46 🂡 Dzień Niepodległości

122 25 3
                                    

               Charlie od najmłodszych lat kochał Dzień Niepodległości

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

               Charlie od najmłodszych lat kochał Dzień Niepodległości. Zawsze ciekawe świata, dziecięce oczka biegały za mieniącymi odcieniami flagi narodowej, dekoracjami, festynami i koncertami. Święto wznosiło zarówno podniosłą i pełną szacunku atmosferę, jak i radosną z szerokimi, szczęśliwymi uśmiechami. Charlie kochał ten klimat oraz samo święto, nawet gdy wyrósł z oglądania fajerwerków zza okna, wciskania do ust tony maślanych ciasteczek. Choć kariera wymagała od niego większej profesjonalności, powagi i podniosłości, to skryty, wewnętrzny dzieciak uruchamiał się za każdym razem, gdy stawał ze znajomymi z branży na szycie Empire States, oglądał pokazy sztucznych ogni.

Dzisiaj nie miał wokół siebie Vivienne, Milesa i pozostałych znajomych z partii republikańskich, jednak ani trochę mu to nie przeszkadzało. Zamiast tego wykańczał ostatnie powinności wraz z Florence w apartamencie hotelowym, przy okazji wyczekując przemowy Vincenta w telewizji. Wszystkie oficjalne uroczystości odbywały się z samego rana — politycy głosili długie, monotonne rozmowy, w czasie reklam przewijały się spoty historyczne, a Vincent miał wygłosić oficjalną przemowę, którą napisał mu kilka dni temu Charlie, oraz spotkać się z rodzinami weteranów wojennych.

Wilson opadł z cichym westchnieniem na skórzaną kanapę, wyprostował bok zebranych dokumentów o pobliski stolik kawowy. Podał je pośpiesznie w ręce Florence, który podziękował cicho.

— W końcu nie jestem tu jedynym, który ogarnia całą papierologię — zaśmiał się z niemym rozluźnieniem Vasquez, sprawiając, że Charlie uśmiechnął się pod nosem.

Zaczesał przydługawe, pokręcone kosmyki sprzed oczu, odwracając spojrzenie w stronę mosiężnego, ogromnego telewizora. Prezenterka stała na tle ogromnego tłumu czekającego pod sceną. Wszędzie niosły się flagi narodowe, rodzice trzymali pociechy na ramionach, a na scenie przemawiał organizator wydarzenia. Za parę chwil zapewne stanie na jego miejscu Vincent, wygłosi z aktorskim, manipulatorskim uśmiechem przemowę. Przez ostatnie wieczory ćwiczyli recytację trudniejszych słów, w których koligował chiński akcent. Liczył, że dzisiaj o poranku zrobią ostatnią próbę generalną, jednak nie dostrzegł momentu, w którym Vincent zawinął się wraz z Marshallem z ich apartamentu hotelowego.

Florence odstawił ostatni plik papierów na stolik, sięgnął po puszkę Coca-Coli Zero, po czym opadł na miejsce tuż obok Wilsona.

— A to Marshall nie pomaga ci w papierkowej robocie? — zapytał, gdy obaj skupili wzrok na transmisji z centrum Nowego Jorku.

Vasquez zaśmiał się donośnie.

— W życiu. Ten kretyn ledwo potrafi czytać i pisać.

Charlie mimowolnie uśmiechnął się na te słowa. To pasowało do Marshalla. Był dziwną osobą. Momentami zdawał się na tyle inteligentny, aby przez sen wytworzyć recepturę szczepionki na śmiertelną chorobę, a za moment zapytać Vincenta, czy dłubiąc głęboko w nosie, może wydłubać sobie trochę mózgu. Charlie miał teorię, że Diaz był skrytym geniuszem, który próbował ukryć swój niesamowity talent.

YINYANG TIGEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz