75🌼

1.5K 256 31
                                    

- Jak mija dzień, szefie? - zapytała Dorothy, podczas gdy Żaneta próbowała Tezeuszowi jakoś telepatycznie przekazać, że oszalał.

- A dziękuję, bardzo dobrze. Świetnie dziś spałem - odparł mężczyzna jak gdyby nigdy nic, na co Żaneta położyła rękę na czole. - A tobie, Dorothy?

Podczas gdy kobieta mu odpowiadała, Żaneta zupełnie nie słuchała, tylko wciąż zastanawiała się, co mu strzeliło do głowy. Doszła jednak do wniosku, że o tym porozmawia z nim później, a teraz musi zachowywać się jak najbardziej naturalnie.

- A ty, Janet? - zapytał wreszcie Tezeusz. więc Żaneta wyprostowała się i odchrząknęła, by się jakoś ogarnąć.

- Co, co ja? Przepraszam, zamyśliłam się.

- Czy u ciebie wszystko w porządku? - zapytał Tezeusz, spotykając się z nią wzrokiem, który wyrażał więcej niż tysiąc słów.

- Och, tak, chociaż trochę ciężki dzień dziś mam. Dużo papierów.

- Te papiery to zabijają - wtrąciła Dorothy. - Nie dałoby się jakoś zmniejszyć tej papierkowej roboty, szefie?

Podczas gdy Tezeusz odpowiadał Dorothy, Żaneta znikąd poczuła, jak coś pod stołem ociera się o jej nogę... I zrozumiała, że to była noga Scamandera, która zupełnie "przypadkiem" znalazła się tak blisko niej. Kobieta posłała mu wymowne spojrzenie, a on tylko uśmiechnął się niewinnie, jakby nie miał pojęcia, o co chodziło. Ponownie odchrząknęła głośno, co przykuło uwagę obojga.

- Przepraszam. Coś mi zaschło w gardle - wytłumaczyła się Żaneta, po czym spojrzała na zegar stojący w kącie kafejki. - Na Merlina, zasiedziałyśmy się tutaj, a zaraz trzeba wracać do dokumentów. To ja przepraszam - wstała pospiesznie - ale obowiązki wzywają...

Żaneta była naiwna myśląc, że w ten sposób pozbędzie się ukochanego.

- Ja w zasadzie też powinienem wracać, przerwa się kończy. - Tezeusz również wstał, rozbrajając ją już zupełnie. - Janet, mam parę dokumentów do odebrania od ciebie, to pójdę z tobą.

Miłość przyszła, rozum odszedł.

- Ależ zapraszam serdecznie - odparła Żaneta nieco sarkastycznie, przy czym jednak się uśmiechała, co mocno zdezorientowało Dorothy, jednak ostatecznie nic nie powiedziała.

Kilka minut później Tezeusz i Żaneta byli już w jej biurze, a gdy tylko zamknęły się za nimi drzwi, kobieta pacnęła ukochanego w czoło.

- Czy ciebie zupełnie pogięło?

On roześmiał się serdecznie na te słowa, bo doskonale wiedział, o co jej chodziło.

- Kochanie, przecież nic się nie stało - powiedział, chcąc złapać ją za rękę, lecz ona go uniknęła i skrzyżowała ręce na piersi.

- Ale prowokujesz sytuacje, w których mogą coś podejrzewać. Ja specjalnie wychodzę tak, by nie spotkać się z tobą przy jedzeniu, a ty...

- Ostatecznie nic się nie stało, a spędziliśmy trochę czasu razem - przerwał jej, nie przestając się uśmiechać.

- Tezeusz! Ty chcesz, żeby ktoś się dowiedział?

- W końcu będą musieli się dowiedzieć. Ja bym chciał się tobą chwalić każdemu po drodze.

Żaneta z frustracji ciężko wypuściła z siebie powietrze, tracąc defensywną postawę. Oparła się o swoje biurko i spojrzała na niego smutno.

- Ale jak?

- Ciągle o tym myślę i chyba coś wymyśliłem - zaczął Tezeusz, podchodząc do niej bliżej. - Za jakiś czas chyba po prostu pójdę do Traversa, powiem mu, że dla ciebie oszalałem... No i wtedy niech on mi powie, co mam zrobić. Czy mamy zmienić departamenty, czy Merlin wie co...

- I myślisz, że to nie skończy się tym, że nas wyrzuci na bruk?

- Nie ma takiej opcji. - Tezeusz złapał obie jej dłonie i ucałował je, wywołując motyle w jej brzuchu. - A gdyby kazał mi cię przenieść, to coś wymyślę.

Przez chwilę Żaneta patrzyła na niego z małym uśmiechem na twarzy, jednocześnie czując rozprzestrzeniające się po jej ciele ciepło. Tak bardzo się cieszyła, że go miała, nawet jeśli wiedziała, że wyjawienie związku nie będzie należało do najłatwiejszych bez względu na to, co mówił.

- No dobrze... Pogadamy jeszcze o tym później, co? - powiedziała ostatecznie.

- Później czyli dzisiaj, jak rozumiem?

- Dzisiaj?

- A to wolisz dziś spać u rodziców?

- Nie, myślałam, że staramy się być ostrożni. Jeśli sam pójdziesz do Traversa, to może się wyratujemy, ale jeśli ktoś doniesie...

- Nikt nie zobaczy, że deportujesz się tuż przed moje drzwi - szepnął, zbliżając swoją twarz do jej. - Poza tym, ja nie zostałem szefem Aurorów bez powodu. Ja też mam tu coś do powiedzenia...

Żaneta przewróciła oczami. Sodówka mu uderzyła do głowy.

- Żebyś się nie przeliczył, szefie.

- A jeśli obiecam masaż?

Cholera jasna, pomyślała Żaneta. To było coś nowego i takiej okazji absolutnie nie mogła opuścić... Przygryzła wargę, po czym westchnęła głęboko, przegrana.

- No, dobra, dobra, niech ci będzie... Ale na razie to idź już sobie, bo za długo tu siedzisz. - Poprawiła mu marynarkę, a następnie poklepała po torsie, jakby chcąc go delikatnie popchnąć w stronę drzwi.

- A czemu ja mam wychodzić, jak my tu omawiamy sprawy na wagę państwową? - zapytał ze śmiechem, który udzielił się także jej.

- Tezeusz, bo cię stąd wypchnę - zagroziła, wciąż trzymając ręce na jego torsie i powoli zmuszając go, by cofał się w stronę drzwi.

- No wiesz? A kto tu jest czyim szefem?

Oboje śmiali się coraz głośniej, w pełni wczuwając się w swój mały teatrzyk.

- No już, sio mi stąd! - zawołała Żaneta, wreszcie lekko go popychając na drzwi. On był jednak silniejszy, więc w porę się zatrzymał, a następnie udało mu się jeszcze skraść błyskawiczny pocałunek, który oburzył ją już całkowicie.

- Zemszczę się jeszcze za takie wyrzucanie mnie - powiedział, udając śmiertelnie poważnego, chociaż Żaneta widziała, jak powstrzymywał kolejny chichot.

Tezeusz ostatecznie wyszedł, a kiedy tylko zatrzasnęły się za nim drzwi, kobieta miała ochotę skakać i piszczeć niczym mała dziewczynka. Chyba jeszcze nigdy nie czuła się, jakby przez jej ciało przepływały setki, a może nawet tysiące kuleczek czystej radości. Że też to wszystko wywoływał jeden Scamander...

Gdy jednak usiadła z powrtoem za swoim biurkiem, mina zrzedła jej znacznie, bo przypomniały się jej słowa Dorothy, która wytknęła wcześniej przez Żanetę zapomniany aspekt ukrywanego związku. Dla świata Tezeusz Scamander był wolny jak ptak, już po żałobie... Zatem czemu jakakolwiek dziewczyna miałaby się teraz powstrzymywać od próby zdobycia go?

Przeciągnęła dokumenty do podpisania przed siebie, ale nie była w stanie przeczytać z nich nawet słowa. W głowie zaczęły pojawiać się jej myśli o absolutnie każdym mankamencie, jaki według siebie posiadała i dopiero teraz zaczynała się zastanawiać, czy Tezeusz zdążył je już wszystkie zauważyć, czy rozczaruje się dopiero jakiś czas później, jak opadną różowe okulary. Waldek przecież też po czasie zaczął jej częściej sugerować, by coś zmieniła, niż chwalić, a jeszcze przy tylu adoratorkach... Przecież nawet Leta, którą uważała za znacznie piękniejszą od siebie, przestała mu się podobać...

Na Merlina, tak bardzo nie chciała przez to znowu przechodzić.

Średnio Na Jeża Ta Miłość • Tezeusz ScamanderWhere stories live. Discover now