29🌼

2.4K 501 199
                                    

Żaneta czuła, że powinna być szczęśliwa. Znalazła się w Paryżu, mieście, które od lat pragnęła zobaczyć, poza tym po to, by robić to, co chciała robić jeszcze jako nastolatka, czyli pomagac ludziom - i to na dużą skalę. Mieszały się w niej ekscytacja, że po raz pierwszy od miesięcy wreszcie robili realny postęp oraz strach przed tym, co mogło ich spotkać.

Mimo tego wszystkiego, trudno było jej się uśmiechać. Gdy myśli nie zajmował jej Grindelwald oraz to, jak skutecznie się przed nim bronić, w głowie miała tylko Tezeusza, jego zmarnowaną minę w Hogwarcie... Po części widziała w nim siebie i zastanawiała się, czy myślał to, co ona, gdy Waldek sprawiał jej przykrość i winił siebie, czy widział to, do czego doprowadzał go związek z Letą. Nie śmiała jednak o to zapytać, uważała, że to byłoby już zdecydowanie za dalekie posunięcie, poza tym mieli na głowie wtedy znacznie większe problemy.

Francuskie Ministerstwo Magii wyjątkowo się jej spodobało. Było spokojniejsze, zimniejsze i po prostu elegantsze niż to brytyjskie, a Żaneta nie mogła się napatrzeć. Jej ciągłe rozglądanie w czasie rozmów z Traversem okazało się przydatne.

- Przepraszam, panie Travers... Chyba powinien pan to zobaczyć - wydusiła, wyglądając przez okno małego pomieszczenia, w którym się znajdowali.

- Co znowu? - burknął Travers, niezadowolny z tego, że mu przerwano, podszedł jednak do okna, a zaraz za nim Tezeusz. Obaj ujrzeli coś jak ogromne, czarne welony wzbijające się w powietrze i okrywające całe budynki, a na ich widok zamarli.

- Grindelwald zbiera ludzi... Czas działać - wyszeptał tylko Travers, a następnie odwrócił się do Tezeusza. - Idziemy, Tezeusz - dodał i bez żadnych dodatkowych wyjaśnień ruszył do wyjścia.

- Janet, chodź ze mną - polecił jej Tezeusz, nawet jeśli nie do końca wiedział, do czego mogła się przydać. Już naturalnie wszędzie brał ją ze sobą.

Żaneta nie potrzebowała powtarzania i natychmiast ruszyła za nim, czując, że serce zaczyna bić jej coraz szybciej - miała wkrótce najprawdopodobniej spotkać czarodzieja, który był tak groźny, tak bezwzględny... I czuła się na to gotowa.

Tezeusz i Żaneta ledwo opuścili pomieszczenie, kiedy wpadli na Letę.

- Co się dzieje? - zapytała przestraszona.

- Grindelwald zwołuje swoich. Nie wiemy gdzie, ale wiemy, że dziś w nocy - odparł Tezeusz, a wtedy Leta zatrzymała go.

Żaneta również przystanęła, by nie wpaść na szefa, znajdując się w niezwykle niezręcznej sytuacji, bo Leta nie chciała z nim raczej rozmawiać o pracy. Przysunęła się i pocałowała go nagle, na co blondynka zrobiła kilka kroków w tył, spuszczając wzrok. Nie chciała tego oglądać, nie tylko z niezręczności. Tysiące małych igieł zdawały się przeszywać jej serce, podczas gdy ona niczym mantrę powtarzała sobie: Nie możesz nic do niego czuć.

- Bądź ostrożny - powiedziała zmartwiona Leta.

- Oczywiście.

- Obiecaj, że będziesz uważać.

- Oczywiście, że będę uważać - zapewniał Tezeusz.

Wbrew wszystkiemu, Żanetę nieco to ucieszyło, bo chciałaby mu powiedzieć to samo. Ona musiała przekonywać samą siebie, że gdyby zginęła, jej rodzice, a nawet Frania... Nigdy by tego nie znieśli i to dawało jej najwięcej siły. Ona też miała dla kogo żyć.

- Chcę, żebyś usłyszała to ode mnie... Myślą, że Credence może być twoim zaginionym bratem.

- Ale mój brat nie żyje - przerwała mu Leta stanowczo.

Średnio Na Jeża Ta Miłość • Tezeusz ScamanderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz