41🌼

1.9K 338 145
                                    

Tezeusz przygotowywał się do odgrzania zakupionego w Hogsmeade jedzenia, podczas gdy Żaneta popijała swoją herbatę w jadalni. Pomieszczenie to było bezpośrednio połączone z kuchnią, dlatego mogła po cichu obserwować mężczyznę i adorować go sobie gdzieś w środku, nie zdradzając zbyt wiele. Ot, do takiej cichej miłości z daleka chyba pozostawało jej się przyzwyczaić...

- Mówisz, że ostatnio nie gotujesz... Czyli normalnie to robisz?

- A myślisz, że nie? - Tezeusz odwrócił się do niej sprzed kuchenki z szelmowskim uśmiechem na twarzy. - Jestem starszym bratem, kiedyś robiłem za niańkę dla Newta... Musiałem się wiele nauczyć co do opieki nad dziećmi. I gotuję podobno bardzo dobrze.

- No, chciałabym to zobaczyć - ciągnęła.

- Brzmisz, jakbyś mi nie wierzyła. - Założył ręce na piersi.

- Taki trochę niedowiarek ze mnie - droczyła się, bo bardzo podobał się jej ton, jaki przybrała ich rozmowa.

- W takim razie już teraz zapraszam cię na obiad tutaj. Zobaczysz.

Żaneta zaśmiała się, po części z tego, jak bardzo chciał jej wszystko udowodnić, a po trochu też z tego, że była naprawdę szczęśliwa.

- Nie śmiej się, zobaczysz - przekonywał Tezeusz, na co ona oparła łokcie na stole, po czym wsparła swoją głowę na obu dłoniach jak mała dziewczynka.

- Jakoś nie umiem wyobrazić sobie ciebie gotującego.

- Oj, tym bardziej ci udowodnię, że nie masz racji - odparł, po czym odwrócił się z powrotem do

- Nie no... Ja sama nie jestem najlepsza w tych sprawach - przyznała głupio. - Mnie już w szkole bardziej ciągnęło do pomagania ludziom w trochę inny sposób... Mój były narzeczony mówił przez to, że mam wybujałą wyobraźnię.

- Żartujesz. - Tezeusz posłał jej niedowierzające spojrzenie. - Pewnie ci zazdrościł, że walczysz lepiej niż on.

- On w ogóle... Mieliśmy zupełnie inne poglądy na świat. - Popatrzyła na swoją filiżankę, jakby ta też ją słuchała. - Ale dopiero po latach to zobaczyłam.

- Na przykład? Jeśli mogę spytać - powiedział pospiesznie, szczerze ciekawy.

- Powiedziałam mu kiedyś, że chciałabym na przykład zobaczyć Paryż... Na co on mi powiedział, że po co wyjeżdżać z Polski.

- O, a Paryż już zobaczyłaś.

- Ano zobaczyłam. - Uśmiechnęła się na moment. - Albo mówił, że właściwie po co mi zawód, skoro i tak będę zajmować się domem i dziećmi.

Na te słowa Tezeusz obrócił się do niej ponownie, tym razem z oburzeniem wymalowanym na twarzy.

- No to jest oburzające, już zwłaszcza w twoim przypadku. Przecież ty jesteś... - zawahał się przez ułamek sekundy, bo wiedział, że to, co powie będzie nieco ryzykowne. - Jak najlepsza mama i wojowniczka jednocześnie. I mówię to w najlepszym tych słów znaczeniu, zwłaszcza, że widziałem cię w obu wydaniach.

Żaneta cieszyła się, że siedziała na krześle, bo obawiała się, że w innym wypadku mogłaby stracić równowagę  Te słowa wywołały w niej takie uczucia, jakich nie czuła od lat; miała wrażenie, jakby dostała gorączkę, a ta rozgrzała automatycznie całe jej ciało, a serce przejęło przyjemne, mrowiące uczucie. Jak miała nie zakochiwać się w nim bardziej, kiedy on mówił takie rzeczy? Na Merlina, właśnie dlatego tak bała się tych chwil z nim sam na sam... Nie było nawet nikogo, na kogo mogłaby spojrzeć zamiast niego, żeby się uspokoić. Samo rozmawianie z nim na takie tematy było wystarczająco trudne...

- To chyba najmilsze, co kiedykolwiek usłyszałam.... Od kogokolwiek. - Wzięła głęboki wdech, nadaremno próbując uspokoić łomoczące serce. - Dziękuję ci... Zwłaszcza, że nawet moi rodzice tak nie uważają.

- Chyba ci to już mówiłem, ale ja myślę, że byłabyś wspaniałą matką - kontynuował, różdżką przekładając dania z kuchenki na talerze. - Zwłaszcza z tym, jak się troszczysz o wszystkich.

Kobieta nie wiedziała, ile razy jeszcze tamtego dnia będzie próbowała nie zapaść się pod ziemię.

- A ja też chyba ci już mówiłam, że matką już raczej nie będę - powiedziała z małym rozczarowaniem w głosie.

Tezeusz odesłał dwa talerze z nałożonym nań jedzeniem na stół, po czym sam ruszył do jadalni.

- A chciałabyś? - zapytał, w tamtej chwili czując się przy niej już zupełnie komfortowo.

Wszystko zdawało się jakoś... Po prostu grać. Ona, ta wspólna herbata, posiłek, który mieli zjeść... Gdy niezręczność minęła, atmosfera stała się naprawdę domowa, ciepła, a Tezeusz przerażająco szybko przestawał czuć się, jakby miał u siebie gościa.

- Gdybym miała z kim to dziecko wychować.... I nie bać się, że mnie zostawi - przyznała Żaneta, kiedy Tezeusz usiadł blisko niej przy stole. - Pięknie pachnie.

- Moje też będzie tak pachniało - przechwalał się wciąż Tezeusz. - Ale na razie życzę smacznego - dodał, wręczając jej sztućce.

- Wzajemnie - odparła, po czym dopiero wtedy skupiła się na tym, co znalazło się na jej talerzu. To były pieczone ziemniaki z serem, papryką i najwyraźniej kawałkami jakiegoś mięsa, a wszystko to pachniało absolutnie obłędnie.

Żaneta ugryzła pierwszy kawałek ziemniaka, a ten rozpłynął się w jej ustach. Smak był znajomy - jej głowę natychmiast ogarnęły wspomnienia

- Wow... Przypomina mi to szkołę. Mam wrażenie, że jedliśmy tam kiedyś takie ziemniaki, ale na ognisku.

- Mieliście ogniska? - zapytał szczerze zaskoczony Tezeusz.

- No pewnie - odparła, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. - Śpiewaliśmy wtedy, piekliśmy coś i jedliśmy, ktoś zawsze opowiadał jakieś ciekawe historie... Uwielbiałam je. Szkoda, że były tak rzadko, ale... To co, wy ich nie mieliście?

- W Hogwarcie każdy trzymał się raczej swojego domu, a domy nie mają żadnego wspólnego miejsca dla siebie na zewnątrz. Jak już, to siedziało się przy kominku w pokoju wspólnym, ale jedzenia nikt tam raczej nie piekł.

- W sumie... - Żaneta zmierzyła go wzrokiem, choć wiedziała, jak emocjonalnie całe jej ciało na to zareaguje. - Nie umiem sobie ciebie wyobrazić na ognisku. Taki poważny Auror...

- No wiesz co? - Oburzył się Tezeusz, zastanawiając się, czy to Jenna jej tego nie nagadała. - Czy ty masz mnie za takiego sztywniaka?

- Po prostu zawsze widzę cię w tych formalnych ciuchach, najczęściej za biurkiem, z ułożonymi włosami i w ogóle, to może dlatego taki obraz twój w mojej głowie. - Zaśmiała się, odkrajając dla siebie kolejny kawałek ziemniaka.

Odkrajanie było tylko wymówką, bo ziemniaki rozpadały się same - próbowała po prostu uspokoić się po tym, co powiedziała, bo dopiero po chwili do niej dotarło, jakie miała w tym intencje.

Tak, powiedz mu jeszcze zaraz, że chciałabyś go nie wiem, zobaczyć bez koszulki.

Jednak Tezeusz nie wydawał się mieć nic przeciwko temu, a nic nie mogło jej przygotować na jego odpowiedź:

- To też mogę ci obiecać, że niedługo zobaczysz mnie w innym wydaniu.

Średnio Na Jeża Ta Miłość • Tezeusz ScamanderWhere stories live. Discover now