48 🂡 tchórzliwy prezydent

131 20 4
                                    

              Xiao nie chciał rozmawiać z nikim o tym, co zaszło w gabinecie Chaoxianga

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

              Xiao nie chciał rozmawiać z nikim o tym, co zaszło w gabinecie Chaoxianga. Czuł się, jakby przegrał pierwszą batalię własnej, ambitnie zaplanowanej wojny. Miał wrażenie, jakby godziny układania strategii pokonania i poniżenia Smoka zostały zniweczone przez jedno uderzenie pięścią w twarz oraz kilkanaście kopnięć w brzuch. Czuł wstyd. Jeden wielki, odrażający wstyd do samego siebie. Poddał się już na pierwszym starciu, pozwolił się skopać, wycofać się i jeszcze ułożyć samemu plan naprawienia własnych szkód.

Był pewien, że przechytrzył parszywe Smoczysko, a w tym samym czasie zawijał się wokół niego długi ogon. Wyczekiwał jedynie odpowiedniego momentu na podduszenie i ujarzmienie potomka.

Potomka, którego wysłał na drugi koniec świata niczym nieposłusznego, zganionego dzieciaka. Takiego upokorzenia nie czuł nawet w chwili, gdy Charlie oblał go świńską krwią przed całym krajem i połową świata co najmniej.

Nie odezwał się do Marshalla i Charliego ani słowem na temat tamtej sytuacji do momentu wylotu ze Stanów. Wilson wiele razy starał się z nim nawiązać jakąś rozmowę. Widział zachmurzenie blondyna, widział urazę wyrysowaną w ciemnych ślepiach, jednak każda wyciągana na pomoc ręka była agresywnie odtrącana przez samego Xiao.

Nawet teraz, gdy siedzieli na pokładzie prywatnego samolotu, pośród obłoków i błękitnego nieba, zupełnie sami lecąc prosto do tętniącego życiem Szanghaju. Vincent nie potrafił przeboleć żalu oraz nagminnego wstydu. Charlie, widząc kątem oka zaciskającą się z boleścią pięść, westchnął nikle, odwrócił się w stronę blondyna.

— Wiesz, że możesz mi zaufać — przerwał męczącą od samego początku lotu ciszę.

Xiao momentalnie rozluźnił pięść, domyślając się, że właśnie to go zdradziło. Zastukał pozornie spokojnie palcami w podłokietnik fotela.

— Wiem. O dziwo.

Charlie siedzący naprzeciwko niego pochylił się nieznacznie, opierając łokcie na kolanach. Między nimi pojawiła się stewardessa, postawiła na stoliku dwa podłużne kieliszki, do których rozlała różanego szampana. Gdy odchodziła, jedynie podziękowali skinięciem głowy. Xiao natychmiast ujął między palce kieliszek. Wilson mierzył go zaniepokojonym wzrokiem.

— Skoro tak, to dlaczego nie chcesz ze mną porozmawiać o tym, co zaszło? Gwarantuję, że zrobiłoby ci się lżej i... — Xiao wszedł mu prosto w słowo.

— U mnie to tak nie działa, Charlie. Miałbym tylko jeszcze większe wyrzuty sumienia — szepnął, wziął łyk szampana, odwrócił spojrzenie w stronę drobnego okienka. — Już wystarczająco mam dość własnej głowy. Jestem zły, że w ogóle próbowałem ugryźć w dupę Chaoxianga, wplątując w to ciebie i Marshalla. To mogło się źle skończyć dla was.

Charlie wywrócił oczami, podnosząc się z miejsca. Vincent zmierzył go zdziwionym spojrzeniem, kiedy Wilson okrążył marmurowy stoliczek, usiadł na fotelu tuż obok. Przysunął się, przykrywając dłonią tą jego. Chude, kościste palce drgały w nierównym ruchu, który Xiao tak uporczywie próbował zamaskować.

YINYANG TIGEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz