62🌼

1.3K 270 84
                                    

Następnego ranka Aberforth ugościł grupę śniadaniem, na którym nie pojawili się Newt i Jenna, co zdziwiło grupę. Wszyscy spodziewali się, że zejdą do stołu tak, jak reszta, dlatego dopiero na dole zaczęli się martwić ich nieobecnością.

- Pójdę sprawdzić, co z nimi - zaoferowała Żaneta, błyskawicznie wstając od stołu.

- Pójdę z tobą. - Tezeusz zerwał się ze swojego siedzenia naprzeciwko, na tyle szybko, że delikatnie uderzył kolanem o blat. Zebrał przez to dziwne spojrzenia od reszty, jednak nikt nic ostatecznie nie powiedział.

Ani on, ani Żaneta nie spali zbyt dobrze. Całą noc myśleli o tej drugiej osobie, o swoich uczuciach, o tym, co będzie jutro... Rankiem jednak nie zająknęli się słowem na temat minionego wieczoru, wiedząc, że muszą skupić się na czekającym ich zadaniu.

Tak też Żaneta oraz Tezeusz poszli wspólnie na górę w milczeniu. Kobieta od razu podeszła do drzwi pokoju Jenny i zapukała w nie. Spróbowała kilka razy, a nie usłyszawszy odpowiedzi uznała, że dla bezpieczeństwa może je otworzyć.

- Hej, Jenna, wszystko w porz... - Zaczęła, otwierając drzwi z głośnym skrzypnięciem, po czym urwała na widok, jaki zastała w pokoju. - Och.

Choć łóżko było dość wąskie, Newt i Jenna spali na nim wspólnie - on na plecach, ona na brzuchu, wtulona w jego tors jak w poduszkę. Gdzieś na podłodze przy łóżku leżała dawno zapomniana książka, a oni byli pogrążeni w tak głębokim, spokojnym śnie, że nawet nie poruszyło ich otwarcie drzwi.

To był widok, który Żanetę ścisnął w sercu, a u Tezeusza wywołał głośne westchnięcie.

- Aż żal mi ich budzić - szepnęła rozczulona Żaneta.

- Ale musimy już się zbierać - odparł Tezeusz, po czym bez zawhania odchrząknął głośno, na tyle, że oboje magizoologów zerwało się.

Zarówno Jennie, jak i Newtowi zajęło chwilę zrozumieć, w jakiej pozycji się znajdowali. Scamander speszył się, a potem znacznie zawstydził, gdy w drzwiach zauważył swojego brata. Jenna, naturalnie, nie mogła być mniej wzruszona.

- O, to wy. Zaspaliśmy? - zapytała jak gdyby nigdy nic, ziewając i powoli unosząc się z torsu ukochanego.

- Troszeczkę - przyznała Żaneta z uśmiechem.

- Już idziemy, już idziemy... - przekonywała Jenna, schodząc z łóżka i rozciągając się. - Za trzy minuty jesteśmy na dole...

- To nie będziemy wam przeszkadzać - powiedziała Żaneta, po czym złapała Tezeusza za ramię i niemalże siłą wyciągnęła go z pokoju.

- Newt chyba naprawdę jest z nią szczęśliwy - stwierdził Tezeusz, gdy drzwi się za nimi zamknęły.

- Dopiero teraz to zauważyłeś? - zapytała Żaneta z niedowierzaniem. - Każdy by chciał mieć tyle szczęścia, co oni - dodała, po czym ruszyła z powrotem na parter.

Tezeusz przełknął ślinę. W tamtej chwili był gotowy zrobić wiele, by Żaneta też to szczęście poczuła.

Niecałą godzinę później drużyna składająca się z Newta, Jenny, Tezeusza, Żanety, Eulalie, Jacoba i Bunty udała się do ukrytego pomieszczenia w Hogwarcie, które na wszystkich robiło wrażenie. To był potężny, przestronny pokój, w którym czekał na nich Dumbledore, stojący na tle czegoś w rodzaju szerokiej, wiszącej kolumny ozdobionej bhutańskimi wzorami.

Plan był prosty. Udać się na ceremonię wyborów w Bhutan, utrzymać qilina w bezpieczeństwie, może pokonać Grindelwalda po drodze... Co mogło się nie udać?

- Hej, Newt, co to za miejsce? - szepnął Jacob.

- Pokój Życzeń.

- Ej, Dumbledore, mogę tu zabrać mojego brata? - zapytała Jenna, rozglądając się po pomieszczeniu z założonymi rękami. - Nigdy mi nie wierzył, że Pokój Życzeń istnieje, bo nie mogłam go znaleźć... A on sobie tu był przez cały czas... 

- Och, Jenna, może kiedyś twoje dzieci go odnajdą - odpowiedział Dumbledore z uśmiechem, na co ona przewróciła oczami.

- Ty to jak coś powiesz, profesorku...

Przed całą grupą stało siedem walizek; wszystkie były identyczne, jednak najwyraźniej taki był zamiar.

- Jak, Newt? Jesteś w stanie poznać, która to twoja? - zapytał Dumbledore, a a Newt zawahał się.

- Nie...

- To dobrze. Martwiłbym się, gdybyś był.

- Rozumiem, że qilin jest w jednej z nich? - zapytała Eulalie, pamiętając, jak Newt i Jenna z największą ostrożnością wkładali zwierzaka do walizki jeszcze kilkanaście minut wcześniej.

- Tak.

- Ale w której?

- Właśnie, w której? - powtórzył Dumbledore.

Żaneta pokiwała głową z uznaniem, bo naprawdę wierzyła w ten plan. Tyle walizek na pewno mogło wprowadzić chaos do wizji Grindelwalda - aż siedem możliwych kombinacji...

- Grindelwald zrobi wszystko, by złapać naszego rzadkiego przyjaciela, dlatego musimy się upewnić, że ktokolwiek, kogo do nas wyśle, będzie niepewny... A qilin bezpiecznie dotrze na ceremonię.

Dumbledore stanął w płaszczu i kapeluszu przed całą grupą, na moment tracąc swój rozbawiony ton.

- Przypomnę tylko. Z Grindelwaldem jest wiedźma. Ona potrafi kontrolować zwierzęta, miejcie to na uwadze.

- Nie no, spoko. Pokonać gościa, co widzi przyszłość i laskę, co potrafi obrócić zwierzaki przeciwko nam. Pff. Bułka z masłem. - Jenna wzruszyła ramionami, a choć jej żart miał rozluźnić atmosferę, to głównie uświadomił większości, że ich misja była naprawdę absurdalna.

- Cóż, jeśli do czasu popołudniowej herbatki qilin, nie wspominając już o nas wszystkich, będziemy wciąż żywi... To możemy uznać, że odnieśliśmy sukces - stwierdził Dumbledore w podobnym do Jenny tonie, wkładając na siebie szal. - Dobrze, niech każdy wybierze walizkę i ruszamy. Panie Kowalski, ja i pan pójdziemy jako pierwsi.

- Ja? - Zaskoczony Jacob wskazał na siebie, a Jenna gestem zachęciła go, by ruszył przed siebie. - No dobra...

Kowalski schylił się po walizkę najbliżej siebie, Dumbledore odchrząknął jednak, kręcąc głową. Jacob zdecydował się więc na kolejną, a wtedy profesor dotknął tamtej wyjątkowej kolumny, która zalśniła na złoto, po czym wyciągnął dłoń w stronę mugola. Jacob złapał ją i...

Obaj zniknęli.

- Powodzenia wszystkim - powiedziała Bunty.

Nastąpiła chwila ciszy, ale nie było już czasu na wahanie. Newt złapał za walizkę wcześniej odrzuconą przez Dumbledore'a, również życząc wszystkim powodzenia, a w tym samym czasie Jenna sięgnęła po tę stojącą przed Tezeuszem.

- Znalezione nie kradzione. -  Zwinnym ruchem zabrała mu walizkę sprzed nosa, po czym w ostatniej chwili złapała za rękę Newta, by zniknąć razem z nim.

Tezeusz złapał za losową walizkę, po czym podszedł do kolumny, gdzie mimo wszystko zaczekał na Żanetę. Ona również podniosła jedną z walizek, a przy kolumnie zobaczyła, że mężczyzna wyciągał do niej rękę.

- Mogę?

Zaparło jej dech w piersi, ale pokiwała głową i złapała go za rękę, by mogli przenieść się razem.

I tak znaleźli się w Bhutan w przeciągu sekund, w wielkiej świątyni położonej wysoko w górach, na której szczyt prowadziły dziesiątki schodów. Puścili ręce, ale popatrzyli na siebie tak, że obojgu ugięły się nogi.

- Dziś spróbuj nie skończyć w więzieniu, co, Scamander? - zapytała Żaneta, rozbawiając go.

- Daję ci polecenie służbowe to przeżyć, panno May.

- Ach tak? - Uniosła brwi. - A jaka kara za niesubordynację?

Wtedy Tezeusz prędko spoważniał.

- Wracamy stąd oboje żywi.

Żaneta pokiwała głową z aprobatą, po czym oboje zgodnie z planem się rozdzielili... Nie przestając myśleć o tej drugiej osobie ani na moment.

Średnio Na Jeża Ta Miłość • Tezeusz ScamanderWhere stories live. Discover now