1🌼

7.1K 997 634
                                    

Śnieg prószył delikatnie za oknami, a mróz wymalował na oknach Ministerstwa Magii różnorodne wzory. Pomimo wczesnej pory i zimna Londyn już tętnił życiem, podobnie jak budynek czarodziejskich władz.  Wyjątkiem nie było biuro aurorów, gdzie od dawna obecni byli już wszyscy pracownicy przyjmujący listy, podpisujący dokumenty, tworzący sprawozdania...

Wyjątku nie stanowił Tezeusz Scamander, młody mężczyzna o brązowych włosach i bystrym spojrzeniu, który był doskonałym aurorem. Siedział za mahoniowym biurkiem w swoim przestronnym, głównie ciemnobrązowym gabinecie i marszczył czoło. Było zaledwie wpół do dziewiątej, a on już nie potrafił się skupić. Kilka ostatnich dni okazało się dla niego bardzo trudnymi - próbował opiekować się swoim młodszym bratem, w tym samym czasie starając się zakończyć kłótnie z Letą, jego narzeczoną. Pomimo tego, że na zewnątrz ich związek wyglądał perfekcyjnie, mieli problemy, które Tezeusz bardzo dobrze ukrywał.

Miał właśnie zacząć sprawdzać i podpisywać kolejny stos dokumentów, gdy usłyszał ciche pukanie. Zaraz po tym drobna kobieta, jego asystentka Betty, lekko otworzyła bordowe drzwi i wsadziła głowę do środka.

- Panie Scamander, pana nowa podwładna tu jest. Chciałby ją pan teraz zobaczyć? - zapytała przesłodzonym głosem.

O, tak - pomyślał Tezeusz. Jego nowa podwładna też od jakiegoś czasu siedziała mu w głowie. Wiedział, że była z innego kraju - w momencie, gdy zobaczył jej papiery zauważył literę rozpoczynającą jej imię, o której nie sądził, że w ogóle istniała. Dlatego nawet nie trudził się czytaniem reszty jej imienia, bo było ono dla niego zbyt skomplikowanym łamaczem języka.

- Oczywiście, proszę ją wpuścić - powiedział asystentce z małym uśmiechem, wstając, szczęśliwy, że mógł na chwilę oderwać się od papierów.

Betty zniknęła za drzwiami, robiąc miejsce dla innej kobiety, która weszła do środka.

- Dzień dobry, panie Scamander - przywitała się radośnie.

Tezeusz przyjrzał się jej dokładnie. Od razu zauważył, że była prawie tak wysoka jak on, szczupła i posiadała bladą cerę. Miała krótkie, ciemne blond włosy i duże, brązowe oczy. Ubrana była w żółtawy płaszcz, który sięgał nieco poniżej jej kolan, a w fryzurę wpięła małą stokrotkę. Była dosyć ładna.

- Dzień dobry - odparł, po czym przeszedł na przód swojego biurka i wyciągnął do niej rękę. - Tezeusz Scamander - przedstawił się.

- Żaneta Majewska - odpowiedziała i uścisnęła jego dłoń.

I to wtedy Tezeusz na chwilę się zawiesił. Właśnie usłyszał najdziwniejsze imię w swoim życiu i był pewny, że nie będzie w stanie go powtórzyć.

- Panie Scamander... - zaczęła.

- Wystarczy Tezeusz - przerwał jej. - Jesteśmy teraz jedną drużyną. Aurorzy są równi.

- Tezeusz - powtórzyła. - Chciałam tylko powiedzieć, że to zaszczyt tutaj pracować. Znaczy, w Ministerstwie Magii i w ogóle.

Tezeusz skinął głową i spojrzał ukradkiem na papiery kobiety na jego biurku. Musiał poznać jej imię, bo byłoby naprawdę dziwnie, gdyby go nie znał. Zdecydował się po prostu grzecznie ją zapytać.

- Nie jesteś stąd, zgadza się? - spytał grzecznie, a ona pokiwała głową.

- Jestem z Polski, ale gdy wybuchła wojna, moja rodzina musiała opuścić kraj - wyjaśniła, zakładając kosmyk włosów za ucho. - Tutaj jest o wiele bezpieczniej.

- Rozumiem... - powiedział, po czym nieświadomie poprawił swoją brązową marynarkę, decydując się wreszcie zadać docelowe pytanie. - Przepraszam, mogłabyś mi jeszcze raz podać swoje imię, proszę? To nie tak, że cię nie słuchałem, po prostu...

- W porządku - zapewniła go - przyzwyczaiłam się do tego tutaj w Anglii. Nie uwierzyłbyś, ile dokumentów musiałam wypełniać od nowa... Nazywam się Żaneta Majewska.

I choć tym razem Tezeusz skupił się tylko na niej i słuchaj jej uważnie, nadal nie był pewien tego, co usłyszał. Chciał jak najlepiej powtórzyć jej imię, ale jego brytyjski akcent nie do końca pasował polskiej wymowie.

- Sha... Neetah? Shaneetah? - powiedział, na co Żaneta zaśmiała się serdecznie. Pomyślała, że była to najbardziej urocza próba wypowiedzenia jej imienia jaką kiedykolwiek słyszała. Tezeusz wyglądał bardzo poważnie i formalnie, ale gdy to powiedział, ona po prostu nie mogła go wziąć na serio.

- Blisko - powiedziała mu z admiracją. - Ża-ne-ta Ma-jew-ska... Możesz mi po prostu mówić Janet - dodała, wiedząc, że angielska wersja jej imienia będzie dla niego łatwiejsza do wypowiedzenia. Tezeusz miał to samo wrażenie. Wziął głęboki wdech i powiedział:

- Twój angielski jest bardzo dobry.

- Dzię... - ale Żaneta nie mogła skończyć, ponieważ ktoś otworzył drzwi gabinetu bez pukania.

Kobieta zaskoczyła się i spojrzała za siebie, by sprawdzić, kto jej przerwał. Tezeusz również spojrzał na drzwi i z wielką trudnością powstrzymał się od westchnięcia. Stała tam kobieta o wiele mniejsza od Żanety, z ciemniejszą skórą, brązowymi włosami i w fioletowej szacie. Tezeusz od razu do niej podszedł i blondynka zauważyła, że był nieco zirytowany, ale nic nie powiedział. Zmusił kobietę do wycofania się i zaczął do niej szeptać. Żaneta próbowała nie podsłuchiwać, ale była w stanie usłyszeć wszystko, o czym mówili tak czy siak.

- Leta, kochanie, pracu... - zaczął Tezeusz.

- Tak, wiem, ale Newt tutaj jest - przerwała mu i Żaneta usłyszała westchnięcie (nie mogła tego zobaczyć, ale była pewna, że wydał je z siebie Tezeusz).

- To powiedz mu, żeby chwilę poczekał, porozmawiaj z nim chwilę czy coś - powiedział jej pospiesznie z prawie niezauważalną irytacją w głosie.

- Wiesz, on jest taki przygnębiony odkąd wrócił z Ameryki. To...

- Nic, czym nie możesz się zająć - przerwał jej Tezeusz i odwrócił się do Żanety. - Och, swoją drogą... Leta, to moja nowa współpracowniczka, panna... - tu zatrzymał się, bo nie mógł przypomnieć sobie jej nazwiska i dodał prędko:

- May. Panno May, to jest moja narzeczona, Leta Lestrange - powiedział i otworzył szerzej drzwi, ujawniając ją.

Jego narzeczona? - pomyślała zaskoczona Żaneta. Nie wyglądał na szczęśliwą z tego, że ją widział, wręcz przeciwnie, zdawał się być poirytowany. Blondynka wreszcie zdecydowała się tym nie przejmować i podeszła do Lety z szerokim uśmiechem.

- Miło mi poznać.

- Mnie również - odparła Leta, po czym zwróciła się do narzeczonego. - Cóż, zgaduję, że muszę już iść - dodała i zniknęła za drzwiami, które Tezeusz zamknął, jakby odetchnąwszy z ulgą.

- Panna May? - zapytała rozbawiona Żaneta, ponownie uważając jego problemy z jej imieniem za urocze, a także to, że ich uniknął.

- Przepraszam, nie chciałem... - zaczął nieco sfrustrowany. - Znaczy, nazwisko...

- Wybrnąłeś z tego dość sprytnie - przyznała i dodała słodko:

- A May brzmi ślicznie.

Tezeusz uśmiechnął się lekko i chwilę nic nie mówił... Po tym jednak opamiętał się, wrócił za biurko i spojrzał jeszcze raz na papiery kobiety.

- Cóż, widzę, że wszystko już jest tu wypełnione... Tylko... Masz jakiegoś partnera, dzieci? Przepraszam, że o to pytam, chcę po prostu wiedzieć, czy jesteś dyspozycyjna.

Żaneta przygryzła wargę. Wiedziała, że to pytanie nie miało na celu jej urazić, ale nie mogło nie zrobić jej się nieco przykro - przypomniała sobie o jej byłym narzeczonym, który ją zostawił. Wzięła jednak głęboki wdech, ogarnęła się nieco i odparła Tezeuszowi:

- Och, nie, nie... Jestem do dyspozycji o każdej porze dnia i nocy.

Średnio Na Jeża Ta Miłość • Tezeusz ScamanderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz