wojnie, ale zawahanie jest zawsze, to po prostu instynkt, bo chcesz żyć... W pewnym momencie chciałem zabrać Newta i stamtąd zniknąć. Ale jednak... - urwał, spoglądając jej w oczy.

Gula w gardle Żanety zdawała się robić coraz większa.

- Ja zostałam, bo... Bo obiecałam ci, że zostanę - wyszeptała, bojąc się, że się rozpłacze; czy ze wzruszenia, czy z poczucia winy, że serce biło do niego coraz szybciej i szybciej, nie miała już pojęcia.

Tezeusz zaśmiał się żałośnie.

- Widzisz... Dobraliśmy się.

Gdy to powiedział, Żaneta już nie wytrzymała. Łzy stanęły jej w oczach, a ona z całych sił powstrzymywała płacz. Nigdy się tak nie czuła jak wtedy, nigdy tak blisko nie miała tego, czego pragnęła, a nie mogła tego dotknąć, nigdy jej własna moralność nie walczyła tak bardzo z sercem...

Wycofała swoją rękę z fotela, drżąc.

- Powiedziałem coś nie tak? - zapytał Tezeusz, widząc, jak nerwowo pocierała ręką o rękę.

- Nie, wszystko w porządku - odparła pospiesznie, nawet jeśli wiedziała, że on nie kupi tego kłamstwa.

- Widzę, że...

- To nie jest rozmowa na teraz - przerwała mu stanowczo, odwracając od niego wzrok i pospiesznie wycierając oczy. - Powinniśmy... Odpocząć. Wszyscy, ty zwłaszcza.

- Nie chcę, nie zasnę - burknął Tezeusz. - Nie umiem sobie poradzić z moimi własnymi myślami. - Mężczyzna złapał się obiema rękami za głowę, prawie targając sobie włosy.

- To mogę coś jeszcze dla ciebie zrobić...? - zapytała łamiącym się głosem.

- Powiedzieć mi, dlaczego ty teraz...

- Nie, Tezeusz - przerwała mu tak stanowczo, jak jeszcze nigdy się do niego nie zwróciła.

- To powiedz mi szczerze, chcę wiedzieć, czy traktujemy to tak samo... Czy ty masz mnie tylko za twojego szefa?

Gdyby Żaneta nie siedziała, w tamtym momencie ugięłyby się pod nią nogi.

- Co?

- Sądziłem, że się zaprzyjaźniliśmy - powiedział jakby z rozczarowaniem, roczarowując i Żanetę, która spodziewała się innych słów. Zaraz po tym jednak potrząsnęła głową, by przypomnieć sobie, że mimo wszystko on właśnie stracił ukochaną.

- Ufasz mi? Tak poza pracą? Po wszystkim, co wydarzyło się dzisiaj...

Żaneta westchnęła głęboko, spodziewając się kolejnych łez. Nie wierzyła, że akurat wtedy musiał drążyć.

- Ufam ci, to w ogóle nie o to chodzi...

Tezeusz chciał jej odpowiedzieć, jednak w tym momencie do pomieszczenia wrócili Jenna i Newt. Na ich widok Żaneta odskoczyła wręcz od mężczyzny.

- Robię herbatę. Chcecie? - zapytała wtedy Tina, która stała przy czajniku.

- Poproszę - powiedział Newt, też dopiero odrywając wzrok od swojego brata, który miał zmartwienie wymalowane na twarzy.

- Ja też - dodała Jenna, wymieniając z Newtem zdziwione spojrzenia.

- Przepraszam was - powiedział Tezeusz, wstając nagle. - Pójdę już chyba na górę.

I bez dodatkowych słów, Tezeusz zrobił jak powiedział.

- Ja też - dodał zapłakany Jacob i prędko ruszył za Aurorem.

- Jedzmy i śpijmy - stwierdziła w końcu Jenna, wzdychając. - To był bardzo długi dzień.

Żaneta sama straciła jednak apetyt. Wzięła do ręki swój płaszcz i różdżkę, a następnie bez słów także ruszyła na górę. Zobaczyła tam drzwi do kilku pomieszczeń, a za tymi po prawej od razu zniknął Jacob. Te po lewej otwierał Tezeusz, więc Żaneta ruszyła przed siebie do dalszych, z bólem serca go wymijając. Nie przeszła jednak więcej, niż kilku kroków, gdy ponownie usłyszała jego głos.

- Janet... Zaczekaj, proszę - szepnął, a kobieta prędko się do niego odwróciła. - Przepraszam. Nie nawet wiem, co mówię. Nie chciałem naciskać.

Żaneta nie potrafiła być i nie była na niego zła. Serce zmiękło jej natychmiast pod wpływem tego okropnego zmęczenia oraz żalu na jego twarzy.

- W porządku, rozumiem - zapewniła.

- Wiem, że proszę cię już o za wiele... Ale weszłabyś tu jeszcze? - Wskazał głową na pokój za sobą, a Żaneta już wtedy wiedziała, że pomimo strachu mu nie odmówi. Zresztą, na jego miejscu w takich chwilach też nie chciałaby być sama.

- Pewnie.

Średnio Na Jeża Ta Miłość • Tezeusz ScamanderWhere stories live. Discover now