70🌼

2.2K 292 151
                                    

Nigdy tak bardzo nie proszono mnie o jakiś rozdział jak o ten.

Rozdział zawiera treści dla dorosłych.

~

Żaneta nawet nie wiedziała, jak i kiedy znalazła się na łóżku Tezeusza. Wszystko działo się tak szybko, a ona była tak szczęśliwa, że zatraciła umiejętność myślenia. Koszula, stanik oraz majtki - tylko tyle dzieliło ją od Tezeusza Scamandera, który stał pochylony przed łóżkiem i masował jej uda całymi dłońmi, rozpalając ją od środka.

Samo patrzenie na niego w takiej pozycji odbierało jej dech, a to, że nie kończyli swojej zabawy w szefa i podwładną ekscytowało oboje.

- I co, szefie? - zapytała, próbując choć na moment oderwać się od tego, jak jego wielkie ręce pieściły każdy cal jej ud, uciskając we wszystkich odpowiednich miejscach. - Nadal nie pokazałeś mi tej swojej blizny... I co ja mam wpisać do akt... Bohater wojenny czy oszust...?

- A co tu wpisywać do akt, panno May? - zapytał, nachylając się tuż nad jej twarz.

- Ocenę pracy... - odparła tuż przed tym, jak obdarzył ją krótkim pocałunkiem.

- To chyba szefowi przysługuje ocena pracy.

- Ale na razie to tylko ty pracujesz... - Przejechała dłońmi po jego nagim torsie, nie wierząc, że to robiła. Jak dotąd nawet jej się to nie przyśniło...

- Słuszna uwaga. - Pocałował ją po raz kolejny, nie przestając ściskać jej ud. - Jak tak dalej pójdzie, to obetnę ci z wypłaty...

Te słowa sprawiły, że Żaneta o mało nie podskoczyła razem ze swoim sercem.

- W takim razie pozwól mi nadrobić - powiedziała, a następnie chwyciła za pasek jego spodni.

Nie bronił się przed tym, jak go rozpięła, a po tym, klęcząc na łóżku, pociągnęła jego spodnie w dół. W pozbyciu się ich zupełnie pomogła sobie magią, a wtedy wreszcie ujrzała tę bliznę, o której tyle już mówili. Była wielkości różdżki, dobrze zagojona, biegła od wewnętrznej części jego uda na zewnątrz, zupełnie jak palce Żanety badające jej chropowatość z największą delikatnością.

- Czyli blizna jednak istnieje, no dobrze... Zaczynam wierzyć w tego bohatera... - mówiła, przybliżając głową do jego nagiego ramienia. Jego skóra była niezwykle delikatna, czysta, pachniała też tak przyjemnie, że ciągle mogłaby jej dotykać.

- Opowiem ci, skąd ją mam... - Tezeusz złapał ją za lędźwie, a potem przesunął ręce troszkę niżej. - Ale to może... Innym razem...

Wrócił do całowania jej z entuzjazmem, tak wielkim, że wcisnął ją niemalże w satynową pościel ciężarem swojego ciała. Na ich ciałach było coraz mniej materiału, a jednak wciąż im przeszkadzał, nie mogli już dłużej wytrzymać tego, że cokolwiek ich jeszcze dzieliło.

Tezeusz odsunął się od niej na moment, a następmie zmierzył jej ciało wzrokiem. Ciekawość rozpalała go od środka; co chowało się pod tą koszulą, która zawsze ją zakrywała...?

- Nieprawidłowy ubiór do pracy - mruknął Tezeusz.

- Tak? Od kiedy białe koszule są nieprawidłowe?

- Od dzisiaj... - szepnął i z determinacją w oczach zaczął rozpinać ją jak najszybciej potrafił.

Kiedy koszula odeszła w zapomnienie, usiadł na łóżku, przyciągnął ukochaną do siebie i posadził na swoich kolanach, by móc poczuć całe jej ciało dotykające jego. Ona zarzuciła ręce na jego szyję, natychmiast wracając do pocałunków, lecz gdy ich ciała zaczęły ocierać o siebie, Żanetę nagle złapała trema i jakby świadomość tego, co w ogóle robili.

Średnio Na Jeża Ta Miłość • Tezeusz ScamanderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz