15🌼

3.3K 591 196
                                    

Następnego dnia, czyli w walentynki, Żaneta szła do pracy trochę przygnębiona. Jednym z powodów była jej rozmowa z mamą, drugim fakt święta zakochanych, które od wielu lat spędzała sama.

W biurze pojawiła się jak zwykle wcześniej od Tezeusza i jak zawsze na jego biurku postawiła gorącą herbatę z mlekiem. Zrobiła też taką dla siebie i wyjątkowo wzięła z bufetu ciastko, oczywiście w kształcie serca, gdyż z okazji walentynek było takich mnóstwo, a ona chciała jakoś sobie osłodzić tamten dzień.

Siedziała więc sama i powoli wgryzała się w słodycz, czekając na Tezeusza. Wyjątkowo nie chciała się z nim zobaczyć, rozanielonym, bo on przecież miał spędzić cudowny dzień z narzeczoną.

Mężczyzna przyszedł szybciej niż zwykle, tak jak Żaneta podejrzewała, z szerokim uśmiechem na twarzy.

- Dzień dobry, Janet - przywitał się, a kobieta nie uniosła nawet wzroku znad ciastka.

- Dobry, szefie - odparła bez entuzjazmu.

- Proszę, to dla ciebie - powiedział, stając naprzeciw niej, a dopiero wtedy Żaneta na niego spojrzała. Trzymał białą różę i wyciągał rękę z nią w jej kierunku, co zszokowało kobietę.

- Dla mnie? - Żaneta wstała, otwierając szeroko usta i oczy.

- Nie myśl nic dziwnego, po prostu... Dziś wszyscy powinni okazać sobie trochę dobroci czy wdzięczności, a ja tobie jestem bardzo wdzięczny.

- Dziękuję... - Żaneta przyjęła kwiat, nadal wstrząśnięta. - Bardzo dziękuję.

Przyjrzała się róży i wzruszyła się. Nie dostała żadnych kwiatów od kilkunastu lat, a zawsze je uwielbiała i po prostu brakowało jej słów. Wyjęła różdżkę, by wyczarować dla róży mały wazon, podczas gdy Tezeusz usadowił się przy swoim biurku, zadowolony z siebie.

- Poza tym wiesz, to jest taka... Miłość do pracownika. To pewnie ma jakąś nazwę - powiedział, wciąż nie chcąc, żeby Żaneta pomyślała sobie coś dziwnego. Ona jednak była rozanielona i w ogóle nie myślała o jakiś dziwnych motywach tamtego zagrania.

- No, to czekam, aż pan Travers wręczy nam wszystkim róże - powiedziała żartobliwie, zajmując własne miejsce.

- Oj, od niego to raczej z kolcami - odparł Tezeusz i oboje się zaśmiali, wiedząc, że szef departamentu był ostatnią osobą, która wręczyłaby komuś kwiaty.

- A jak spodobał się prezent dla narzeczonej? - zapytała trochę niepewnie, bo tak naprawdę nie chciała o tym słyszeć, żeby się nie dobijać. Nie chciała być jednak niemiła, zwłaszcza po takim geście z jego strony.

- Jeszcze jej go nie dałem, dopiero dziś na kolacji. W ogóle jeszcze raz dziękuję za twoją pomoc z tym wyborem - mówił Tezeusz szybko, jednocześnie przeglądając papiery na swoim biurku. - Mój brat zupełnie nie zna się na kobietach, ciągle tylko tęskni za jakąś i nic nie robi, żeby ją zdobyć. No i nie chce mi powiedzieć, jak w ogóle ma na imię.

- Może ma powód. - Żaneta wzruszyła ramionami. - Może po prostu nie chce zapeszyć.

- Może tak, może tak... - odparł Tezeusz, przyglądając się jakiejś kartce. - Janet, jeśli chcesz, możesz wziąć dziś wolne.

- Nie, nie. - Żaneta od razu pokręciła głową. - Będę się chyba jeszcze bardziej dobijać.

- Jesteś pewna? - dopytywał mężczyzna.

- Tak, tak - odparła Żaneta, po czym nagle przypomniała sobie o wczorajszym dniu i jej kłótni z matką, a tym samym też o tym, o co chciała zapytać swojego szefa. Odchrząknęła i poprawiła swoje usadowienie, jakby chcą

- Mam tylko takie pytanie... Trochę prywatne.

- Tak? - Tezeusz rzucił jej spojrzenie, po czym znowu zajął się papierami.

- Jest trochę głupie.

- W porządku. - Mężczyzna zaśmiał się.

- Myślisz... Czy myślisz, że jestem sama, bo mężczyźni szukają kogoś, kto umie zajmować się domem?

- Co? - Tezeusz spojrzał na nią ze zdezorientowaniem, a Żaneta od razu ukryła twarz w dłoniach.

- Merlinie, jakie to było głupie. Nie, zapomnij o tym, proszę - wymamrotała zażenowana, a Tezeusz się zaśmiał.

- Nie o to mi chodzi, po prostu... Skąd te przemyślenia?

Żaneta uniosła głowę i założyła ręce, wzdychając.

- Moja mama mi to wczoraj wygarnęła - przyznała niechętnie. Tezeusz spojrzał na nią ze współczuciem.

- Słuchaj, no... Nie wiem, jak zajmujesz się domem, ale widzę, jak pracujesz i w ogóle... Jeśli mną się tak dobrze zajmujesz - wskazał głową na kubek z herbatą - to nie wyobrażam sobie, jak dobrze zajmowałabyś się swoim mężem. Naprawdę, nie przejmuj się tym, że nikogo nie masz, to przyjdzie.

Żaneta pokiwała głową, uśmiechając się słabo. Cieszyła się, że doceniał jej starania, ale to, że "miłość w końcu przyjdzie sama" słyszała już od kilkunastu lat i zaczynała w to wątpić. Przynajmniej Tezeusz nie przyznał racji jej matce...

Nie zdążyła mu nawet odpowiedzieć, gdy drzwi do gabinetu się otworzyły i do środka wpadł jeden z Aurorów.

- Chodźcie, porzebują nas wszystkich, mamy takie informacje, że się nie pozbieracie - powiedział, po czym od razu wyszedł. Tezeusz i Żaneta wymienili spojrzenia, a następnie sami ruszyli do wyjścia.

Okazało się, że Travers wezwał do siebie wszystkich Aurorów, bo uzyskał informacje, że Obskurodziciel z Nowego Jorku, Credence, przeżył. Był to istotny fakt, ponieważ to właśnie jego poszukiwał Grindelwald i, choć siedział w amerykańskim więzieniu, należało to kontrolować. Po tym Aurorzy otrzymali długi wykład na temat Obskurusów, by zawsze wiedzieć, co powinni robić w sytuacji spotkania z nimi. Tezeusz zastanawiał się nawet, czy nie porozmawiać z Newtem, który wiedział o takich sprawach najwięcej.

Po pracy Żaneta upewniła się, że dobrze ukryła różę, gdy wracała do domu. Nie chciała, by jej matka ją zobaczyła i zaczęła zadawać pytania lub, co gorsze, dawać kolejny wykład o zdobywaniu męża. Obiecała sobie, że gdy tylko odłoży trochę pieniędzy z nowej pracy, zamieszka sama, choćby w najmniejszej kawalerce w Londynie, jaką znajdzie.

W swoim pokoju postawiła jednak różę w wazonie przy łóżku, nie mogąc przestać na nią patrzeć. Niby nic, zwykła roślinka, a dawała jej tyle radości... Czekała, aż będzie mogła dostawać takie częściej, od kogoś, kto będzie ją kochał choć tak, jak Tezeusz kochał swoją narzeczoną.

Podziwiała go za to, ile się dla niej starał i że nie wspominał o żadnym rozstaniu, pomimo że wciąż się kłócili. Dbał też o brata, tak przynajmniej wynikało z jego opowieści. To jeszcze lepiej o nim świadczyło, a w Żanecie budziło pragnienie, że uda jej się znaleźć kogoś takiego. Obawiała się jednocześnie, że jej własny szef podniesie jej wymagania zbyt wysoko i już zawsze zostanie sama, zgodnie z przewidywaniami Majewskiej.

Żaneta westchnęła, siadając przy swoim biurku. Wzięła kartkę, pióro oraz atrament i postanowiła napisać do Frani. Jeśli ktoś miał rozumieć jej problemy sercowe, to tylko ona.

Średnio Na Jeża Ta Miłość • Tezeusz ScamanderWhere stories live. Discover now