37🌼

2.4K 409 102
                                    

Dni mijały Tezeuszowi niemiłosiernie wolno, a on sam nie pamiętał ostatniego razu, gdy czuł się tak źle tak długo. Prawie nie wychodził z mieszkania, a jednak gdy w nim siedział, też nic nie robił. Nadal nie potrafił zebrać się na wyniesienie rzeczy Lety, jedynie to, co miał na widoku wrzucił do jednej torby, by nie musieć na to patrzeć.

Nie wiedział, gdzie szukać pocieszenia. Newt też próbował sobie z tym wszystkim poradzić, zresztą jemu naprawdę zdawała się pomagać ta przeklęta Wharflock. A Tezeusz?

Ciągle wracał do Żanety, codziennie o niej myślał i codziennie karcił się za to, że tyle to robił. Czuł jednak gdzieś w duchu, że gdyby się z nią zobaczył, to zrobiłoby się lepiej, chciał zresztą wiedzieć, jak się miała... Każdy list, który dostawał wywoływał u niego nadzieję, że był od niej, lecz niestety pisało do niego tylko Ministerstwo Magii, i to czasem z najbardziej błahymi sprawami.

Przełomowym dniem okazał się ten, w którym odbył się symboliczny pogrzeb Lety - w Londynie, bo wiedział dobrze, że nie chciałaby być pochowana wraz z rodziną w Paryżu. Po ceremonii, która dobiła Tezeusza już na dobre, udał się do domu swojego brata; za wszelką cenę nie chciał być sam.

Miał już w nosie to, że w jego kuchni ponownie zastał tę przeklętą Jennę, w dodatku owiniętą kocem i zajadającą się śniadaniem tak, jakby była u siebie. Nie zwrócił też uwagi na Jacoba, który ów śniadanie przygotował, a jedynie z kamienną twarzą opadł na siedzemie naprzeciw niej, tuż obok mugola.

Kowalski zaproponował im jedzenie, lecz Tezeusz nie odpowiedział, wpatrzony we własne kolana. Newt zdjął płaszcz i niepewnie podszedł do Jenny.

- Jak się czujesz? - zapytał.

- Jacob mnie nakarmił jak widać, ale głowę to mi nadal rozsadza...

- Napar z piór memortka - powiedział głośno Tezeusz, co zbiło z pantałyku wszystkich pozostałych. Trzy pary zdezorientowanych oczu natychmiast skierowały się na Aurora, który nadal siedział ze zwieszoną głową.

Nawet się nad tym nie zastanowił. Usłyszał o bólu głowy i natychmiast przypomniało się, jak bardzo Żaneta mu z nim pomogła, zresztą jak z każdym jego ostatnim problemem...

- Co? - zapytał Newt, patrząc na brata pytającym wzrokiem.

- Pomaga na ból głowy - wyjaśnił Tezeusz, powoli unosząc wzrok, choć na jego twarzy nie było widać żadnych emocji. - Janet mi go kiedyś przygotowała. Wdychasz chwilę i pomaga - wyjaśnił, czując ścisk w sercu, gdy wypowiedział jej imię.

- To przecież ja mam te pióra, już przyniosę...! - powiedział Newt, po czym wręcz pobiegł w stronę piwnicy.

Jenna zmrużyła oczy, a następnie założyła ręce.

- Jakoś nie wierzę, że nie chcesz mnie otruć, Scamander.

Tezeusz posłał jej zirytowane spojrzenie. Jeszcze jej mu brakowało tamtego beznadziejnego dnia.

- Nie mam siły ani ochoty z tobą dyskutować, Wharflock - odparł wściekle. Dwoje czarodziejów wymieniało złowrogie spojrzenia, stawiając Jacoba w dość niezręcznej sytuacji.

- I bardzo dobrze, bo ja też nie czuję się na siłach - powiedziała wreszcie Jenna, na co Tezeusz uniósł brwi. Dziwił się, że nie chciała brnąć w ten konflikt, bo zwyczajnie nie było to do niej podobne.

- To ja... Usmażę następną partię. - Jacob wstał od stołu, by prędko usunąć się z potencjalnej linii ognia: pomimo tego, co powiedzieli, Jenna i Tezeusz wyglądali, jakby za moment mogli zacząć walczyć.

Średnio Na Jeża Ta Miłość • Tezeusz ScamanderWhere stories live. Discover now