34🌼

3.2K 528 214
                                    

Tezeusz i Żaneta weszli do małego, ciemnego pomieszczenia, w którym pomimo tego zdołano nagromadzić mnóstwo mebli. Naprzeciwko wejścia znajdowało się pojedyncze łóżko, a przy nim szafka z małą lampką. W kąt po lewej wcisnął ktoś szafę, a tuż obok stolik, natomiast po prawej znalazło się krzesło, które wyglądało, jakby zaraz miało się rozwalić.

Te wszystkie elementy oświetlał jedynie marny blask księżyca zza okien przy łóżku, dlatego Żaneta zapaliła małą lampkę, ta jednak również nie dawała za wiele. Tezeusz usadowił się bliżej nóg łóżka, pochylił się i po raz kolejny westchnął głęboko, próbując uspokoić oddech. Żaneta rzuciła okiem na stare krzesło - gdyby na nim usiadła, skończyłoby się to tylko niekomicznym wtedy jej upadkiem, więc również podeszła do łóżka. Usadowiła się jednak bliżej wezgłowia, nie pozwalając na to, by którakolwiek część jej ciała dotykała Tezeusza.

Przez moment ogarniała ich cisza, przerywana tylko oddechami. Oboje próbowali wszystko poukładać sobie w głowach.

- Dziękuję ci jeszcze raz - wydusił wreszcie Tezeusz, czując się źle z tym, co jeszcze chwilę wcześniej jej powiedział.

- Przestańmy już z tym. Nikt mi tyle nie dziękuje... - szepnęła w odpowiedzi, nie patrząc na niego. On pokręcił głową.

-  Ja... Nie, masz rację, przestańmy z tymi biurowymi grzecznościami, zwłaszcza po dzisiaj... Ale przepraszam, że zwątpiłem. Robisz dla mnie więcej niż...

- Wiem, jak to jest zastanawiać się, czy ktoś cię kochał - przerwała mu zgodnie z prawdą, patrząc tępo na zamknięte drzwi przed sobą. - I... Może nie powinnam tego mówić, ale nie warto się nad tym zastanawiać. To nie wróci. Choć wiem, że to niełatwe tak po prostu zapomnieć...

Tezeusz pokręcił głową, bo już wtedy wiedział, że nie powstrzyma płaczu. Pociągnął nosem, a łzy zleciały mu z oczu, po raz pierwszy od dawna - miał wrażenie, że gnieździły się tam od miesięcy. Nie przejmował się tym, że Żaneta widziała go w takim stanie; czuł, że ona to zrozumie.

A jej złamało się serce, któryś raz z rzędu tamtego dnia. Jego płacz wywoływał to dziwne mrowienie na jej własnej twarzy. Spojrzała na różdżkę, którą położyła obok siebie, a następnie machnęła nią, wyczarowując niewielką, miękką chusteczkę. Była biała, jedynie na rogach widniały maluteńkie, wyhaftowane stokrotki. Zawsze wyglądały inaczej; Żaneta zauważyła, że nigdy nie wyczarowała dwóch identycznych

Tego zaklęcia nauczyła ją Frania, wtedy, gdy Żaneta najbardziej go potrzebowała - gdy co noc się wypłakiwała przez Waldka.

Wyciągnęła dłoń z chusteczką w jego kierunku, ale widząc, że nawet po nią nie sięgał, nawet nie patrzył, bo głowę miał zwieszoną. Wtedy, choć się trzęsła, kobieta odważyła się unieść chusteczkę i nachylić się w jego kierunku, by delikatnie otrzeć mu policzek. Wtem Tezeusz spojrzał na nią zaszklonymi oczami, zdumiony, a Żaneta już chciała przeprosić, ale odebrało jej głos. Nie miała pojęcia, co w nią wstąpiło.

Oboje trwali tak przez chwilę w szoku, aż Żaneta jako pierwsza zdołała wycofać rękę, wciąż trzymając chusteczkę wilgotną od łez, które mu otarła. Patrzyli na siebie tak, jakby widzieli się po raz pierwszy, a Tezeusz na pewno tak też się czuł. W tamtej chwili kotłowało się w nim jednak zbyt wiele emocji, by umiał je wszystkie nazwać, prawie słyszał, jak w tamtej ciszy krew przepływa mu przez żyły.

- To może... Może jednak przyniosę ci herbaty? - zapytała nagle Żaneta, chcąc jakkolwiek rozładować to napięcie, które ich otoczyło.

Tezeusz przełknął ślinę.

- Nie trzeba - szepnął wreszcie.

Chcąc uciec od niego wzrokiem, kobieta spojrzała ponownie na chusteczkę. Uniosła ją i zaoferowała mu ją ponownie, a wtedy Tezeusz ją przyjął, choć sądził, że to Żaneta otrze mu i drugi policzek. Ostatecznie wytarł się sam, uspokoił nieco, a następnie zapytał cicho:

- Zostaniesz jeszcze?

Żaneta zmarszczyła brwi. Miała wrażenie, że powoli majaczył.

- Nie idę przecież nigdzie - przekonywała, choć sama nie wiedziała, ile jeszcze wytrzyma.

- Wiem, ale... - Tezeusz wziął głęboki wdech. - Mam wrażenie teraz, że wszyscy znikną...

- Spokojnie - mówiła Żaneta, ciesząc się, że wrócili do nieco normalniejszej rozmowy.

Tezeusz wytarł się chusteczką po raz kolejny, po czym przyjrzał się jej. Chciał skupić się na czymkolwiek, co choć na moment uspokoiłoby jego myśli.

- Ładne - stwierdził. - Nie znałem takiego zaklęcia.

- Wiesz, w Polsce mamy taką piosenkę... O chusteczkach.

Taka informacja, pozornie błaha, pozytywnie wpłynęła wtedy na głowę Tezeusza, który wreszcie na moment zapomniał o tym, co go nurtowało.

- O chusteczkach? - zapytał, patrząc na nią zaszklonymi oczami. Żaneta, dodając jakby do sytuacji absurdu, zaczęła śpiewać cicho:

- Mam chusteczkę haftowaną, wszystkie cztery rogi, kogo kocham, kogo lubię, rzucę mu pod nogi... Tej nie kocham, tej nie lubię, tej nie pocałuję, a chusteczkę haftowaną... Tobie po... - urwała, zdając sobie sprawę ze znaczenia tekstu, nawet jeśli Tezeusz nie mógł jej zrozumieć. - Podaruję - skończyła cichutko.

- I co to znaczy? - zapytał szczerze zainteresowany Tezeusz, na co Żaneta przełknęła ślinę.

- Jest o chusteczce, po prostu... To takie dla dzieci. - Machnęła ręką, nie chcąc, by drążył temat. Zaczęła się zastanawiać, dlaczego w ogóle to zaśpiewała, zresztą to wszystko przypominało jej jakiś sen na jawie, cała ta sytuacja, ta noc, tamto pomieszczenie, on tak blisko...

- Ładnie śpiewasz - powiedział Tezeusz po chwili.

- Dziękuję - wyszeptała nieco zawstydzona, trąc dłonią o dłoń.

Spętała ich jeszcze jedna cisza, od której Żanecie aż dzwoniło w uszach.

- I co teraz będzie, Janet? - zapytał nagle, znowu markotniejąc. - Nic nam się nie udało, Travers nas zamorduje...

- Przestań, Travers ledwie skinął palcem w tej sprawie - przerwała mu Żaneta. - Niech lepiej uhonoruje... Tych wszystkich, co zginęli...

Te słowa ponownie wywołały u niego łzy, choćby dlatego, że pomyślał, co mogłoby się stać, gdyby to Newt zginął... Żanecie serce znowu zabiło szybciej, a ona sama zwiesiła głowę, bo nie mogła już tego znieść. Agonia - tak określała w głowie to, że była tak blisko, a jednocześnie tak daleko od niego.

Nagle usłyszeli pukanie do drzwi, które wyrwało ich z tej przedziwnej rzeczywistości, w której się znajdowali. Drzwi otworzyły się, a w nich stanął Newt, którego widok Żanety wyraźnie skonsternował.

- Och... Nie chciałem...

- Newt - powiedział zaskoczony Tezeusz, unosząc głowę.

- To ja już pójdę. - Żaneta wstała od razu, chcąc wykorzystać to, że będzie mogła wyjść.

- Janet... - zaczął Tezeusz.

- Nie, Tezeusz, ja tak nie mogę dłużej - wydusiła bez namysłu. Pospiesznie zabrała swój płaszcz i różdżkę, a następnie wyminęła Newta w przejściu.

Znalazła sobie wolny pokój, zamknęła się w nim, a zaraz po tym rzuciła na łóżko z płaczem.

- Dlaczego ty, Scamander...?

Średnio Na Jeża Ta Miłość • Tezeusz ScamanderWhere stories live. Discover now