55🌼

1.4K 278 39
                                    

- Chciałabym być - odpowiedziała Żaneta, próbując nie roztopić się na miejscu. - Ale na razie chcę tylko pomóc w pokonaniu Grindelwalda. Po to zostałam Aurorem.

Rozmawiali jeszcze przez chwilę na temat nadchodzącego wyjazdu, ale szybko zauważyli, że im obojgu robiło się coraz zimniej, zwłaszcza, że śnieg nie przestawał sypać. Za to atmosfera między nimi zrobiła się niezwykle radosna i luźna, dlatego Tezeusz zdecydował zrealizować swoje wcześniejsze postanowienie.

- W sumie jest dość zimno... - zaczął, przystając nagle przed skrętem w jedną z głównych ulic Londynu, coraz bliżej jego mieszkania. - A skoro nie chcesz za bardzo wracać do domu, to może dasz się zaprosić na herbatę?

- Oficjalną? - zapytała, zakładając ręce na piersi, gotowa się z nim podroczyć za wcześniejszą rozmowę.

- Tak, taką z wpisem do akt - odparł z małym uśmiechem.

- To chyba mam siedem dni roboczych na odpowiedź... - Udała zamyśloną. - Ale zgodzę się już teraz.

Dotarli więc do jego kamienicy jeszcze na nogach, oboje w wyśmienitych humorach, które tylko się poprawiły, gdy ich zmarznięte ciała przywitało ciepło mieszkania.

- Wyjątkowo zimno dzisiaj - powiedział Tezeusz, zdejmując swój płaszcz.

- Oj, to ty byś w Polsce zamarzł, mój drogi - stwierdziła Żaneta niczym rozczarowana matka, odkładając własny płaszcz na wieszak. - A jeszcze w górach, tam, gdzie była moja szkoła... Zimą praktycznie nie odchodziliśmy od kominków, ale zawsze fajnie było się bawić w śniegu. W każdym razie, prawdziwego mrozu to ty nie widziałeś.

Niestety, Tezeusz nie słuchał jej już zbytnio, bo zapatrzył się na jej rękę. Po tym, jak zdjęła płaszcz zauważył, że miała na sobie bransoletkę od niego, nawet wtedy... Przyprawiło go to o szybsze bicie serca, zwłaszcza, że on też nieustannie nosił coś, co od niej dostał - czyli chusteczkę ze stokrotkami, zawsze gdzieś bezpiecznie spoczywającą w jego kieszeni.

Przeszli do kuchni bez potrzeby żadnych ustaleń, bo Żaneta przecież już doskonale ją znała. Oparła się o blat, podczas gdy on zabrał się za przygotowywanie herbaty, ciesząc się, że mógł ją znowu dla niej zrobić.

- Naprawdę mnie dziś wyratowałeś - powiedziała nagle Żaneta, poprawiając włosy. - Moja mama ostatnio zafiksowała się na tym, że córka jej kuzynki ma już troje dzieci, a ja przecież nie mam perspektyw na żadne. I teraz mi nie tylko psioczy, że nie mam męża, ale że nie zdążę mieć dzieci. Jakbym była już babcią.

- To źle, że cię tak męczy, ale trochę rozumiem - odpowiedział mężczyzna ze wzrokiem skupionym na kubkach, które dla nich wybrał. - Ja zawsze chciałem być ojcem, ale w tym szaleństwie... Zresztą też teraz widzę, że chyba już za późno.

- Hej, no co ty? Ja wiem, że się z ciebie śmiałam, żeś stary, ale nie aż tak. Poza tym, to wiek matki jest ważniejszy - mówiła, w głowie wciąż sobie powtarzając, żeby nie palnąć niczego głupiego. - A ty byłbyś świetnym ojcem, nie?

No i palnęłaś, brawo.

- Tak myślisz? - Spojrzał na nią z takim uśmiechem, że od razu spanikowała, zastanawiając się, jak wybrnąć z tego co najmniej specyficznego komplementu.

- No... Ogarnianie Aurorów u nas to prawie jak ogarnianie dzieci, a to ci świetnie idzie - powiedziała wreszcie, co nieco go rozbawiło, jednak prędko też spoważniał.

- To jak jestem ich "ojcem", to nie jestem najlepszym przykładem, jak za parę dni złamię procedury.

I choć jeszcze niedawno Żaneta by się z nim zgodziła, odkąd pomogła Jennie jej nastawienie do życia znacznie się zmieniło. Nie zamierzała oczywiście wspomnieć Tezeuszowi, że to akurat Wharflock pomogła jej nabrać trochę luzu i pewności, ale była gotowa mu się przyznać do samego faktu.

- W sumie nie wierzę, że ja to mówię, ale... - Nieświadomie przysunęła się do niego bliżej wzdłuż blatu. - No życie nie zawsze się da przeżyć od linijki. Czasem trzeba trochę zaryzykować, a myślę, że teraz tym bardziej warto, skoro nie robimy nic złego tak naprawdę.

Tezeusz odwrócił głowę w lewo, by popatrzeć jej w oczy i zafiksował się na moment. Czy to był znak? Czy to był sygnał, by dla niej zaryzykować i złamać ministerialne zasady tak na dobre? Kiedy stała przy nim tak blisko, w sercu miał ogromną chęć to zrobić, ale racjonalizm mu na to nie pozwalał.

Żaneta nawet nie zauważyła, że patrzył na nią tak długo, bo serce tak dudniło jej w uszach, że na moment ją zamroczyło. To była enta z takich chwil, a niestety wciąż nic z nich nie wynikało. I choć bardzo miło spędziła z nim większość tamtego dnia, z tego też nic zupełnie nie wynikło.

Spotkali się znowu kilka dni później, w pociągu, który miał zawieść ich do Niemiec. Na miejscu czekał już Yusuf Kama - ten, którego poznali w Paryżu - a także Bunty, asystentka Newta, którą Żaneta dopiero poznała.

To, co Tezeuszowi najbardziej rzuciło się w oczy jak tylko przyszedł to to, że Żaneta wręcz promieniała. Ostatnio w ogóle wypiękniała, ale tamtego dnia przeszła samą siebie. Miała naprawdę ładnie zrobiony makijaż, rozpuszczone włosy tylko częściowo upięte, a także elegancki, długi, szary płaszcz jakby skrojony na nią. W odsłoniętym przez włosy uchu widać było nawet mały, błyszczący kolczyk.

- Jak zwykle przed czasem. - Przywitał ją Tezeusz, wchodząc do pociągu urządzonego jak naprawdę stylowe mieszkanie.

- Chyba nie sądziłeś, że spóźnię się na ratowanie świata - odparła rozbawiona.

- Nie śmiałbym. - Uniósł ręce w geście poddania się. Zaczął zastanawiać się nad jakimś lepszym komplementem niż kolejnym zwykłym powiedzeniem jej, że po prostu ładnie wyglądała, gdy jego przemyślenia przerwał Kama, prosząc go o rozmowę.

Żaneta została sama, lecz nie na długo, bo w pociągu pojawili się Jenna i Newt.

- Janet...! - zawołała brunetka na widok znajomej twarzy, rozdziawiając usta.

- Hej. - Żaneta uśmiechnęła się, witając się z nią szybkim uściskiem.

Jenna przystanęła na moment naprzeciw niej, by lepiej się jej przyjrzeć.

- Ale ty normalnie... No tu wyglądasz... No wow - mówiła Jenna, nie umiejąc nawet znaleźć dobrych słów.

- Dzięki, ale bez przesady. - Żaneta wzruszyła ramionami. - Głównie zapuściłam włosy.

- Nie no co ty, wyglądasz teraz jak nie wiem, królowa balu. A jedziemy na śmiertelnie niebezpieczną misję.

Żaneta zaśmiała się krótko, mimo wszystko wyraźnie ucieszona komplementem. Miło było wiedzieć, że ktoś zauważył jej starania i niedawno odnalezioną większą pewność siebie.

- Dziękuję, Jenna.

Brunetka rozejrzała się po wagonie i zobaczyła Tezeusza stojącego nieopodal, pogrążonego w rozmowie z Kamą.

- Miło by było jakby ktoś jeszcze - odkaszlnęła na tyle głośno, by przykuć ich uwagę - też to zauważył. Faceci to podobno wzrokowcy.

- Jenna...! - szepnęła przerażona Żaneta, na co brunetka machnęła ręką.

- Jak go nie ruszę, to do końca świata będziecie się na siebie gapić, Janet - szepnęła magizoolożka w odpowiedzi.

Żaneta tylko pokręciła głową, choć w duchu rzeczywiście była trochę rozczarowana, że w dzień, w który czuła się naprawdę pięknie nie usłyszała od niego żadnego takiego słowa. Powtarzała sobie, żeby nie robić sobie nadziei, a potem wracała myślami do ich "herbaty"... I przekonywała się, że przecież niczego sobie nie wymyśliła.

Średnio Na Jeża Ta Miłość • Tezeusz ScamanderWhere stories live. Discover now