77 🂡 plan Marshalla

46 8 0
                                    

                 Czas stracił wartość

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

                 Czas stracił wartość. Wszystko zaczęło pędzić. Xiao czuł, jakby znowu był małym, pozbawionym tożsamości i przeszłości dzieckiem. Stał otępiały, czekał, kiedy cały świat wokół biegł i panikował. W pamięci zapanowała czarna dziura, rozwarła się przepaść, w którą wpadły wszystkie wydarzenia aż do momentu przekroczenia progu Jaśminowego Zagajnika. Pamiętał wrzaski, czuł ciepło gorącego, ledwo wyrwanego z żył szkarłatu i kilka ostatnich uderzeń serca. Pamiętał długie, blond włosy Yareli, przekrwione na wskroś i przyklejone do jego zalanych krystalicznymi łzami policzków, kiedy błaganie przyciskał do siebie jej ciało. Pamiętał strzały, panikę. Ktoś nim szarpał, próbował przemówić, wyprowadzić. On jedynie jak mantrę powtarzał słowo, którego nigdy wcześniej niedane mu było wypowiedzieć.

Mamo.

Nie wiedział, skąd miał kwaśny posmak. Może wymiotował? Może przełykany z goryczą szloch połączył się rżącym kwasem żołądkowym? Coś go bolało, jednak nie potrafił określić, co dokładnie. Został postrzelony, potknął się przy ucieczce, uderzył w głowę? A może już nie żył, a pustka, jaką dostał od losu przed oczami, była nienamacalnymi wrotami do obiecanego piekła? Nie miał pojęcia, świat pędził tak szybko, że rozgoryczony umysł nie potrafił nadążyć.

Świadomość rzeczywistości powróciła gwałtownie. Amerykańska siedziba Xiuying była mniej dostojnym miejscem, niż ta należąca do Yijing. Zwykła, obskurna piwniczka pod amerykańskim domkiem jednorodzinnym. Za to w środku było wszystko, czego potrzeba. Gdy tylko przez bramę przejechał ostatni wyczekiwany samochód, w obłokach nocy z Jaśminowego Zagajnika wyskoczyli niemal wszyscy. Shiyun i Charlie o mało nie pozabijali się w pogoni. Euforia rozmyła się niczym zapalona w huraganie, licha zapałeczka. Okrzyki przerażenia, panika i popłochu spłynęły po wszystkich, gdy do środka wpadł Xiao z zimnym ciałem Yareli. Nie dopuszczał do siebie nikogo, nie zwracał uwagi na obejmujące go ramiona czy nawołujące głosy. Wpadł do zimnej, smętnej piwniczki, położył ciało matki na jednym z posłań przygotowanych dla rannych. Wokoło rehabilitowało się kilka postrzelonych członkiń Xiuying, w drzwiach stanęli kolejno Charlie, Shiyun oraz Huiying. Ta ostatnia ledwo trzymała się na nogach. Szargały nią wstrząsy, dziki szloch szamotał zdruzgotaną kobietą, ledwo łapiącą stabilny oddech. Z drugiego końca piwnicy, wraz z kilkoma dbającymi o rannych dziewczętami, dołączył zdruzgotany Jiang.

— Matko, Xiao, co się stało? — rzucił spanikowany staruszek.

Xiao zawisnął nad ciałem Yareli. Wyglądał jak wrak człowieka, który rozkopał swój grób. Ciemne włosy z przekrwionymi pasemkami przyklejały się do przepoconego czoła. Jego cera była ziarnista, pobladła i sina. Opatrunek na szyi przepadł. Oczy przekrwione od płaczu wpatrywały się w ciało. Nerwowo odsunął drżące, pobrudzone krwią dłonie od zimnego truchła matki. Teraz zdołał dostrzec jej stan. Śnieżnobiała pościel barwiła się na przerażający, omamiający szkarłat. Jaśniutkie, piękne włosy teraz były zmierzwione, mokre oraz posklejane przez skrzepy krwi. Twarz sina, pozostawiona w niespodziewanym szoku, a srebrzyste oczy pozostały przygaszone. Odsunął się o krok, szarpała nim kolejna fala konwulsji. Całą drogę tracił zmysły, kiedy przyciskał ciało Yareli do piersi. Błagał, łkał, aby ktoś pomógł, tamował krwotok, jakkolwiek starał się ratować matkę.

YINYANG TIGEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz