25 🂡 kres wojny

171 26 2
                                    

                W czasie, gdy kampania Vincenta opływała w sukcesach, a wszystkie światła kamer skierowane były prosto na niego, słuch o drugim kandydacie zaginął, pogrzebany na okres finalnego tygodnia wyborów

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

                W czasie, gdy kampania Vincenta opływała w sukcesach, a wszystkie światła kamer skierowane były prosto na niego, słuch o drugim kandydacie zaginął, pogrzebany na okres finalnego tygodnia wyborów. Charlie rozpłynął się w powietrzu wraz z dniem, gdy wykonał telefon do Vivienne, informując w burzy jej wściekłych wrzasków, że nie pojawi się na umówionych spotkaniach. Od tamtej pory nie wywiązał się z żadnego obowiązku. Wściekła kobieta odwoływała wywiady, spotkania na ostatnią chwilę, naiwnie i marzycielsko licząc, że Charlie jednak zjawi się w ten charakterystyczny, burzliwy sposób, otaczając świat w chaos. Tak jednak nie było, ale dzień przed ostatnią debatą w głównej siedzibie republikańskiej padła plotka, że o poranku w drzwiach zawitał ich kandydat, Vivienne zakasywała już rękawy, aby rozszarpać Wilsona na drobne kawałeczki.

Natomiast, gdy tylko przekroczyła wraz z Milesem próg biura posła, całe pragnienie krwiożerczego mordu obróciło się jedynie w żal i desperację.

Charlie rzeczywiście pojawił się publicznie pierwszy raz od tygodnia pozbawionego najmniejszego śladu życia.

Tyle że cholernie pijany.

— Charlie, co się z tobą, do cholery, dzieje? — rzuciła z pełnym szczerości zmartwieniem.

Polityk praktycznie leżał na rozniesionym w bałaganie biurku. Ramiona otulone jedynie krzywo zapiętą, białą koszulą zwisały bezwładnie, policzek wtulony był w krawędź jakiegoś notatnika, zostawiając na skórze odcisk. Tuż obok rozrzuconej, przetłuszczonej czupryny stała karafka z bursztynowym alkoholem. Nie odpowiedział, jedynie margnął coś bezsensownego pod nosem, co dało przynajmniej pewność, że żył.

Miles zatrzymał się tuż za rozczarowaną, wzdychającą z dezaprobatą kobietą. Spojrzenia pełne zagubienia spotkały się, bez słowa stwierdzili, że nie mieli pojęcia, co zrobić z tym człowiekiem. Krzyczenie nic nie da, próby przywrócenia do zdrowego rozsądku były daremne, gdy Charlie podupadał na moralności, rozpijając się każdą porażką. Nie mieli pojęcia, co tym razem sprawiło, że przyjaciel zamknął się w sobie, ukrył przed światem w domu i z nikim nie kontaktował.

Vivienne westchnęła cierpiąco, zaczesując długie, kasztanowe włosy za uszy. Nie patrząc za Milesem, ruszyła w stronę biurka, odgarniając z brzegu kilka stosów dokumentów. Przysiadła powoli tuż obok głowy Charliego, zauważając, że przez cały czas miał otwarte oczy. Wpatrywał się w pustą przestrzeń, nieokreślony punkt, którego nie zasłoniła mu nawet siedząca tuż przed nim kobieta.

— To już jest przesada, Charlie — mruknęła matczynym, oskarżycielskim tonem, krzyżując ramiona na klatce piersiowej.

Miles wstąpił w głąb biura, zatrzymując się przed Wilsonem. Ujął między palce karafkę z whisky, obracając ciężkie szkło między palcami.

— Jezu, stary, sam to wypiłeś?

Sięgnął po korek i zamknął alkohol, odsuwając karafkę wraz ze szklaną poza zasięg ręki Charliego. Ten jednak nie wydawał się przejmować czymkolwiek. Zdawało się, jakby w ogóle nie zauważył obecności przyjaciół, możliwe, że nie docierał do niego nawet fakt, że tego poranka w końcu zebrał się, ubrał i ruszył do pracy, jak planował od kilku dni.

YINYANG TIGEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz