Prolog: pewność zasiana tygrysim czarem

2.6K 152 161
                                    

Do fanfiction stworzona jest nawiązująca playlista na Spotify, jeżeli ktoś jest zainteresowany, można do mnie napisać, ewentualnie wyszukać po nazwie na spoti "milkychimy"

Do fanfiction stworzona jest nawiązująca playlista na Spotify, jeżeli ktoś jest zainteresowany, można do mnie napisać, ewentualnie wyszukać po nazwie na spoti "milkychimy" ♥

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

CZĘŚĆ PIERWSZA: IMPERIUM TYGRYSA

13 STYCZNIA 2021; AMERYKA PÓŁNOCNA; STANY ZJEDNOCZONE; WASZYNGTON

                       Siedzibę partii demokratycznej spowił lęk. Wszystko wydawało się jednak na swoim miejscu. Nie było śladu po opancerzonych wozach terrorystycznych, strzały nie uciekały w powietrze, a krzyki, szlochania i błagania nie były motywem przewodnim witających nowo co wchodzących do budynku pracowników. Z zewnątrz wszystko wydawało się takie jak zawsze: ludzie przechadzali się chodnikiem, auta przejeżdżały pod głównym biurem, nawet nie zdając sobie sprawy, że przy każdej żywej duszy, do tej pory spokojnie egzystującej we własnej pracy, w tym momencie rozciera się nie tylko wojna z czasem, ale również z decyzją ich przywódcy, który zadecyduje, czy pocisk wystrzeli, czy też nie.

Jedna z ogromnych sal konferencyjnych tego dnia wypełniona była po brzegi. Podłużny, biały, nowoczesny stół obstawiony był po same brzegi. Zza ogromnych okien, z widokiem na potężną metropolię, wpadały jedynie nieliczne drobinki już zachodzącego za wysokimi, nowoczesnymi budynkami słońca. To właśnie te ostatnie pyłki piekielnej kuli opadały na twarze pobladłych, przerażonych ludzi. Na każdym siedzisku przy stole zajmował miejsce poseł, minister oraz wszyscy najważniejsi, którzy jasno i pewnie głosili swoją przynależność do partii demokratycznej. Jedyne, co w tym momencie rozbijało się o puste, białe ścian, to były niezrozumiałe jęki, szlochy, pomrukiwania, zgubione słowa, które tłumiły przewiązane w ich ustach czarne szmaty. Łzy gubiły się na ich bladych, przerażonych polikach, umykały spod zaczerwienionych powiek, spływały w dół. Niektóre nawet wchłaniały się w materiał, który kneblował ich usta, a jeszcze inne umykały inną drogą, aby rozpaść się o szarawą wykładzinę pod ich stopami. Strach paraliżował każdego, mimo że ich ruchy blokowały jedynie splątane linami dłonie. Mimo to mogli wstać w każdej chwili, uciec, błagać o pomoc, a jednak nikt nie miał odwagi.

Nikt nie był na tyle odważny, aby ruszyć się nawet o milimetr, kiedy wiedział, że dziwny, zimny dotyk z tyłu ich głowy to gotowy do wystrzału pistolet, który jedynie czekała na jeden, skoordynowany ruch, aby wystrzelić. Każdemu z więzionych polityków towarzyszył jeden, zamaskowany mężczyzna w ciemnych ubraniach. Czarne maseczki i czapki z daszkiem zasłaniały ich twarze.

Trzy, białe trygramy na piersi, podpisane jako „Yijing".

Tuż przy wyjściu, przy jednym z końców stołu, siedział przerażony polityk. Lider całej partii demokratycznej Dean Cole. Za jego plecami cień tworzył ucieszony od ucha do ucha Marshall. Miał długie fioletowe włosy i kolczyk w wysuwanych z podekscytowania języku. Ściskał między palcami pistolet, odbezpieczając go i zabezpieczając z charakterystycznym trzaskiem tuż przy uchu lidera partii.

YINYANG TIGEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz