32🌼

2.5K 513 83
                                    

Kiedy wszyscy znaleźli się w kryjówce, odetchnęli z ulgą, choć nastroje nie były najlepsze: jedynie Żaneta i Jenna nikogo nie straciły tamtej nocy.

Wszyscy zaczęli się od razu rozchodzić poza Newtem i Jenną, którzy wciąż bezpiecznie trzymali rannego niuchacza pomiędzy sobą. Tezeusz opadł na fotel, Tina na szezlong, a Jacob usiadł na schodach i ukrył twarz w dłoniach. Żaneta natomiast zaczęła rozglądać się po starym, po części bardzo zakurzonym pomieszczeniu, czując się tam nieco nie na miejscu nawet pomimo zaproszenia.

- W walizce mam wszystko, żeby go wyleczyć - powiedział Newt, delikatnie biorąc niuchacza tylko w swoje ramiona.

- Pomogę ci - zadeklarowała Jenna od razu, wymieniając z Newtem kolejne uśmiechy.

- Wystarczy nam miejsca? - zapytała nagle Żaneta, wręcz skanując wzrokiem swoje otoczenie. Czuła, że będzie zapewne musiała stamtąd odejść.

- Jeśli nie, to ja też mam trochę miejsca - odparła na to Jenna głośno. - Po mugolskiej stronie. Są tam dwa łóżka.

- To może ja i Tezeusz... - zaczął Newt, ale tym razem przerwała mu Porpentyna:

- Newt, no co ty, przecież to ty nam dałeś tę kryjówkę. Ja i Jenna...

- Nie, nie - zaprotestował Newt od razu, posyłając Jennie krótkie spojrzenie. Dziewczyna myślała, że się roztopi, gdy walczył o to, żeby została.

- To może ja... - Żaneta uniosła niepewnie rękę, zdając sobie sprawę, że była tam najmniej potrzebna.

- Nie, Janet, proszę - powiedział tym razem Tezeusz, wstając z fotela, a Żaneta odwróciła się w jego stronę z zaskoczeniem. Poczuła motyle w brzuchu, nie oszukiwała się nawet, że mogło to być coś innego, nawet w takiej chwili. Na jej twarzy ostatniej pojawił się mały, ale jak najbardziej szczery uśmiech.

- Na górze jest sporo miejsca - jęknął Jacob gdzieś zza swoich rąk. Tina spojrzała na niego ze współczuciem, a następnie podeszła do niego, by usiąść obok i go objąć.

- Dobra, czyli zostajemy wszyscy tutaj. - Jenna klasnęła w ręce. - Ale musimy coś zjeść. Tu nic nie ma, ale ja mam u siebie sporo, więc i tak tam pójdę...

- Pomóc ci? - zaproponowała Żaneta, chcąc na cokolwiek się przydać w ramach wdzięczności. Jenna spojrzała na nią, a następnie na pozostałych w pomieszczeniu, pogrążonych w smutku. Może rzeczywiście lepiej było ich zostawić na chwilę z ich własnymi myślami.

- Tak, przyda się - odparła Jenna po chwili, a następnie poprawiła swój płaszcz. - Zaraz wrócimy - dodała i wyszła, a Żaneta natychmiast podążyła za nią.

Przeszły kilka kroków, a Żaneta odczuwała sporą ulgę, gdy chłodne, nocne powietrze otulało jej rozgrzane policzki. Próbowała uspokoić swój oddech, bo adrenalina wreszcie z niej schodziła, gdy nagle Jenna stanęła jak wryta.

- Wiesz co... Możemy się przejść zamiast deportować? Muszę chyba rozchodzić to wszystko.

- Ja chyba też - przyznała Żaneta, kiwając głową. Obie kobiety szły więc powoli przez opustoszałe ulice magicznego Paryża, oczyszczając głowy po wszystkich wydarzeniach, które je spotkały tamtej nocy.

- Tak w ogóle... - zaczęła Jenna, gdy skręciły w główną ulicę. - Ty i Tezeusz, to...

Na tamte słowa Żanetę ścisnęło w żołądku. Natychmiast popatrzyła na rozmówczynię ze strachem wymalowanym na twarzy.

- Co?

- No może się czepiam, bo ja go nie lubię, ale tak aż mi się wydaje, że ty go za bardzo.

Średnio Na Jeża Ta Miłość • Tezeusz ScamanderOnde histórias criam vida. Descubra agora