73 🂡 Yareli Harrera i Zhang Chaoxiang

46 8 0
                                    

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


          Wkraczając w głąb smoczej rezydencji, Xiao czuł każde działanie swojego ciała. Serce waliło jak oszalałe, mięśnie drżały, nogi uginały się pod ciężarem wycieńczonego ciała. Rana na szyi wciąż promieniowała zatrważającym bólem. Odczuwał swój byt w rzeczywistości trzy razy mocniej niż zawsze, jednocześnie zatracał świadomość otaczającego świata. Nie dotarły do niego trzaski, wrzaski, skowyty i brutalne wyzwiska, kiedy pojmano na bok Charliego i Marshalla. Nawet nie drgnęła mu powieka, nie obejrzał się za siebie, kiedy wydano wyrok na jego najbliższych. Nie analizował otoczenia pod kątem niebezpieczeństwa. Nie szukał bocznych wyjść z mafijnej rezydencji, nie poszukiwał pułapek, ukrytych członków Yijing. Wzrok doszczętnie wbił w zgarbione plecy ojca.

Rytmiczne uderzenia obcasów o marmurowe, lśniące stopnie schodów rozpływały się melodią echa. Zewsząd było ciemno i ponuro niczym w pałacu Draculi. Na ścianach wisiały starodawne świeczniki, pod nogami uginały się karmazynowe dywany, a kiedy spoglądało się ku górze, można było dojrzeć niekończącą się serpentynę schodów i baldachimów. Zewsząd przebijały się chińskie lampiony, święcące zduszonym światłem, zupełnie tak, jakby właściciel nie chciał, aby w jego domostwie panowała przejrzystość.

Wraz z Chaoxiangiem wspiął się na pierwsze piętro. Dwóch lokajów chińskiego pochodzenia otworzyło przed nimi mocarne drzwi, a jego oczom ukazał się przestronny, przesadny w wystroju salonik. Dwa czerwone szezlongi stały naprzeciw siebie, rozdzielone dębowym stolikiem, na który lokaj odstawiał świeżo wyczyszczoną szklaneczkę. Karafka pośrodku lśniła rubinowym alkoholem. Wokoło otaczały ich nadające klaustrofobicznego uczucia, półprzezroczyste okna. Na przymglonym szkle były rozrysowane chińskie, nieniosące żadnego przekazu znaki. Zewsząd ściany tonęły w złotych fontannach czy klasycznych malowidłach. W kątach pomieszczeniu stały drobniutkie klony o przerzedzonych, szkarłatnych listeczkach. Ręcznie malowane wazy, mieniący się w tle kominek oraz zwisające z sufity lampiony zdawały się jednak jedynie ginącą dekoracją na tle pozłacanego szkieletu smoka zwisającego z gracją, z wysokiego sufitu. Zwierzę miało rozdziawioną paszczę, z której snuł się długi, wijący się język, ostre wąsy oraz spojrzenie głodne, pełne wiecznie wypełniającej go furii. Pozłacana, masywna konstrukcja wyprawiona była w liczne, podzwaniające diamenty.

Xiao zatrzymał się na środku pomieszczenia, kiedy Chaoxiang natychmiastowo podążył w stronę stoliczka. Natychmiast odkorkował karafkę, zapełnił w pośpiechu pierwszą szklankę. Gdy zabrał się do zalewania drugiej, stojący za nim Xiao syknął:

— Nie będę z tobą pił. Jesteś mi winny rozmowę. Szczerą rozmowę — podkreślił niskim głosem.

Chaoxiang nie odpowiedział. Obejrzał się na niego wybity z rytmu. Potężny szef mafii, bratobójca, kłamca i morderca pierwszy raz zdawał się kompletnie zagubiony. W jego ciemnych oczach nie wybrzmiewała się przesadna pewność siebie. Pierwszy raz w życiu wyglądał jak trącący świadomość otaczającej go rzeczywistości staruszek.

YINYANG TIGEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz