32 🂡 sumimasen, szach-mat

217 28 2
                                    

              Wargi Vincenta smakowały jak rozmaryn

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

              Wargi Vincenta smakowały jak rozmaryn. W pierwszej chwili Charlie odczuwał chorą, przyćmiewającą zmysły gorzkość, jednak wraz z kolejnymi, narastającymi, łapczywymi pocałunkami miał wrażenie, jakby kosztował słodszej odmiany mięty. Uporczywa miękkość przeważnie suchych i zaciśniętych w wąską linię warg przyćmiewała zdrowy rozsądek. Czuł się niczym ryzykant, stojący na skraju kanionu — wiedział, że skok to szaleństwo, jednak adrenalina wrząca żywym ogniem w żyłach sprawiała, że ciągnęło go ku niemu. Jego szaleństwem był Xiao. Długie, zimne palce dotykające jego szyi oraz rozpalonych policzków, ciężko unosząca się klatka piersiowa oraz odurzający zapach słodkich perfum, zupełnie niepasujących do intensywnego, trudnego charakteru Vincenta.

Szok upłynął z ciała Wilsona dopiero wraz z falą uświadomienia, która dotarła, gdy Xiao warknął w jego wargi, sprowadzając go do pionu. Zza zakrętu wyłoniła się sylwetka młodej kobiety z obsługi, a wraz z jej obecnością Charlie objął łapczywie partnera.

Vincent był kurewsko szalonym geniuszem.

W końcu obłapująca się lubieżnie para na korytarzu domu publicznego wyglądała w konsekwencji sensowniej niż krzątający się między pokojami, podejrzanie wyglądający mężczyźni.

Tym faktem Charlie usprawiedliwiał każdy sprawiający mu przyjemność pocałunek. W ten sposób tłumaczył własne dłonie, które niczym zaczarowane w rytm magicznej muzyki krążyły po idealnym ciele Xiao. Ubrania mięte były w namiętnym, pośpiesznym i niechlujnym rytmie. Gdy Charlie tylko zrozumiał intencje blondyna, ciała wydawały się zagrać we wspólnej, zgranej sztuce niczym rozumiejący się bez wszelkich prób generalnych aktorzy. Palce wręcz naturalnie przystosowały się do dotyku miękkich, miodowych kosmyków, ogień skóry zapraszał do zagłębiania się w dalsze odmęty przyjemności, a wspólne, zmieszane w jednoczesnym, nierównym rytmie oddechy zagłuszały kroki wymijającej ich ze skonfundowaniem służącej.

Perfekcyjnie wtopili się w tło.

Charlie odliczał w głowie jej kroki podczas próby zapamiętania wyjątkowego smaku warg Vincenta. Powoli uchylił powieki, gdy miał pewność, że kobieta minęła ich. W tym samym momencie Vincent przyparł go mocniej do ściany, kolano odziane w ciemne, szerokie spodnie wylądowało między dżinsem Charliego, a napuchnięte i wilgotne od pocałunków wargi przesunęły się w stronę żuchwy Wilsona.

— Obserwuj, do których drzwi idzie — szepnął mu wprost do ucha, ściągając usta w dół do szyi.

Czarnowłosy skinął jedynie głową, nie ściągając przymrużonego spojrzenia ze snującej się korytarzem kobiety z tacką. Czuł otaczającą zewsząd, oniryczną bańkę. Miał wrażenie, jakby śnił, a przebudzenie miało rozłączyć go z tym zupełnie odmiennym, ekscytującym światem. Punktów do świadomości i skupienia nie dodawał również sam Xiao. Ciepły, niemalże gorący oddech okalał wrażliwą skórę, a wargi wraz z językiem naznaczały mokre, wypalające blizny. Łapczywość ustała, gdy kobieta minęła ich, starając się nie patrzeć w ich stronę. Dłonie ustały w miejscu, wargi Vincent dopiero po chwili oderwały się od rozgrzanej skóry, jednak wciąż byli blisko.

YINYANG TIGEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz