2🌼

5.9K 873 389
                                    

Po pysznej, uroczystej kolacji w Refektarzu Głównym (to znaczy, Żaneta jadła, słuchając niemal bez przerwy mówiącej Frani, która siedziała obok niej na białym krześle przy żółtym stole domu Jeża), pierwszoklasiści zostali odprowadzeni przez - jak byli nazywani - prefektów do ich mieszkań. Prefektem Jeży okazała się ta sama dziewczyna, która powitała Żanetę. Nazywała się Zofia i była bardzo miła, a przynajmniej tak oceniła ją Frania.

Po wyjściu z Refektarza Głównego (do którego prowadziły schodu z mchu tuż przy Stawie Rozdziału), Zofia zaprowadziła świeżo upieczone Jeże na lewo od zbiornika. Większość z nich była bardzo zdezorientowana tym, że starsza uczennica kierowała ich w stronę dużego skupiska gęstych, ciemnozielonych krzaków. Miały one duże liście, na które uwagę zwróciła Zofia.

- Aby dostać się do naszej polany i waszych mieszkań, musicie zerwać listki w odpowiedniej sekwencji. Na początku może to być trudne, ale wkrótce zapamiętacie. Starsi uczniowie na pewno wam pomogą. A teraz każdy za mną zrywa kolejno odpowiednie listki, one od razu odrastają - i tu Zofia odwróciła się do wszystkich tyłem, a po tym weszła w krzaki i zaczęła odrywać po jednym listku z każdego, które natychmiast odrastały, emanując przy tym słabym, złotym światłem.

Nowi uczniowie domu Jeża szli za nią i próbowali powtarzać jej czynności. Po kilkunastu krzakach Zofia zerwała ostatni listek, a wtedy zarośla nagle się rozstąpiły, ujawniając szerokie przejście.

- Za mną! - zawołała i przeszła prędko dalej.

Wszyscy ruszyli za nią ochoczo, aż wreszcie znaleźli się w miejscu, które każdemu nowemu uczniowi zaparło dech w piersiach.

- Ojeju... - wydusiła Żaneta, czując się, jakby nogi się pod nią ugięły.

Przed jej oczami ukazała się rozległa, zielona polana, otoczona górami. Nieco po prawej, w oddali, u stóp dość niskiego wzgórza znajdowała się ogromna, drewniana góralska chata, oświetlona licznymi lewitującymi światełkami. Poza nimi, na całej polanie stały dziesiątki mniejszych, parterowych drewnianych domków z drzwiami na środku (na których widoczny był herb domu: żółty jeż na tle bieli i stokrotek), a przy każdym z nich magicznie wisiały w powietrzu latarnie, niektóre błyszczące na biało, a niektóre na żółto. Starsi uczniowie wchodzili tylko do tych drugich, pozdrawiali się i witali.

- W domkach mieszkacie po dwie osoby, oczywiście tej samej płci - wyjaśniła Zofia. - Czekają na was te, gdzie latarnie świecą na biało. Gdy już je zajmiecie, wasze rzeczy się tam znajdą. Ten największy dom to nasz pokój wspólny, tam zawsze możecie przesiadywać w wolnym czasie. A teraz wybierajcie, dobranoc!

Wtedy Żaneta ucieszyła się, że już zdążyła poznać jakąś koleżankę, bo niektórzy patrzyli na siebie niezręcznie, a Frania po prostu - bez pytania - złapała ją za rękę i pognała z nią do jednego z najbliższych wolnych domków. Rudowłosa wpadła tam niczym burza i zaczęła prawie piszczeć.

W środku domek był bardzo przytulny. Ściany i podłoga były z jasnego drewna. Po lewej stało jedno, a po prawej, pod niewielkim oknem, drugie jasnobrązowe łóżko - oba zaścielone kołdrami w żółto-białe pasy, a poduszki miały na sobie wyszyte stokrotki. Pomiędzy nimi stały dwie białe szafki nocne, nad którymi znwou wisiał herb Jeży. Tuż przy wejściu prawej znajdowała się żółta szafa, a po lewej białe drzwi - znajdowała się za nimi niewielka łazienka z prysznicem, umywalką, lustrem i toaletą. Wszystko oświetlone było ciepłym, pomarańczowożółtym światłem.

- Żaneta, tu jest wspaniale! - krzyknęła Frania i rzuciła się na łóżko po prawej. - Zajmuję!

Gdy to powiedziała, przed jej posłaniem znikąd pojawił się jej kufer, duży i z herbem Kurgrodu na środku. Ten Żanety zmaterializował się przed jej własnym posłaniem.

