67 🂡 pocałunki w pierwszy śnieg

80 13 0
                                    


       Szanghaj był miastem, w którym zima nie szczyciła Chińczyków stosami białego puchu, klimatycznymi płatkami śniegu i typowo świątecznym nastrojem

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

       Szanghaj był miastem, w którym zima nie szczyciła Chińczyków stosami białego puchu, klimatycznymi płatkami śniegu i typowo świątecznym nastrojem. O tej porze roku temperatury przeważnie nie spadały do minusowych, a za dnia chłód nie odmrażał palców oraz poczerwieniały czubków nosów. Ciężko było poczuć w tym miejscu typowy, zimowy nastrój, chociaż nikły śnieżek budził nawet u dorosłych dziecięcą radość. To wyjaśniałoby, dlaczego późnym wieczorem, w świetle przyćmionego chmurami księżyca, Xiao wpatrywał się w spływające śnieżki. O tej godzinie w Jadeitowym Pałacu było słychać służbę sprzątającą po kolacji oraz szykującą się do snu rodzinę Zhang. Wszyscy podziwiali pierwszy w tym roku śnieg z okna, opatuleni trzema kocami i z ciepłym kubkiem w ręce. Xiao musiał poczuć tę chwilę na własnej skórze. Ogrody, w których siedział, zimą straszyły. Z bogatych drzew pospadały drogocenne liście, krzewy odstraszały pustką, stawy były zamarznięte albo przykryte płachtami. W mroku wszystkie posążki smoków i tygrysów przybierały kształt najpaskudniejszych potworów z koszmarów, a szum wiatru dzwonił w uszach niczym ponura, żałobna melodia. Zimą Szanghaj był smutny, zimny i szary. Drobny śnieg przyćmiewał go nutą uroku, ale o wczesnym poranku topniał, pozostawiając nutę żałobnej wilgoci.

Xiao siedział na skraju jednej z drewnianych altanek. Wokół wiatr zawiewał po powierzchni zimnej, brudnej od spadających liści wody, a mostek, po którym tutaj dotarł, trzeszczał od mocniejszego powiewu śnieżycy. Płatki osiadły beztrosko w pasmach włosów, wtapiały się w materiał grubej bluzy, rozbijały pod stopami. Karmelowe policzki ozdobiło muśnięcie różu, a czubek nosa zaczerwienił się urokliwie. Nic nie wybudzało go z rytmu. Wpatrywał się w przyćmione chmurami gwiazdy, jakby miał odczytać w nich własną przyszłość.

Owinął ciaśniej nogi ramionami, podciągnął kolana do piersi. Zakołysał się na wietrze, przymykając powieki. Momentalnie melodia grana przez wiatr zmieniła się w płaczliwy, przeraźliwy krzyk. Myśli wrzeszczały, umysł nie potrafił odnaleźć chwili wytchnienia. Był przebodźcowany. Czuł się zmęczony myślami. Tak wiele działo się na raz, tak wiele decyzji — dobrych bądź złych — podejmował spontanicznie, a nie miał czasu przemyśleć ich. Nie pogodził się jeszcze dobrze z minioną za plecami przeszłością, a świat już wymagał przejmowania kontroli nad przyszłością.

Nie tylko swoją. W pozornie odpowiedzialnych dłoniach leżało życie tak wielu ufających mu osób.

Strach ścierał sen z powiek. Czuł się odrealniony, jakby rzeczywistość docierała do niego zza grubej, rozmytej ściany. Błądził wśród własnej podświadomości, mając powoli dość labiryntu w głowie.

Dzień wyjazdu do Stanów Zjednoczonych nadchodził nieubłaganie. Jianga nie było całymi dniami, razem z Lady Yeh udawał się do siedziby Xiuying, aby dopilnować technicznej strony planu. Rodzina Zhang planowała, co warto zabrał z pałacu, Shiyun opowiadała coraz żywiej o pieskach, które pragnie zaadoptować po przeprowadzce. On błądził gdzieś wśród tych przygotowań, czując, jak lęk wiąże mu nadgarstki, zamyka słowa w gardle.

YINYANG TIGEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz