46🌼

1.8K 359 188
                                    

- Masz jakieś plany na dzisiaj? - zapytał Tezeusz, sprawdzając gotujące się pióra memortka, po czym zdał sobie sprawę, że mógł zabrzmieć zbyt agresywnie. - Jeśli mogę zapytać.

Czy w tym pytaniu była ukryta jakaś propozycja? Serce Żanety miało nadzieję, że tak, choć głowa starała się to odrzucić.

- Nie, plany nie... Pewnie pomogę trochę mamie... - powiedziała pospiesznie, wzdychając.

- Twoja mama jest krawcową, tak?

- Tak. Cuda tworzy, naprawdę - odparła Żaneta od razu, po czym się wzdrygnęła. - Ale mi ciągle tylko wypomina, że nie mam męża, no bo kiedy będzie mogła mi uszyć suknię ślubną?

- Powinnaś się cieszyć, kobiety zabijają się o piękne suknie, a ty masz prywat...

- Tezeusz, błagam cię - przerwała mu, niby udawając, że zirytował ją ten żart, a tak naprawdę nie mogąc znieść tego, że to z nim poruszała temat sukien ślubnych. - No, ale wracając... Poza pomaganiem mamie, to rzadko mam co do roboty w wolnym czasie. A czasem chciałoby się wyjść gdzieś...

- A twoi znajomi? - dopytywał Tezeusz, mieszając napar, uderzając w kolejny czuły punkt.

- No właśnie z tym to... Jak przyjechałam do Anglii, to nie znałam języka i byłam przerażona samym wyjściem do sklepu. Nie znalazłam żadnych przyjaciół przez parę lat, a gdy wreszcie jednak się pojawili, to było to w takim momencie... Wszyscy brali śluby, a ja dopiero zaczynałam naukę na Aurora. Teraz wszyscy ci znajomi mają swoje rodziny, dzieci... No i nie ma już takich spotkań, wiesz, na piwo czy coś.

- Och, rozumiem... W sumie z moimi znajomymi jest podobnie - przyznał Tezeusz, na szybko analizując swoją grupę przyjaciół w głowie.

- Ostatnio się nawet dowiedziałam, że taki jeden, Howard, który mi się podobał... - mówiła, a Tezeusz uniósł głowę znad garnka - ...to właśnie urodziło mu się już czwarte dziecko. Także no... Oni wszyscy prowadzą już inne życie.

Tezeusz pokiwał głową, zastanawiając się jednocześnie, kim ten Howard był, bo nigdy o nim jak dotąd nie wspominała.

- Tak w ogóle zapytałem, bo ja też nie mam żadnych planów na dziś...

Żaneta przełknęła ślinę, gdy tylko usłyszała te słowa. Oczyma wyobraźni już widziała, jak po raz kolejny jej narastające uczucia do niego nie pozwalają jej odmówić czegokolwiek, co zaraz zaproponuje.

Ja już wiem, jak to się skończy.

- To może dziś mogę zaoferować ci ten obiad, na który się wczoraj umówiliśmy?

No i zapytał, cholera.

- A masz siłę? - zapytała, choć to było tylko z grzeczności.

- Twój napar zaraz zadziała i będę jak nowonarodzony - przekonywał ze śmiechem. - Tylko trzeba będzie pójść po zakupy, bo trochę pustkami świeci ta lodówka - dodał, wskazując głową w tamtą stronę.

Chwilę później oboje siedzieli przy jego stole i pochylali się nad miskami z naparem, wdychając zbawiennie działającą parę, by pozbyć się bólu.

- Wiesz, tak całkiem poważnie... - powiedział Tezeusz, czując już pierwsze efekty przyjemnie pachnącego naparu. - Dziękuję, że tu jesteś. Jak siedziałem tu sam przez te ostatnie dni, to naprawdę się dobijałem, a teraz zaczynam czuć, że mogę żyć dalej.

I wtedy serce Żanety otworzyło się na niego całkowicie, co przyznała sama przed sobą, mówiąc:

- No a ja... Chyba jednak nie wrócę do Polski. Zwłaszcza po tym awansie.

Ta, awansie. Oszukujesz siebie czy jego, Żańcia?

- Jaka ulga - wypalił Tezeusz, a dopiero po chwili zrozumiał, jak mogło to zabrzmieć, dlatego znowu pochylił się nad naparem, by uniknąć konfrontacji z tymi słowami.

Żaneta już się nawet nie zamęczała - już powoli godziła się z tym, że z każdą jego kolejną wypowiedzią przepadała jeszcze bardziej. Starała się tylko reagować na to wszystko sensownie i nie zrobić z siebie idiotki.

Tezeusz najwyraźniej zauważył to, że ze sobą walczyła chociażby po jej minach - i nieco się zmartwił.

- Janet, wybacz, jeśli to będzie za śmiałe... Ale od jakiegoś czasu mam wrażenie, że coś cię gryzie.

Uczucia do ciebie wręcz odgryzają mi nogę, Scamander.

- Ty i ta twoja spostrzegawczość Aurora. - Westchnęła. - Gryzie, nawet nie wiesz jak bardzo. Ale chyba nie ma takiej siły, która by sprawiła, że dałabym radę ci powiedzieć.

Po raz enty do Tezeusza powróciło to, co usłyszał od Jenny. Nie był tego pewien, ale mógł się tylko domyślać, że właśnie o uczucia do niego chodziło... I chciał jej w razie w czego pokazać, że to nic złego, nawet jeśli nie miał pojęcia, jak by zareagował, gdyby te uczucia mu wyznała.

- Gdybyś zmieniła zdanie... Wysłucham cię.

- Nawet gdyby to dotyczyło ciebie? - wypaliła Żaneta, po czym natychmiast ukryła twarz w dłoniach, nie wierząc w swoją nieostrożność. - Udaj, że tego nie słyszałeś.

Wtedy to Tezeusza ścisnęło coś w piersi. Czyżby chciała mu coś powiedzieć?

- Janet, jak chcesz mi coś powiedzieć, to...

- Nie, nie, nie, to już za daleko idzie. - Pokręciła głową, kopiąc sobie coraz większy dół. - Ech, co ja nagadałam...

- Hej, hej, Janet, nie denerwuj się. - Mężczyzna złapał ją delikatnie za nadgarstki, nie pozwalając się jej ponownie zakryć. - Zaraz jedziemy razem do Brazylii, nie chcę, żebyś czuła się przy mnie niekomfortowo.

- Nie czuję, tylko... - Żaneta spuściła wzrok na trzymane przez niego ręce i zwyczajnie już nie wytrzymała. - Kurwa, popieprzone to wszystko - powiedziała po polsku, dezorientując Tezeusza całkowicie.

- Czuję, że muszę się zacząć uczyć polskiego, bo chyba dużo tracę. - Zaśmiał się, wycofując ręce.

- Naucz to ty się najpierw wypowiadać moje imię, co? - odgryzła się Żaneta nadzwyczajnie niemiło jak na siebie. Tezeusz westchnął, choć nieustannie się przy tym uśmiechał.

- Nie odpuścisz mi już, prawda?

Popchnięta nastawieniem, że po tym, co już wypaplała chyba gorzej nie będzie, ujęła jego twarz w dłonie, łapiąc go za policzki niczym matka dziecko.

- Ża-ne-ta - powiedziała tak, jakby Tezeusz dopiero uczył się mówić, co go rozbawiło, ale też, zgodnie z jej planem, skutecznie odwiodło go od wcześniejszej rozmowy.

- Sha-neh-tah - powtórzył wciąż śmiejący się Tezeusz.

- No, od razu lepiej. - Żaneta poklepała go po policzku, sama już nie wiedząc, co robiła, po czym się wycofała. - Może na tobie po prostu trzeba argumentu siły.

- Doskonała z pani nauczycielka, pani May - przyznał, za co zarobił tym razem, od popchanej tą lekką atmosferą Żanety, zdzielenie w ramię.

- A nazwiska też nie umiesz! To teraz patrz i powtarzaj za mną. - Ponownie ujęła jego twarz w dłonie. - Ma-jew-ska. Majewska.

- May-uh... Jeszcze raz? - Chichotał.

- Co za beznadziejny uczeń. - Przewróciła oczami, wciągając się na dobre w ich teatrzyk. - Jeszcze jedna pomyłka i zakończy się to szlabanem, panie Scamander.

- Tak? Czy będę musiał pisać sto razy, że będę się pilnie uczył?

- Sto razy to ty będziesz musiał napisać Żaneta Majewska - zapowiedziała, krzyżując ręce na piersi, aż po chwili oboje nie wytrzymali i roześmiali się w głos.

Wtedy zaczęli się zastanawiać, czy właśnie tak nie mogłoby być częściej.

Średnio Na Jeża Ta Miłość • Tezeusz ScamanderWhere stories live. Discover now