63 🂡 młodzieńcza głupota

79 14 0
                                    

18 LAT WCZEŚNIEJ; ROK 2003, AZJA; CHIŃSKA REPUBLIKA LUDOWA; SZANGHAJ

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

18 LAT WCZEŚNIEJ; ROK 2003, AZJA; CHIŃSKA REPUBLIKA LUDOWA; SZANGHAJ

              Od zawsze byłem specyficznym dzieckiem. Przeważnie to określenie kieruje się do ponadprzeciętnych dzieciaków, które w wieku pięciu lat, zamiast lepić zamki z piasku, znały całą tablicę Mendelejewa, umiały wyliczać sinusy, cosinusy i tangensy, a na koniec wyrecytowały z pamięci pradawne teksty kultury. Ja pasowałem bardziej do określenia dziwny. Na amerykańskim podłożu byłby to ten cichy dzieciak, którego każdy posądza o noszenie w plecaku bomby albo strzelby, aby wszystkich pozabijać.

Ja byłem tym cichym dzieciakiem.

Początkowo cała rodzina była pewna, że jestem niemową. Nie odzywałem się do nikogo, do piątego roku życia. Kiedy inne dzieciaki gaworzyły w tylko dla siebie znanym języku, próbowały wymawiać słowa takie jak „tata", „mama " czy „jeść", ja po prostu płakałem. Nikt nie przykładał się do tego, aby nakłaniać mnie do mówienia, trzymania łyżeczki w ręce albo chodzenia. Chaoxiang nie był idealnym opiekunem, nikogo do mnie dopuszczał. Podstawowych potrzeb uczyła mnie nielegalnie Mingxia, gdy Chaoxiang był śmiertelnie zajęty.

Wychowując się w mafii, nauczono mnie o wiele innych zasad. A jedną z nich było okazywanie swoich potrzeb w niekonwencjonalny sposób.

Wszystko zaczęło się, gdy byłem nastolatkiem. Wujek Tiankuo ciągnął mnie za ucho, iście rozwścieczony, przez cały pałac wprost do gabinetu Chaoxianga. Tyczkowaty wujaszek z zapędami imperialnymi praktycznie wypuszczał parę z nosa. Twarz miał tak czerwoną, że zamiast być przerażonym, w głowie dorysowywałem mu na czole zielony ogonek i wyobrażałem, że zmienił się w pomidora.

Tiankuo szarpnął za klamkę do gabinetu Smoka, nawet nie liczył się z pukaniem. Wparował do środka, brutalnie wepchnął mnie. Fantazjowanie o pomidorowej głowie zmieniło się w lęk w chwili, gdy potknąłem się o kant dywanu i runąłem. Chaoxiang oraz Mingxia momentalnie podnieśli się z miejsca, przerwali zażyłą dyskusję. Wszystkie spojrzenia skupiły się na mnie.

Tiankuo otarł pot z czoła, powachlował poczerwieniałą twarz, po czym, wskazując na mnie palcem, zaczął mówić.

— Kuzynie, twój syn już trzeci raz w tym tygodniu próbował wyskoczyć z okna, aby uciec od prywatnych zajęć z guwernerem — poskarżył się, krzyżując ramiona na klace piersiowej.

Tata nie wyglądał na szczęśliwego, czyli tak jak zawsze. Biegłem spojrzeniem po twarzy ojca oraz ciotki. Patrzyła na mnie z dozgonną zgrozą, a ojciec strzykał zębami, sięgając za biurko po długi, cienki kij.

— Ja cię zaraz ustawię do pionu, gówniarzu — syknął Chaoxiang, a ja odruchowo zasłoniłem głowę ramionami.

Ojciec bił mnie często. Czasami litował się na dni przerwy. Jeden... czasami pół. Nie byłem już bachorem z pościeranymi nogami i glutem pod nosem. Przewyższałem ojca o pół głowy. Byłem szczupły i wysoki, jednak wiedziałem, że choćbym wyrobił sześciopak i mięśnie wielkości piłek tenisowych, nigdy nie wybronię się przed ojcem. Zawsze będę małym, biernym, zapłakanym dzieciakiem.

YINYANG TIGEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz