33 🂡 powiedz, co chcesz mi zrobić

305 33 8
                                    

                 W jednej chwili Charlie siedział niczym posąg w pokoju Shoguna, w drugiej już ścinał zawziętymi krokami czerwone korytarze lokalu

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

                 W jednej chwili Charlie siedział niczym posąg w pokoju Shoguna, w drugiej już ścinał zawziętymi krokami czerwone korytarze lokalu. Vincent zdążył posłać jedynie taksujące spojrzenie w stronę zadowolonego staruszka. Ten szepnął mu, że upomni się w odpowiednim czasie o swoją przysługą, po czym pozwolił mu ruszyć biegiem za rozpalonym z nerwów politykiem.

— Charlie! — rzucił za nim Xiao, nie przejmując się już tym, że ktokolwiek nakryje ich w tym miejscu. Miał przynajmniej pewność, że Shogun będzie pilnował ich anonimowości w zamian za dolary wypychające kieszenie.

Energicznym krokiem dogonił roztrzęsionego, rozemocjonowanego mężczyznę. Zdążył jedynie lekko ująć jego nadgarstek, nie potrzebując nawet siły, aby obrócić go ku sobie. Charlie zamaszystym ruchem odwrócił się, patrząc z męką i żalem prosto w ciemne, księżycowe ślepia Vincenta.

— Uduszę go. Uduszę własnymi rękami.

Łzy wybijały się spod płaszcza rzęs, obłęd iskrzył w kącikach oczu. Był cały rozedrgany, słowa wypadały z trudem, lekko zniekształcone i zmiażdżone, jak gdyby próbowały wydostać się przez ściśnięte linami gardło.

Żar, potęga i wyrywająca się spomiędzy sylab nienawiść wprawiła Vincenta w niemały podziw. Nigdy nie spodziewał się, że Charlie jest zdolny do tak śmiertelnych, rzucanych z czczą powagą gróźb.

A jednak determinacja paliła ciemne ślepia w szkarłatne odcienie, sprawiając, że łzy cieknące po bladych policzków nie wyglądały żałośnie czy niemęsko. Były oznaką ostatnich gorzkich żali, których miejsce zastąpi zaraz krew partacząca palce.

Vincent ujął swobodnie barki Wilsona, odsuwając go pod ścianę. Pochylił się nieznacznie ponad nim, zniżając głos.

— Resflor Company. To oni...

— To oni — wyrwał się ostro Charlie. Przełknął pięniące się pragnienie morderstwa. Pozwolił sobie na uspokajający oddech, który ułatwił dalsze wytłumaczenia. — Ernest Edwards to zwierzchnik Resflor Company, deweloperki, która zburzyła mój rodzimy sierociniec. Rozmawiałem z nim po tym, jak byłem u ciebie. Nie chciał przyjąć moich warunków, a na koniec... on... Ruby.

Charlie zaszlochał doniośle, wyrywając się z ucisku Xiao. Nasady dłoni wbił w oczy, a palce ściskał i rozprostowywał, jakby próbował zmiażdżyć niewidzialną materię. Rozżalony otarł się plecami o ścianę, się zsuwając.

To było za dużo. Za dużo dla niego. Ostatnimi dniami wciągnął się w kryminalną zagrywkę z Vincentem. Pozwolił, aby poharatany przez żałobę umysł na chwilę scalił rany, aby łączyć wątki, osoby podejrzane, odszukiwać powiązań i snuć pragnienia zemsty na wszystkich, którzy zabrali mu Ruby. Przez to wszystko zapomniał o żalu, zapomniał, jak cholernie bolesna była myśl o zagadce, którą rozwiązuje, tyczącej się Ruby. Jego ukochanej, cudownej, pięknej Ruby.

YINYANG TIGEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz