61 🂡 zmęczony, duży kiciuś

78 13 0
                                    

                  Obecność Xiuying w Jadeitowym Pałacu wprowadziła wiele zmian

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

                  Obecność Xiuying w Jadeitowym Pałacu wprowadziła wiele zmian. Powietrze wydawało się czystsze, po korytarzach rozmywał się zapach jaśminu oraz białej szałwii. Z twarz obsługi nie zmywały się na sekundkę szerokie, szczęśliwe uśmiechy. Wszyscy wydawali się jacyś... żywsi. Wolniejsi, swobodniejszy. Minął zaledwie tydzień sojuszu, a rodzina ochoczo korzystała z możliwości wyjścia poza pałac, wyjechania do Szanghaju lub pobocznych mieścin bez potrzeby odgórnej zgody. Pierwszy raz od powstania Yijing zatarto w Jadeitowym Pałacu wszelkie granice. Nie istniały osoby władcze i te podlegające władzy.

Oprócz wdrążenia i zaakceptowania jej planu, Lady Yeh nie wymagała zbyt wiele od rodziny Zhangów. Ochoczo spędzała z nimi czas: piła herbatę z babcią Ping, przechadzała się po ogrodzie z Mingxią, pomagała w gotowaniu posiłków i podgryzała dumę Xiao. Wszystko zaczęło się od kąśliwych uwag, a po pewnym czasie przeszło w szczypanie go w pośladek wśród innych czy wycieranie mu kciukiem sosu z kącika ust.

Yareli wdrożyła się w szeregi tej specyficznej rodziny szybciej niż ktokolwiek inny. Wszyscy ją pokochali.

Mimo szarpiącej serce dumy nie potrafił ukryć, że osobowość Yareli była wyjątkowa i przyciągająca. Była kobietą z klasą, wiedziała, czego pragnie od życia i wiedziała, jak ustawiać pionki na swojej szachownicy. Xiao nieraz zerkał na nią z iskrzącym uznaniem w oczach. Była jedynym wrogiem Chaoxianga, którego nie zdołał zmiażdżyć jak robak.

Lady Yeh była piekielnie silną kobietą.

Odczuł to na własnej skórze, gdy pewnego wieczoru Yareli przyszła z prośbą o prywatne treningi. Twierdziła, że chciałaby popracować nad sprawnością fizyczną smoczego syna.

Xiao wyśmiał ją. I to był jego błąd.

— Już! Już! Wystarczy! Poddaję się! — wrzasnął panicznie blondyn.

Pot ściekał mu ciurkiem po ramionach, mięśnie ud i łydek błagały o pomstę do nieba, a chude ramiona uginały się i drżały od wysiłku. Yareli w piętnaście minut skopała go jak drapieżny tygrys miernego, słabego i drobniutkiego jelonka. I nie miała zamiaru na tym poprzestawać.

W pierwszych pięciu minutach był jeszcze pewny siebie — jak mogła się z nim mierzyć pięćdziesięcioletnia kobiecina? Mogła i to z dość konsekwentną przewagą. Już pierwsze uderzenie w prawe udo dźgnęło w dumę Xiao. Potem wszystko szło już tylko gorzej. W rezultacie posiniaczony mężczyzna leżał na starej, brudnej macie do ćwiczeń. Kurz tańczył finezyjnie w blasku zachodzącego słońca. Drewniany miecz, którym myślał, że wie, jak się posługiwać, leżał metr dalej, wcześniej wykorzystany przeciwko niemu przez Lady Yeh. Mimo sprzeciwiających się od wysiłku mięśni starał się podnieść. Kiedy tylko podjął próbę podciągnięcia się na łokciach, bosa, szczupła stopa Yareli kopnęła go z finezją w plecy, przycisnęła przepoconą czuprynę do podłogi.

Zażenowany Xiao uderzył pięścią w matę.

— Starczy! To obrzydliwe i uwłaczające!

Czuł się sobą bardziej niż zażenowany. W drzwiach do salki od samego początku stali Charlie oraz Shiyun obijający się o ściany ze śmiechu. Łzy płynęły im po policzkach, a śmiechy dusili w dłoniach. Do kpiących spojrzeń i pośmiechiwania zdążył się już przyzwyczaić. Czuł się zażenowany tym, że był jak ludzik zbudowany z kasztana i wykałaczek. Kawałkiem desperacko walczącego o życie drewna, kiedy Yareli posługiwała się bronią białą niczym balerina. Jej ruchy były taneczne i przeszyte na wylot swobodą. Zupełnie tak, jakby prowadziła go do krwiożerczego tańca z nożami. Sztuka teatralna, którą wieńczy śmierć jednego z tancerzy.

YINYANG TIGEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz