10 🂡 niepokój budzi intrygę

525 61 53
                                    

                Od ostatniego incydentu Vincent nie odezwał się do Daiyu ani słowem

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

                Od ostatniego incydentu Vincent nie odezwał się do Daiyu ani słowem. A Daiyu nie potrafiła zliczyć, ile godzin przeszlochała w przerażeniu.

Dlatego, teraz gdy Waszyngton przywitał ich pogodnymi promieniami lekkiego słoneczka, oboje kroczyli przez bogato udekorowany korytarz, sprawiając, że cała mijana przez nich obsługa luksusowego bloku mieszkalnego ustępowała im drogi, kłaniając się niezgrabnie. Powrót do Waszyngtonu niósł za sobą odrobinę mniejszy nawał obowiązków. Wiece się kończyły, zaczynały za to wywiady i debaty, w których udział Vincenta był obowiązkowy, ale nie były one inwazyjne w jego komfort psychiczny i fizyczny. To jednak nie sprawiało, że Vincent sam w sobie miał lepszy humor. Miał perfidny nastrój, odkąd tylko porankiem obudził się w zimnym, hotelowym łóżku, czując jeszcze igrające po jego plecach dreszcze obrzydzenia i wstydu po ostatniej sytuacji na jego wiecu. Nawet nie sięgał po telefon, aby nie zdenerwować się jeszcze bardziej, a już szczególnie nie zwracał uwagi na nie odstępującą go nawet o krok kobietę. Cały czas jednak gryzła się zacięcie w język, gdy tylko wzrok umykał w stronę zarysowanej ostro żuchwy i krwistego na odcieniu spojrzenia, które gubiło się w pustce myśli. Za każdym razem milkła pokornie, mając jeszcze większe wrażenie, że im dłużej zwleka, tym gorzej na tym wszystkim wychodzi.

Presja jednak dała upust jej bijącemu już od wczoraj szaleńczym, pełnym przerażenia tempem sercu, dopiero gdy przekroczyli próg windy, a blondyn nadusił na przycisk ostatniego, najwyższego piętra. Dziewczyna zatrzęsła się niepewnie, gdy tylko oparła się plecami o metalową rurkę, a jej ramię pokryte jedynie luźną, powierzchnią cienkiego swetra zetknęło się z tym Vincenta. Niepewnie zerknęła w stronę jednego z trzech otaczających ich luster, nie chcąc wpatrywać się bezpośrednio w mężczyznę, jednak chcąc przeanalizować mimikę jego twarzy. W lustrze momentalnie odbił się obraz skupionego na ekranie telefonu blondyna, który nawet nie wydawał się chętny na zwrócenie uwagi w stronę swojej przybranej narzeczonej. Dopiero jednak po przeanalizowaniu całej jego sylwetki, Chinka spojrzała na własne odbicie. Na niepomalowanej powierzchni jej skóry nanosiły się ślady nieprzespanej nocy. Wory ciągnęły się pod oczami, a ślepia były przekrwione od płaczu. Kobieta sama w sobie była blada, bijąca przerażeniem, a gdyby ktoś do tego zestawu dostrzegłby jeszcze, jak całe jej kończyny drżą od samego, ciężkiego oddechu Vincenta, zapewne nawet nie zastanawiałby się nad zadzwonieniem na policję.

Przełknęła nerwowo gulę w gardle, przysuwając się nieznacznie w stronę blondyna tak, że ich ramiona otarły się jeszcze pewniej.

— Przepraszam, Xiao — rzuciła nagle kobieta, niemalże wypluwając z trudem te słowa.

Jej głos rozniósł się echem po niewielkiej, blaszanej powierzchni windy. Vincent w pierwszej chwili nawet nie odwrócił się w jej stronę. Wciąż czytał zacięcie długą treść wiadomości, którą dostał, marszcząc jedynie nieznośnie nos na widok informacji, które zapewne niespecjalnie go cieszyły. Natomiast Daiyu wpatrywała się w niego jak w zbawienie. Kreśliła ciemnymi, niewinnymi kamyczkami w oczach zarys twarzy mężczyzny, który dopiero po chwili przeklął siarczyście pod nosem, wciskając telefon do kieszeni swojej marynarki. Gdy doszczętnie schował swoje dłonie w głębokich kieszeniach ciemnego ubrania, wydawało się, jakby przypomniał sobie o niej.

YINYANG TIGEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz