18🌼

2.7K 506 129
                                    

Dni do konferencji minęły Żanecie szczególnie nudno. Nawet jeśli zajmowała się tak chodliwym tematem, jakim był Grindelwald, patrzenie na jego życiorys przyprawiało ją już o mdłości, bo znała go na pamięć. Spotkały ją mimo wszystko dwie przyjemne rzeczy, a pierwszą z nich był fakt, Frania jej odpisała, obiecując, że jak będzie trzeba, to zeswata ją z bratem Romana i zostaną jedną, wielką, szczęśliwą rodzinką. Choć Żaneta czarno to widziała, uśmiała się przy liście znacznie, na moment zapominając o swoich miłosnych rozterkach. Drugim powodem do radości było to, że Kyle, Auror, którego poza Tezeuszem znała najlepiej, zaproponował, by dla samej zabawy wspólnie pojawili się na tym całym balu. Żaneta cieszyła się, że przynajmniej nie będzie snuła się tam sama.

Kiedy nastała końcówka marca, temperatury nieco wzrosły, a na niebie coraz częściej pokazywało się słońce. To przy jego zachodzie Żaneta przygotowywała się do całej konferencji w łazience, gdzie po raz kolejny oceniała swój wygląd.

Pani Majewska uszyła córce olśniewającą suknię, odsłaniającą jej obojczyki, ale jednak zakrywającą biust, na którego wysokości znajdowały się szerokie ramiączka. Szyja Żanety, która włosy związała w eleganckiego, choć małego koka, prosiła się o jakiś naszyjnik, jednak niczego odpowiedniego na tamtą okazję nie miała.

- Mamo, naprawdę piękna jest ta suknia, ale... Czerwona? Nie sądzisz, że będzie zbyt wyzywająca? Może zmienię kolor? - mówiła, upewniając się, że dobrze zapięła złote kolczyki.

- Ale nie jest przecież krwistoczerwona, tylko bordowa - argumentowała pani Majewska, stając w drzwiach od łazienki. - Przyciąga wzrok, ale nie za dużo. A nie pójdziesz w czarnej, to nie pogrzeb. W takiej może kogoś poznasz...

Żaneta westchnęła głęboko, bo nie miała już siły tłumaczyć matce, że szła tam tylko ze względu na pracę i liczyła na rychły powrót do domu. Ostatni raz sprawdziła szminkę (czerwoną, by pasowała, jednak nie za mocną, by nie przesadzić), a następnie ruszyła do Ministerstwa, gdzie czekał na nią Kyle oraz świstoklik do Genewy, gdzie wszystko miało się odbywać.

Żanecie wystarczył jeden krok do środka, by wiedzieć, że Tezeusz miał rację - to była wymówka na bal. Sala ociekała luksusem, podłoga była marmurowa, a ściany zdobiły nieskończone rzeźby i ornamenty, z sufitów zwisały piękne żyrandole z kryształami. Wszyscy goście ubrali byli w eleganckie stroje, a Żaneta czuła, że wcale się nie wyróżniała na ich tle, ani też nie była wyzywająca. Ona i Kyle przyjęli powitalne kieliszki szampana, a następnie niedługo po tym wyłapali w tłumie Tezeusza oraz Letę.

Gdy Scamander zobaczył w tłumie swoją asystentkę, poznał ją tylko ze względu na Kyle'a stojącego nieopodal. Wyglądała olśniewająco, a jej bordowa, idealnie skrojona suknia sprawiała, że trudno było oderwać od niej wzrok. Nie wiedział, czy to przez to, że nigdy nie widział jej tak uszykowanej, czy po prostu taka była... Choć jeszcze przed momentem powiedział Lecie, że była najpiękniejszą kobietą w pomieszczeniu, pomyślał wtedy - za co natychmiast się skarcił - że mogło być inaczej.

- Janet. Nie poznałem cię - powiedział w ramach przywitania.

- Dobry wieczór, szefie - odparła Żaneta dyplomatycznie. - I...

Żaneta przyznała w duchu, że Tezeusz wyglądał dobrze, ale on nie różnił się aż tak bardzo od swojej normalnej aparycji jak ona. To kobieta przy jego boku interesowała ją wtedy bardziej - Leta była piękna, o wiele piękniejsza od niej, a przynajmniej tak uważała blondynka. Miała spiczastą ozdobę we włosach, bransoletkę ze srebrnym z wężem na długości całej ręki i wreszcie czarną suknię na ramiączkach ze sporym dekoltem, którego... Z jakiegoś powodu nie zdobił naszyjnik od Tezeusza.

- Leta - powiedziała kobieta, wyciągając swoją rękę w kierunku Żanety na znak pojednania, co natychmiast wywołało uśmiech na twarzy Tezeusza.

- Janet. - Żaneta uścisnęła jej dłoń, również się uśmiechając. Cieszyła się, że Leta wyciągnęła do niej rękę, licząc, że ta nie będzie miała już żadnych pretensji.

- Yaxley kolejny raz daje mi do zrozumienia, że chce ze mną rozmawiać... Muszę was przeprosić - powiedział Tezeusz, a następnie zwrócił się do Lety. - Zaraz wrócę.

Żaneta zauważyła, że Kyle nawet z nią tam nie podszedł, więc została w bardzo dziwnej, nieco niezręcznej sytuacji z Letą. Co ją zdziwiło, Lestrange nie odeszła, a po chwili milczenia zaczęła z nią rozmawiać.

- Cóż... Dziwnie z tobą rozmawiać, bo Tezeusz sporo o tobie mówił. Czuję się, jakbym cię znała - powiedziała, a następnie wzięła łyk swojego szampana.

Żaneta z trudem powstrzymała się od przewróceniem oczami, wiedząc, że Tezeusz na pewno tyle o niej nie mówił. Choć zazwyczaj starała się być miła, czasem aż za miła, dla wszystkich, tamtego wieczoru czuła się pewna siebie.

- Dobrze, wiem, do czego to zmierza - powiedziała, wzdychając. - Skoro już rozmawiamy, to ustalmy to. Ja naprawdę nic nie chcę od Tezeusza. Jest moim szefem i to wszystko, a ja nigdy nie zniżyłabym się do poziomu zabierania komuś narzeczonego.

Żaneta nie czuła się w ogóle zażenowana tym, co mówiła. Liczyła, że w ten sposób Leta odpuści i jemu, i jej - przynajmniej te spojrzenia.

Leta milczała przez moment, najwyraźniej trawiąc te słowa. W końcu wzięła jeszcze jeden łyk szampana i powiedziała:

- Dobrze to słyszeć.

Obie wymieniły małe uśmiechy, a następnie Żaneta sama napiła się trochę szampana dla uspokojenia. Jakoś nie wierzyła w tamte słowa, ale nie chciała tego drążyć.

Najwyraźniej Leta również uznała rozmowę za zakończoną, bo odeszła powoli w kierunku tłumu, który gromadził się w innej części sali. Zaintrygowana Żaneta, dawno straciwszy Kyle'a z oczu, po chwili także ruszyła w tamtą stronę. Tłum stworzył swego rodzaju koło, w którego środku pięknie tańczyła kobieta w srebrnej sukni, podrzucając co moment delikatne, przezroczyste materiały w górę, które dzięki zaklęciom spadały tak wolno, jakby znajdowały się w wodzie.

Przez moment Żaneta zapatrzyła się jedynie na taniec, po chwili jednak zauważyła, że Leta wystąpiła nieco przed koło, zachowując się jak zahipnotyznowana. Z jej twarzy dało się wyczytać jakby smutek, zmartwienie... Żaneta zupełnie tego nie rozumiała.

Pokaz się zakończył, a wszyscy poza Letą obdarzyli tancerkę aplauzem. Natychmiast zaczęła grać już balowa muzyka, a zanim Żaneta zdążyła się zorientować, Leta zniknęła jej z oczu, a do niej podszedł Kyle, który odłożył ich kieliszki i zaprosił ją do tańca.

Ta pierwsza piosenka dłużyła się Żanecie niemiłosiernie, bo rozmowa z Kylem, nawet grzeczna i tylko okazjonalna przy tańcu, po prostu się jej nie kleiła. Gdy się zakończyła, prędko ruszyła do stołu z nowymi napojami, by odetchnąć, a Leta i Tezeusz - stety bądź niestety - po chwili wpadli na ten sam pomysł.

- Poznałyście się, jak mnie nie było? - zapytał Tezeusz, podając narzeczonej nowy kieliszek.

Kobiety spojrzały na siebie, jakby czekając na to, która pierwsza się odezwie. Pojedynek ten jednak nigdy się nie rozwiązał, bo do Lety podszedł jakiś mężczyzna.

- Och, panna Lestrange, co za spotkanie!

- Pan Irving, miło pana widzieć... - powiedziała Leta, wyraźnie zaskoczona jego pojawieniem się.

- Okazja nie do powtórzenia, tyle do powiedzenia... Honor nakazuje mi poprosić do tańca - odparł, wyciągając do niej rękę, na co Leta spojrzała na Tezeusza, jakby prosząc o ratunek. On się tylko zaśmiał.

- No, idź - zachęcił, na co kobieta popatrzyła na niego ze zdradą w oczach, po czym odeszła. Żaneta od razu poczuła się lżej.

- Ładnie tak wysyłać narzeczoną w paszczę lwa? - zapytała, podchodząc nieco bliżej do swojego szefa.

- Nieprawda, ona lubi pana Irvinga, tylko tańczyć trochę mniej - wyjaśnił wciąż rozbawiony Tezeusz. - Ale skoro, jak mówisz, wysłałem ją w paszczę lwa, to ciebie mogę prosić?

Średnio Na Jeża Ta Miłość • Tezeusz ScamanderWhere stories live. Discover now