- Nie powiem, ślicznie tutaj - przyznała blondynka, rozglądając się po swoim pokoju z uśmiechem. Zamknęła za sobą drzwi i już chciała usadowić się na jej posłaniu, gdy Frania podniosła się gwałtownie do pozycji siedzącej i wskazała na owe drzwi.

- O, a co to? - zapytała zaciekawiona, przez co Żaneta odwróciła się. Na drzwiach pojawiła się długa, błyszcząca na złoto kartka, którą blondynka ujęła w dłonie.

- Zbiór zasad Kurgródu - odparła Żaneta, przeczytawszy nagłówek. - Jest napisane, że nie będziemy mogły wyjść z pokoju, dopóki któraś z nas nie odczyta go na głos.

- No to dawaj! - zachęciła Frania, a Żaneta usadowiła się na swoim łóżku i zaczęła czytać.

- Żaneto Majewska i Franciszko Potocka, witajcie w Kurgrodzie!

- Moje imię jest okropne - powiedziała Franciszka, uderzając się stokrotkową poduszką w głowę.

Żaneta przez chwilę czytała w ciszy i postanowiła skrócić koleżance to, co zostało tam napisane.

- Nie możemy odwiedzać chłopców w ich domkach, ani oni nas. Możemy wchodzić do pokojów wspólnych innych domów, ale tylko w towarzystwie uczniów z tamtych domów. Śniadania są codziennie o ósmej w Refektarzu Głównym, a w specjalnych wypadkach w Refektarzach Pobocznych. Zajęcia zaczynają się o dziewiątej, obiady o piętnastej, a kolacje o osiemnastej. Dopiero od trzeciej klasy możemy mieć swoje miotły...

- Szkoda - stwierdziła Frania na tę ostatnią zasadę.

- A no i na końcu... Opiekunem naszego domu jest profesor Klarysa Mazur, nauczycielka astronomii. Jutro nie mamy jeszcze zajęć, ale mamy się z nią spotkać w pokoju wspólnym o dziesiątej, a ona oprowadzi nas po szkole - wyjaśniła Żaneta, a kiedy skończyła czytać, papier magicznie uniósł się w powietrze i sam przybił z powrotem do drzwi, przestając świecić.

- No to fajnie - stwierdziła Frania, przytulając do siebie swoją poduszkę. - W sumie to hej, Żaneta... Przepraszam, że tak cię tu pociągnęłam, ale strasznie się bałam, że nikogo tu nie znajdę. Nie masz nic przeciwko temu, że jestem półkrwi...? Moja mama jest mugolką i....

- Absolutnie nie - powiedziała Żaneta i uśmiechnęła się czarująco, takim uśmiechem, który niegdyś miał torować jej drogę w życiu. - Ja jestem czystej krwi, z rodu Zdunków, ale nie...

Frania w szoku zakryła sobie usta, gdy usłyszała wymienione przez Żanetę nazwisko.

- Tych słynnych Zdunków? Jednej z wielkich czystokrwistych rodzin w Polsce? Ojeju! Tata mi nie uwierzy!

Żaneta trochę się zawstydziła na te słowa i zaczęła się drapać po nosie - robiła to bardzo często, gdy czuła się zakłopotana.

- To tylko nazwisko - odparła. - Którego nawet nie noszę - dodała pospiesznie.

- Ale każdy zna Barbarę Zdunk! - argumentowała Frania, a widząc, że Żaneta nadal była nieco speszona, trochę się uspokoiła. - Przepraszam... Mama zawsze mi mówi, że nie umiem trzymać języka za zębami.

- Nic się nie stało - odparła Żaneta i wstała z zamiarem rozpakowania swojego kufra, ale Frania ją zatrzymała.

- To... Obiecamy sobie, że będziemy najlepszymi przyjaciółkami na zawsze? - zapytała z wyrażną nadzieją w głosie i wystawiła do niej swojego malutkiego palca, a Żaneta ponownie się uśmiechnęła.

Tamten dzień dostarczył jej mnóstwa wrażeń i naprawdę jej się podobał. Była zachwycona swoim domem, nową szkołą i nową, energiczną koleżanką. Miała nadzieję, że jej nadchodzące osiem lat nauki w Kurgrodzie okaże się równie wspaniałe... Blondynka zahaczyła swój mały palec o ten koleżanki i powiedziała:

- Obiecuję.

Średnio Na Jeża Ta Miłość • Tezeusz ScamanderWhere stories live. Discover now