52🌼

1.5K 291 59
                                    

Niby wszystko wróciło do normy. Tezeusz i Żaneta znowu dzień w dzień, podobnie jak inni Aurorzy, zajęci byli poszukiwaniami Grindelwalda. Ona wciąż dzieliła z nim biuro, przynosiła herbatę - choć podkreślał, że wcale nie musiała tego robić - i dni w pracy mijały tak, że nie chciało mu się z niej wychodzić.

Mimo wszystko to, że nic się nie zmieniło było tylko pozorem. Zmieniło się wiele; Żaneta, która zaczęła nieco zmieniać swój styl, bardziej dbać o siebie i zapuszczać włosy, Newt, który żył jak w skowronkach, odkąd Jenna się do wprowadziła... A na końcu tego wszystkiego zmienił się Tezeusz, niepewny ostatnimi czasy, co czuł.

Któregoś wieczoru, kiedy jak zwykle spędzał sam w pustym mieszkaniu, usiadł na skraju łóżka i wreszcie postanowił skonfrontować się z własnymi uczuciami, tymi, które od kilku tygodni odsuwał.

Co ta kobieta z nim zrobiła? Widział, że mu lepiej, że chce mu się znowu żyć, i nie mógł się dłużej oszukiwać, że to nie była w dużej mierze jej zasługa. Łapał się na tym, że starał się ją rozbawić, bo tak polubił jej śmiech, a choć bał się to przyznać sam przed sobą, to tak naprawdę polubił też wszystko inne. Ona była ostoją dobroci, a to zdawało się wpływać na całe jego życie; widział, że nawet gdy kogoś aresztowali, to ona potrafiła tym ludziom współczuć, i rosło mu od tego serce. Lubił z nią być, nawet jeśli siedzieli w biurze i nie rozmawiali, oboje zajęci papierkową robotą, po prostu sam fakt, że tam była wprawiał go w lepszy nastrój.

A do tego wszystkiego były jeszcze przecież ich rozmowy, krótsze czy dłuższe, ale zawsze takie, że chciał rozmawiać z nią dłużej. I choć w ostatnim czasie nie zaprosił jej do siebie ani razu, to po cichu szukał jakiejś wymówki na to, by zrobić to znowu.

Westchnął, drapiąc się po nagim ramieniu, bo siedział tylko w długich spodniach od piżamy. Dobrze, przyznał się, polubił ją bardziej niż się tego spodziewał - ale to nie rozwiązywało jego największego problemu, czyli tego, czy powinien coś z tym zrobić... Czy pozwolić sobie na to, by to uczucie przestało być platoniczne.

Zżerało go poczucie winy, głównie z dwóch powodów: po pierwsze, czy powinien tak bardzo interesować się inną kobietą, gdy niedawno stracił narzeczoną?

Z drugiej strony... Czemu nie miał być szczęśliwy po śmierci Lety? Poza tym, doszedł już dawno do wniosku, że gdyby żyła, to i tak to narzeczeństwo by się zakończyło. Obawiał się tylko, że ludzie mogą go wziąć za jakiegoś faceta zmieniającego kobiety jak rękawiczki, nie mówiąc już o tym, jak mogłaby być widziana Żaneta - wiedział przecież, o czym i jak pisały gazety.

Drugi problem był jednak nie do przeskoczenia psychicznie - chodziło o Ministerstwo, o etykę pracy i o to, że wiedział, że gdyby jakkolwiek się do siebie zbliżyli, to byliby wytykani palcami. Był w końcu szefem brytyjskich Aurorów; miał świecić przykładem, a więc nie wdawać się w nieodpowiednie relacje w miejscu pracy...

A jednak gdy przyszedł następnego ranka do biura, to pytał sam siebie, czy to Ministerstwo naprawdę tak bardzo go obchodziło - nie zająknął się jednak słowem na ten temat, nie miałby odwagi.

Mimo wszystko, zbliżało się Boże Narodzenie i Tezeuszowi niezwykle zależało na tym, by dać Żanecie jakiś prezent. Chciał jej pokazać, że stała mu się bliska, że mu na niej zależało, tak czy inaczej... Nie było przecież lepszego okresu w roku, by komukolwiek okazywać jakiekolwiek życzliwe uczucia niż święta.

Ustalił sam przed sobą: to miał być tylko prezent, by zrobiło się jej miło, ni mniej, ni więcej.

Ale wtedy pojawił się kolejny problem, czyli co mogłoby być tym prezentem. On wiedział doskonale: dobrze pamiętał bransoletkę, która spodobała jej się, gdy byli u jubilera już, zdawało się, wieki temu. Wiedział, że by się z niej cieszyła, ale czy to nie był zbyt odważny prezent? Czy by jej nie speszył? Czy coś takiego w ogóle dawało się kobiecie, która nie była z nim związana?

Nie miał kogo się poradzić. Nie tylko dlatego, że Newt kompletnie się na tym nie znał - nie chciał też nikomu przyznawać się do swoich rozterek, bo zwyczajnie się ich wstydził. W takich momentach nieustannie wracały jednak do niego słowa Jenny, tej przeklętej Jenny, która bardziej niż dosadnie dała mu do zrozumienia, że Żaneta już dawno coś do niego poczuła. Tylko czy mógł jej wierzyć?

Cholera, jakie to wszystko było skomplikowane.

Na moment wygrało serce, bo Tezeusz dotarł do jubilera, znalazł tę konkretną bransoletkę - srebrną z przywieszką - i nawet doniósł ją do sprzedawcy, ba, nawet za nią zapłacił. I wszystko szło dobrze, aż tenże sprzedawca się nie odezwał.

- Czy zapakować na prezent?

Tezeusz zawahał się, choć sam nie wiedział czemu. Przecież właśnie po to kupił tę bransoletkę.

- Tak, poproszę.

- Świetny wybór, ukochanej na pewno się spodoba - odpowiedział czarodziej za ladą, nie zdając sobie nawet sprawy, jak załamał tym Tezeusza.

Nawet ten nieznajomy widział, że to nie był byle jaki prezent. Wszystkie dotychczasowe przemyślenia Tezeusza odeszły w zapomnienie, bo wrócił ten ogromny strach przed wygłupieniem się.

I tak bransoletka zapakowana w piękne, granatowe pudełko ze srebrną wstążką stała się największym koszmarem Scamandera, który gapił się na nie nawet przed snem, próbując wymyślić, co z nią zrobić. A czas płynął nieubłagalnie, i do świąt pozostawało coraz mniej czasu...

Kiedy już wiedział, że Boże Narodzenie spędzi u Newta, pomyślał, że może ją tam zaprosi, chociażby na przyjacielską kolację, bo przecież jego brat i Jenna też ją lubili. I może tam byłoby mu łatwiej dać jej ten prezent...? Schować go gdzieś pod choinką?

- Janet, jeśli mogę zapytać... Co robisz w święta? - wydusił z siebie, gdy kończyli pracę zaledwie dwa dni przed świętami.

Żaneta od razu uniosła głowę znad dokumentów, które odkładała na miejsce. Czuła, że nie pytał bez powodu.

- Myśleliśmy z rodzicami, żeby pojechać do Polski chociaż na dzień czy dwa. Dawno nie widzieliśmy się z rodziną, no i...

- A. No tak, rozumiem - odparł i niewystarczająco ukrył przy tym swoje rozczarowanie, bo Żaneta miała ochotę uderzyć się teczką w głowę. Czy właśnie potencjalnie straciła szansę na spędzenie z nim świąt?

- Ale to nie jest jeszcze pewne - dodała pospiesznie, choć było to kłamstwem. Obiecała rodzicom, że z nimi pojedzie, obiecała Frani, która była tak podekscytowana jej przyjazdem.

- Cóż, to nie życzę ci jeszcze wesołych świąt, bo jeszcze jutro się zobaczymy. Także... No, do jutra - powiedział, po czym wyszedł pospiesznie, choć wiedział, że będzie jeszcze musiał wrócić do biura.

I tak też zrobił, lecz dopiero wtedy, gdy upewnił się, że Żaneta już wyszła. Był załamany swoim tchórzostwem, ale nawet wojna nie była dla niego tak trudna jak to wszystko, co się działo teraz. Co do jednego miał pewność: nie istniała taka siła, która dałaby mu wystarczająco odwagi, żeby bezpośrednio wręczyć jej ten prezent.

Wyjął pudełko, które tak go męczyło, a następnie zostawił je na jej biurku. Dołączył do tego tylko kartkę, że to dla niej - nie podpisał się, rzecz jasna - a po tym pozostawało mu tylko liczyć, że jak zawsze przyjdzie do pracy wcześniej niż on, znajdzie je, zrobi jej się milej...

I po prostu nie będzie pytać o to, od kogo je dostała.

Średnio Na Jeża Ta Miłość • Tezeusz ScamanderWhere stories live. Discover now