8🌼

3.9K 658 312
                                    

Waldek odtańczył coś dziwnego i skomplikowanego nad grubymi korzeniami drzewa. Skakał, tupał i kopał, aż wreszcie wszystkie się rozstąpiły, tworząc jednocześnie schody do podziemia znajdującego się pod drzewem.

- Jedna z was może wejść ze mną, a druga musi iść ze Stefanem - wyjaśnił Waldek, pamiętając o zasadzie, która pozwalała wejść do obcego domu tylko w towarzystwie jednego z jego uczniów.

- To ja pójdę - powiedziała od razu Żaneta, podchodząc do Waldka pewnie, co wywołało przerażenie na twarzy Frani.

- Żaneta! - zawołała, ale blondynka spojrzała na nią ze zdziwieniem.

- No co? - zapytała, zupełnie ignorując przestraszoną Franię. Odwróciła się z powrotem przodem do Waldka, który uśmiechał się szeroko.

- Złap mnie za rękę, tu może być ślisko - powiedział, a następnie wyciągnął swoją dłoń w kierunku dziewczyny. Żaneta bez wahania złapała Bociana za rękę i ruszyła z nim po naprawdę śliskich korzeniach w dół.

Przez chwilę było ciemno, jednak Żaneta się nie bała - i to nie tylko dlatego, że Waldek wciąż ją trzymał, prowadził pewnie i ostrzegał przed każdą częścią drogi. Po bardzo krótkim przejściu znaleźli się na końcu korytarza, z którego dochodziło światło. Tam też czekały ich schody, ale tym razem poszli w górę, aż w końcu...

- Ojeju.. - wydusiła zaskoczona Żaneta.

Dom Bocianów był zupełnie inny, niż Jeży, to od razu rzucało się w oczy. Żaneta zobaczyła polanę, ale jakby w środku gęstego lasu, a na niej szarawe domki, do których trzeba było wejść po schodkach. Po prawej kończył się zarówno las, jak i domki, bo kończył się... Grunt. Ogromna przepaść rozpościerała się tuż przy ostatnim domku, a Żaneta miała wrażenie, że niewielki budynek może w każdej chwili z niej spaść.

Wszędzie było pełno Bocianów, nawet pomimo nieco zimnego wiatru. Skakali, tańczyli, bawili się - starsi nawet latali na miotłach i rzucali czymś do siebie. Było naprawdę głośno.

Zanim zafascynowana tym wszystkim blondynka wydusiła jakiekolwiek słowo, za nimi pojawili się Frania i Stefan.

- Ojej, ładnie tu! - krzyknęła ruda, najwyraźniej wyzbywszy już się strachu (czego Żaneta się spodziewała).

- Oprowadzimy was, ale musimy się przebrać. Chodźcie, poczekacie przed naszym domkiem - powiedział Waldek i ruszył prosto w stronę domku przy przepaści. Zaskoczona Żaneta pobiegła za nim, a tak samo zrobili też Stefan z Franią.

- Czekaj, to jest wasz domek? - zapytała zaskoczona Żaneta. - A ta przepaść? To nie wygląda zbyt bezpiecznie...

- Wiesz, jesteśmy odważni - wtrącił Stefan dumnie.

- Przechodzimy na skraju bez żadnego strachu! - zawołał Waldek, wskakując na schody tak, jakby był panem świata.

- Och, nie słuchajcie ich. Stąd nie da się spaść, inaczej ci dwaj już dawno by się pozabijali.

Cała czwórka odwróciła się na te słowa. Żaneta ujrzała śliczną, czarnowłosą dziewczynę w bocianich szatach. Miała różowawe policzki, tak, jakby przed chwilą biegała, otulone bujnymi lokami.

- Cicho siedź, Zawadzka - syknął Stefan, na co dziewczyna przewróciła oczami. Gdy chłopcy zniknęli za drzwiami domku, nieznajoma dziewczyna podeszła do Żanety i Frani.

- Hej, jestem Róża, kojarzycie mnie? Mamy razem zielarstwo i...

- Tak, tak. Jestem Żaneta - przerwała jej blondynka.

- A ja Frania - dodała ruda, a Róża skinęła głową.

- Witam was w domu Bocianów - powiedziała z uśmiechem. - Choć przyznam, że wybrałyście sobie słabych przewodników... Waldek i Stefan to nicponie.

Żaneta zaśmiała się.

- No tak... To jak w końcu jest z tą przepaścią? - zapytała zaciekawiona.

Róża bez chwili zawahania podeszła na sam skraj przepaści, na co Frania złapała się za serce.

- O matko, co ty robisz?! - zawołała przerażona ruda. Róża tylko wyciągnęła rękę, a ta natychmiast napotkała jakąś niewidzialną barierę, która zmusiła ją do wykonania kroku w tył.

- Jak widać - powiedziała Róża. - Gdyby tego nie było, to uwierzcie mi, Waldek i Stefan jako pierwsi by stąd spadli.

Zaciekawiona tym wszystkim Żaneta podeszła do brunetki i również dotknęła bariery. Ogarnęło ją dziwne uczucie, gdy niewidzialna siła odrzuciła ją w tył. Nawet jeśli dziewczyna pochodziła z czarodziejskiej rodziny, magia w szkole nie przestawała jej zaskakiwać.

- Frania, chodź zobaczyć, to całkiem  fajne - powiedziała radośnie do przyjaciółki, jednak tamta od razu pokręciła głową.

- Ja postoję tutaj...

Już chwilę później z domku wybiegli wreszcie wysuszeni Waldek i Stefan, już bez mundurków, a w wygodniejszym, sportowym ubraniu.

- Cokolwiek powiedziała wam o nas Zawadzka, to nieprawda - zadeklarował od razu Stefan, zakładając.

- Nieładnie tak po nazwisku - zauważyła Frania, na co chłopak prychnął.

- Nie znasz Zawadzkiej.

- Jaki ty masz do mnie problem, Ziembiewicz? - odparła mu Róża, ignorując uwagę Frani. To zapoczątkowało bardzo gorącą dyskusję pomiędzy trojgiem, której Waldkowi najwyraźniej nie chciało się słuchać.

- Skoro oni się kłócą, to może już chodźmy - zaproponował Waldek Żanecie, a ona pokiwała głową. Oboje dyskretnie wymknęli się i ruszyli w lewo, gdzie znajdowała się większość domków. Gdy spacerowali powoli, dziewczynie przypomniały się nagle słowa Frani o tym, że powinna jeszcze jakoś podziękować chłopakowi. Dlatego też Żaneta powiedziała po chwili ciszy:

- Tak w ogóle, dziękuję jeszcze raz za twoją pomoc. Wiesz, na tym zielarstwie.

- A, tak. No, wiadomo - powiedział z przesadzoną dumą, nieco rozbawiając tym dziewczynę. - Ja mam takie akcje we krwi. Raz uratowałem Stefana przed nietoperzem, innym razem dziewczyny przed padalcem...

- We krwi, mówisz - odparła Żaneta sceptycznie, od razu wyczuwając fałszywe przechwałki. - A skąd jesteś? - zapytała, chcąc zmienić temat, a jednocześnie dowiedzieć się czegoś o chłopaku. Pomyślała, że przecież mogłaby zdobyć jakichś nowych przyjaciół, zwłaszcza z innych domów.

- Z Siedlec. To na Podlasiu - wyjaśnił Waldek. - A ty?

- Z Krakowa.

- O kurczę. Zazdroszczę - przyznał Waldek, wyraźnie zafascynowany tamtą informacją. - O, a tu jest nasz domek wspólny - dodał znikąd, wskazując przed siebie.

Domek wspólny bocianów był duży, drewniany i czerwony, a wchodziło się do niego po drabinkach takich, jakie zazwyczaj przeznaczano dla dzieci. Żaneta stwierdziła w duchu, że po tym, jak zachowywały się Bociany i ile miały w sobie energii, nie powinna była się dziwić.

- U nas Jeży wszystko jest trochę... Niżej - powiedziała, widząc, jak jakaś dziewczyna wdrapuje się po jednej z drabinek tylko po to, by zaraz z niej zeskoczyć.

- Będziesz musiała mnie oprowadzić - powiedział Waldek, a gdy zaskoczona Żaneta uniosła brwi, dodał:

- No wiesz, w ramach rewanżu za uratowanie cię.

Dziewczyna przewróciła oczami, ale uśmiechała się. Już po tej krótkiej rozmowie wiedziała, że Waldek był trochę chwalipiętą, ale mimo wszystko ją rozbawiał i chciała go lepiej poznać. Obiecała sobie w głowie, że już niedługo zaprosi go do swojego domu.

- To w przyszły piątek zapraszam do nas.

Średnio Na Jeża Ta Miłość • Tezeusz ScamanderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz