24🌼

2.5K 501 175
                                    

Następnego dnia Żaneta jak zwykle udała się do pracy bardzo wcześnie, by uwolnić się od rodziców i zdążyć przed Tezeuszem. Przeraziła się, gdy zauważyła, że biuro jest otwarte, sądząc, że zapomniała go zamknąć poprzedniego dnia. Gdy jednak nacisnęła klamkę i zajrzała do środka, z zaskoczeniem zauważyła w nim swojego szefa.

- O, dzień dobry - przywitała się zdumiona, zamykając za sobą drzwi. - Jesteś tak wcześnie?

Tezeusz siedział przy swoim biurku z wyraźnie niewesołą miną. Uniósł wzrok, choć niechętnie, po czym z powrotem popatrzył na papiery na swoim biurku.

- Nie mogłem spać.

- Coś się stało? - zapytała Żaneta, zanim w ogóle się nad tym zastanowiła.

- Nie chcę o tym mówić - odparł Tezeusz, pesząc ją zupełnie. Kobieta przeklinała samą siebie w myślach za to, że zapytała tak bezpośrednio, rozkładając swoje rzeczy i zastanawiając się, jak naprawić atmosferę.

- To cóż, nie zdążyłam jeszcze zrobić herbaty...

- Chyba nie mam dziś nawet ochoty - przerwał jej Tezeusz wyjątkowo szorstko jak na siebie. - Skupmy się na pracy.

- Dobrze... - odparła Żaneta niepewnie, po czym usadowiła się przy swoim biurku i zaczęła szukać swojego notatnika, w którym zapisała jak dotąd wszystkie informacje o poszukiwanej przez Ministerstwo kobiecie.

W ciszy więc zaczęli zajmować się każdy swoimi dokumentami, nie minęło jednak więcej, niż kilka minut, aż Tezeusz odrzucił swoje pióro we frustracji. Żaneta uniosła głowę w zdumieniu, szukając tego, co spadło.

- Przepraszam - powiedział Tezeusz, schylając się po swoje pióro z irytacją, a następnie westchnął głęboko. - Janet... Czy kiedykolwiek zrobiłaś coś ważnego, czego później zaczynałaś żałować? - zapytał, bo było to silniejsze od niego.

W głowie Żanety natychmiast pojawił się Waldek i to, ile miłości mu okazała, za którą w zamian dostała rozstanie. Żałowała, żałowała tak bardzo, że powiedziała mu tak, zaślepiona miłością i niewidząca tego, że już wtedy wcale nie było dobrze.

- Tak, zdecydowanie - odparła smutno. - Rozumiem, że masz tak samo? - zapytała, chcąc go jakoś pocieszyć.

- Po prostu usłyszałem wczoraj coś, co mnie bardzo zabolało, miałem po tym różne myśli i... Sam się zastanawiam, czy nie przesadzam teraz.

Żaneta pomyślała, że bardziej niż kimkolwiek była w tej pracy psychologiem Tezeusza, ale nie przeszkadzało jej to za bardzo. Dawno nikogo tak nie polubiła, jak swojego szefa.

- Nie znam sytuacji, więc nie wiem, jak ci pomóc, ale... Może jednak zrobię tę herbatę? Albo przyniosę ci coś innego, co byś chciał?

Twarz Tezeusza nieco złagodniała. Patrzył na nią, wahając się, bo głupio było mu przyznać, że w zasadzie to mogłoby mu to pomóc. Wciąż milczał, jakby samym wzrokiem próbując jej coś przekazać - a ona zdawała się rozumieć.

- Przyniosę coś słodkiego - powiedziała ostatecznie, wstając od biurka z szerokim uśmiechem.

Ledwo podeszła do drzwi, gdy Tezeusz powiedział nagle:

- Janet.

Żaneta odwróciła się, poprawiając kosmyk wypadający z koka na kołnierz jej białej koszuli. Tezeusz w zasadzie sam nie był pewien, czemu ją zatrzymał; przez głowę przeszła mu myśl, by skomplementować jej wygląd w ramach wdzięczności, ale zaraz po tym pomyślał, że nie mógł tego zrobić.

- Tak? - zapytała, a wtedy mężczyzna pokręcił głową sam do siebie, wyrywając się z zamyślenia.

- Dziękuję - powiedział w końcu, wywołując u niej kolejny uśmiech.

Żaneta wyszła i wróciła po kilkunastu minutach z herbatą oraz pięcioma pączkami na talerzu.

- Pączki z niezdrową ilością czekolady, proszę bardzo. - Położyła wszystko na biurku Tezeusza, który minimalnie się uśmiechnął.

- Czyli mam się utuczyć? - zapytał.

- Słuchaj, gdy przechodziłam najgorszy okres w swoim życiu to moja przyjaciółka, Frania, prawie codziennie przynosiła mi naszą polską czekoladę... - Żaneta rozmarzyła się nieco, przypominając sobie tamten smak. - I było mi lepiej. Ufam, że teraz też tak będzie.

- Nie wiem, czy powinienem w zasadzie tak w czasie pracy - powiedział Tezeusz, gdy kobieta usadowiła się z powrotem przy swoim biurku.

- Jesteśmy w zasadzie jeszcze przed pracą. - Zaśmiała się, zerkając na zegar na ścianie. - A ty jadłeś w ogóle śniadanie?

- Nie, właściwie to nie... - odparł mężczyzna, markotniejąc ponownie, gdy przypomniał sobie, czemu dosłownie uciekł z domu.

- Moja mama to by cię skróciła o głowę za wyjście bez śniadania - zauważyła Żaneta, patrząc z powrotem na dokumenty.

Tezeusz nie odpowiedział, tylko zaczął ostatecznie jeść.

Po wszystkim dzień pracy mijał im dosyć nużąco, dopóki ktoś nie zapukał do drzwi biura. Tezeusz obawiał się, że mogła być to Leta, jednak i tak powiedział głośno:

- Proszę!

Drzwi otworzyły się, mężczyzna na moment zamarł, a w środku pojawiła się... Vivian. Auror.

Tezeusz odetchnął z ulgą.

- Cześć wam, ja właściwie do Janet - powiedziała ciemnowłosa kobieta, a następnie wyciągnęła rękę z kilkoma dokumentami w jej kierunku. - Znaleźliśmy to i pomyśleliśmy, że może ty to rozszyfrujesz.

Żaneta wstała, by odebrać papiery i od razu zaczęła je przeglądać: ujrzała kartki wypełnione tekstem napisanym cyrylicą.

- O, to po rosyjsku - stwierdziła od razu.

- No tak... - powiedziała Vivian. - Ktoś mówił, że ty się na tym znasz...?

- Cóż, mój rosyjski w zasadzie już nie istnieje, umiem w sumie tylko czytać... Ale coś może z tego wyczytam... - Podniosła ostatnią kartkę, widząc, że też była zapisana cyrylicą. - A jak nie, to zaniosę ojcu. On mówi płynnie.

- To zajmiesz się tym?

- Jasne, dam znać. - Żaneta pokiwała głową.

- Dzięki! - powiedziała Vivian i wyszła, zostawiając Żanetę zaczytaną w dokumentach.

Mały uśmiech wkradł się na twarz Tezeusza, gdy obserwował, jak ze skupieniem próbowała coś wyczytać z kartek, które jemu absolutnie nic nie mówiły. Szczerze podziwiał umiejętności kobiety, a czasem wręcz ich jej zazdrościł, gdyż sam znał tylko podstawy francuskiego.

- Jeszcze trochę i Ministerstwo będzie musiało ci dopłacać za pracę tłumacza - powiedział, pierwszy raz tamtego dnia prawdziwie rozbawiony.

- Raczej nie, bo niewiele rozumiem... - odparła Żaneta, nie odrywając wzroku od tekstu. - Tylko tyle, że to jest chyba świadectwo szkolne. W każdym razie jakiś dokument z Durmstrangu. Ale jednego jestem pewna, jeat tu napisane Alexandriya Anastasiya Kedrova...

- Zaraz, to naprawdę jej? Janet, to może być przełomowe!

- Tak, ale na razie nic z tym nie zrobię. Potrzebuję mojego taty, bo naprawdę niewiele rozumiem.

- W takim razie idź już dziś do domu - zarządził Tezeusz od razu. - Wystarczająco się napracowałaś, a wrócimy do tego jutro.

- A ty?

- Ja...? - Mężczyzna uniósł brwi. - Ja... Ja nie bardzo chcę dzisiaj wracać do domu - wypalił bez namysłu.

Te słowa dały Żanecie do zrozumienia, że problem Tezeusza po raz kolejny musiał być prawdopodobnie związany z jego narzeczoną. Kobieta chciała po raz kolejny zaproponować mu pomoc, ale obawiała się, że napeawdę mogła już przekraczać pewne granice. Zamiast tego zebrała papiery, szykując się do wyjścia.

- Mam nadzieję, że jutro będzie lepiej.

Średnio Na Jeża Ta Miłość • Tezeusz ScamanderWhere stories live. Discover now