51🌼

1.5K 309 66
                                    

Żaneta już nawet nie próbowała zastanawiać się, co ją podkusiło, by po raz enty zgodzić się na przyjście do mieszkania Tezeusza. Oczywiście, że gdzieś w sercu najchętniej w ogóle by stamtąd nie wychodziła, ale zdrowy rozsądek podpowiadał jej, że im częściej będzie to robić, tym bardziej się w nim zakocha, a w Ministerstwie będą mogli zacząć coś podejrzewać... I przez miłość właśnie, zupełnie ją zaślepiającą, siedziała znowu u niego w jadalni, patrząc, jak znowu przygotowywał jej herbatę. Z drugiej strony, to nie była jej wina, przecież to on ją zaprosił...

Herbata była oczywiście dodatkiem do ciasta, które było tym "czymś dobrym" zaoferowanym po krótkiej wycieczce do Ministerstwa Magii. Tam zresztą zostali poinformowani, że następnego dnia muszą już wrócić do biura, bo ponowne poszukiwania Grindelwalda ruszały pełną parą... Dlatego był to ich ostatni wolny, spokojny wieczór.

- Nie jest właściwie za późno na ciasto? - zapytała Żaneta nagle, w duchu pytając sama siebie, kogo ona oszukiwała. Nie było złej pory na ciasto, a już na pewno nie w jego towarzystwie.

- Jutro wracamy do papierków, Janet - odparł Tezeusz, opierając się o blat w oczekiwaniu na zagotowanie wody. - Należy nam się trochę osłody.

- Ach, czyli tak. - Zaśmiała się. - Tylko Travers tak się na mnie popatrzył w tym stroju, że zastanawiam się, czy do jutra zatrzymam swoją posadę.

- Wiesz, ja też jeszcze nie przywykłem.

- No wiesz co? - Żaneta pacnęła dłonią w stół. - To ja wyglądam naprawdę aż tak źle?

- Nie, naprawdę nie! - bronił się Tezeusz, bo przecież bardzo mu się podobała, nawet w takim nietypowym wydaniu. - Po prostu muszę się przyzwyczaić. Zwyczajnie... Nie zrozum tego źle, ale wydajesz mi się za łagodna na taki styl.

- Ha, bo nie znasz mojej złej strony, Scamander - odparła bez namysłu, po czym pomyślała, że odwagę na takie słowa wzięła ze spędzania czasu z Jenną tamtego dnia. - Trudno mnie zdenerwować, to prawda, ale jak już się zdenerwuję...

Żaneta, o czym ty mu pieprzysz?

- No, nie chciałbym cię denerwować. - Zaśmiał się, po czym odwrócił się z powrotem do czajnika, w którym zagotowała się już woda. - Dlatego daję ci herbatę i ciasto.

- Ten to wie, jak zadowolić kobietę - wypaliła, po czym znowu zaczęła się zastanawiać, co ją do tego podkusiło.

Ku jej kompletnemu osłupieniu, on odpowiedział głośno i wyraźnie:

- Staram się.

Tak też spędzili kolejny wieczór razem, choć niezwykle krótki, bo i tak zaczęli go późno. Mogliby rozmawiać jeszcze długo, ale przecież następnego dnia trzeba było wrócić do pracy, a co za tym szło - wyspać się.

- Cóż... Dziękuję za herbatę, za ciasto i za rozmowę. - Żaneta wstała od stołu, przy którym przez cały czas siedzieli. - Ale muszę już iść. Jutro w końcu trzeba wstać do naszej ukochanej pracy.

- Oj, wiesz, że nie napomniałbym cię za spóźnienie. - Mężczyzna wstał od razu za nią i ustawił naprzeciwko niej.

- Tezeusz. - Żaneta przewróciła oczami, nieświadomie kładąc dłoń gdzieś na jego obojczyku, jakby chcąc go zatrzymać, natychmiast się jednak wycofała.

On jednak zwrócił uwagę na coś innego, czyli jego imię - lubił, gdy je mówiła, chyba nawet za bardzo. I nie chciał, żeby wychodziła, nawet jeśli sam czuł, że powinna. Nic nie sprawiało, że tak się relaksował, uspokajał i zwyczajnie cieszył jak rozmowy z nią, przyznał to sam przed sobą.

- A może... - zaczął, gdy dotarli już do drzwi, po czym ugryzł się w język, kiedy zrozumiał, jak skandaliczna była propozycja, jaką chciał jej złożyć. Czuł, że zasugerowanie, by została u niego na noc, by mogli dalej rozmawiać, choć oczywiście spałaby w osobnym pokoju, wydawało się wtedy zdecydowanie zbyt śmiałym krokiem.

- Ach, nie będę cię już męczył - wyratował się. - Ja też dziękuję i... Zgaduję, że widzimy się rano.

- Widzimy - potwierdziła, otwierając drzwi, bo bała się, że inaczej nigdy nie wyjdzie. - Dobrej nocy, Tezeusz.

- Dobranoc, Ja... Shaneetah.

Żaneta zaśmiała się, a od środka roztopiła, że kolejny raz spróbował użyć jej polskiego imienia.

- No już prawie - pochwaliła go niczym dziecko, a następnie wyszła, zanim cała rozmowa mogłaby się im przeciągnąć w nieskończoność.

Kiedy Tezeusz przyszedł do swojego biura następnego dnia, zastał tam Żanetę - bez odważnego makijażu - i choć sam ten fakt niezwykle go ucieszył, mina zrzedła mu prędko, gdy zauważył, że większość jej rzeczy zniknęła z jej biurka, a ona sama różdżką składała coś do wielkiego pudła.

- Dzień dobry, szefie - przywitała się żartobliwie, ale on nawet jej nie odpowiedział, gapiąc się na wszystko z otwartymi ustami.

- Chwila... Co ty robisz?

- Pakuję się - odpowiedziała, wkładając gruby notatnik do pudełka. - Travers mi powiedział, że mogę się przenieść do swojego biura...

Te słowa były dla Tezeusza jak uderzenie obuchem w głowę. Niby rozmawiali o tym wcześniej, a jednak nie wierzył, że ostatecznie do tego dojdzie - albo przynajmniej się łudził...

Żaneta też nie była wniebowzięta, lecz z drugiej strony liczyła, że rozłąka pomoże uspokoić jej uczucia. Nie chciała zresztą dyskutować z Traversem.

- Ale nie martw się, zrobiłam ci herbatę - ciągnęła Żaneta, wskazując głową na kubek stojący na jego biurku. - Taką, jak lubisz.

Tezeusz przez chwilę stał tam jak zmrożony, aż wreszcie pokręcił głową.

- Za moment wrócę.

I wyszedł, zostawiając Żanetę oszołomioną, on jednak doskonale wiedział, dokąd szedł.

Wiedział, że było to egoistyczne i niezgodne z regulaminem - bo przecież nie powinien przenosić pracownika, jeśli nie wpływało to w żaden sposób na jego wyniki w pracy - ale w tamtej chwili naprawdę go to nie obchodziło. Nie mógł dopuścić do tego, że ją straci, zwyczajnie sobie tego nie wyobrażał, dlatego musiał nadużyć nieco swojej władzy.

Wrócił do biura kilka minut później z determinacją wymalowaną na twarzy.

- Nie pakuj się - powiedział głośno, zatrzaskując za sobą drzwi.

- Co?

- No... Zostajesz tutaj. Będziemy nadal dzielić biuro.

Żaneta wciąż wątpiła, czy dobrze go zrozumiała.

- Co? Ale przed chwilą Travers...

- Szefostwo tak zdecydowało. - Tezeusz skłamał szybko, nie będąc w stanie wpaść na lepszą wymówkę. - Potrzebują jednak tamtego pomieszczenia na... Na coś.

Przecież ty jesteś szefostwem.

- Jesteś pewny? - zapytała już dla formalności, bo Tezeusz wyglądał na jak najbardziej pewnego.

- Tak, tak. I dziękuję za herbatę... Odwdzięczę się i zrobię też dla ciebie - powiedział pospiesznie i zanim ona mogła dopytać o cokolwiek, wyszedł, by rzeczywiście przygotować herbatę, a także i lepsze wymówki na wypadek, gdyby zaczęła pytać o więcej.

W duchu był szczęśliwy i usatysfakcjonowany, wiedząc, że wciąż będzie przychodził do pracy z przyjemnością.

Średnio Na Jeża Ta Miłość • Tezeusz ScamanderWhere stories live. Discover now