42 🂡 rodzinne więzy

123 22 4
                                    

                 Chicago nie zmieniło się nic a nic od czasu, kiedy Charlie był tu ostatni raz w okresie wyborczym

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

                 Chicago nie zmieniło się nic a nic od czasu, kiedy Charlie był tu ostatni raz w okresie wyborczym. Mieszająca się architektura minionych epok z nowoczesnymi budowlami zapierała dech w piersiach, a blask nocnego miasta zawracał urokiem głowę. Odkąd tylko wsiedli do samochodu, Charlie nie odrywał spojrzenia od mijanych uliczek, ludzi przechadzających się chodnikami i całego zgiełku nowomiejskiego. Już dawno nie miał okazji podziwiać piękna świata, uroku innych miast czy napawać się spokojem ducha bez stresu o pracę, wybory, konflikty z ukochaną. Pierwszy raz oddychał ze spokojem, a jego umysł wyrzekał się wszelkich zmartwień.

— Gdyby ktoś cię zaczepiał, nie przyznawaj się do tego, że ze sobą sypiamy. Nazywaj mnie po prostu przyjacielem. — Wyrwał go z zamyślenia głos Vincenta.

Charlie od razu odwrócił się w jego stronę, poprawiając rękawy beżowej koszuli z wyszywanymi, subtelnymi, kwiecistymi wzorami. Xiao ubrany był w zwykłą, bielistą koszulą, ciemne spodnie oraz kamizelkę garniturową. Mimo tego prostego, eleganckiego stroju, w którym widywał go praktycznie na co dzień, Charlie nie potrafił odciągnąć spojrzenia od chudej, smukłej sylwetki zrelaksowanego mężczyzny. Wilson przemknął nerwowo językiem po dolnej wardze, zaczynając nerwowo skubać skórki przy paznokciach.

Zachwycanie się pięknem Chicago zapełniało w umyśle miejsce na panikę związaną z bankietem jubileuszowym Yijing. Przeklinał fakt, że podpisał papiery związujące go z tym piekielnym imperium dokładnie w setną rocznicę. Gdy obiecał Vincentowi, że będzie mu towarzyszył na spotkaniu, nie docierał jeszcze do niego fakt tego, z czym wiąże się jego obietnica. Widział to w głowie jako obiad rodzinny, gdzie słodka babcia będzie im dokładać warzyw na talerz, a jakiś sprośny wujek wypytywać o dziewczyny. Dopiero dzisiaj o poranku, gdy dostał od Marshalla instrukcje co robić, a czego nie, zdał sobie sprawę, że nie szykuje się na rodzinny obiadek.

On dosłownie wkraczał w siedlisko kryminalistów jako niedoszły, najgorszy i zagrażający misji Yijing w Ameryce wróg Vincenta.

Od momentu tego uświadomienia przy każdym przełknięciu czuł czar goryczy spływający po suchym gardle.

Tak było i tym razem.

— A jesteśmy przyjaciółmi? — szepnął zaczepnie Charlie, uśmiechając się kąśliwie pod nosem.

Xiao zerknął na niego ukradkiem, a kącik ust pognał do góry w zawadiackim zadowoleniu. Powoli usadowił dłoń na udzie polityka, ścisnął palce.

— Nazywanie nas przyjaciółmi byłoby znaczną obrazą dla nas obu — mruknął, pochylając się w stronę schowanego za atramentowymi kosmykami ucha Wilsona.

Charlie uśmiechnął się chytrze, czując, jak atmosfera na tylnych miejscach w samochodzie robiła się gęstsza. Ta rozmowa byłaby o stokroć bardziej konfundująca, gdyby nie gruba szyba oddzielająca ich od szofera. Dzięki temu Wilson mógł pozwolić sobie na ukrócenie swojej codziennej niedostępności.

YINYANG TIGEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz