60 🂡 Vincent Lawrence nie żyje

100 12 2
                                    

                 Jadeitowy Pałac zmizerniał przez dwa dni nieobecności Xiao

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

                 Jadeitowy Pałac zmizerniał przez dwa dni nieobecności Xiao. Wydawało się, jakby cała roślinność ogrodowa w ciągu jednej chwili zwiędnęła, ściany wyblakły, a śmiechy zastąpił jedynie cichy, lękliwy szloch. Charlie krążył nerwowo po głównej jadalni, otaczając już trzeci raz niski stół. Na blacie leżała jego komórka. Nad urządzeniem pochylała się cała rodzina, a mimo że wiadomość była po angielsku, wydawało się, jakby chińska rodzina w obliczu niepokoju momentalnie nauczyła się obcego języka.

Od: Xiao

Wysłane: wczoraj o 19:41

Jestem bezpieczny. Wrócę niedługo. Nie martwcie się.

Przez tę wiadomość Charlie martwił się jeszcze bardziej. Wszyscy mieszkańcy chodzili jak na szpilkach przez ostatnie dwadzieścia cztery godziny. Wszelkie szelesty pod bramą, stukoty deszczu i niepożądane dźwięki telefonu stawiały ich na proste nogi. Nikomu nie podobało się zniknięcia Xiao, a wiadomość wcale nie uspokoiła ich nerwów. Nie mogli wyczytać, czy te słowa mógłby napisać Xiao. Wszystkie jego wiadomości były konkretne, szybkie i bezemocjonalne. W powietrzu śmierdziało jednak podstępem.

— Próbowałeś namierzyć lokalizacje telefonu? — zapytała Shiyun, nerwowo zagryzała przydługawe paznokcie.

Charlie zatrzymał się w połowie kroku, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. Pokiwał lekko głową.

— Tak. Ma wyłączony telefon. Nie podoba mi się to.

Ktoś mógł wymusić na nim wyłączenie komórki. Ewentualnie została mu odebrana. Sytuacja robiła się coraz poważniejsza, a Charliemu coraz trudniej było ukryć panikę. Zegary w pałacu wskazywały godzinę dwudziestą trzecią, za oknami wirował silny wiatr, który świszczał między starymi ścianami. Serce podchodziło już powoli do gardła, a Wilson coraz bardziej żałował, że nie zmusił Vincenta do zabrania go ze sobą. On i kilka osób z Yijing mogły spokojnie obserwować wydarzenia z odpowiedniej odległości, nie wchodzić Shogunowi w paradę, ale jednocześnie trzymać jakiekolwiek podstawy bezpieczeństwa.

Na aktualnym etapie Xiao mógł już powoli lądować na drugim końcu świata. Ewentualnie nie żyć.

Charlie na samą taką myśl przeklął, zaciskając pięść tak mocno, że paznokcie wbiły się w wewnętrzną stronę dłoni.

Nie ufał Shogunowi. Wiedzieli o nim tyle, co nic, a ten palant uparł się, żeby jechać sam. Charlie przeklinał swoją i jego bezmyślność. Powoli odchodził od zmysłów.

Łapiąc się za kruczoczarną czuprynę, podszedł pośpiesznie do Shiyun. Przy okazji zwrócił na siebie uwagę reszty rodziny Zhang.

— Chyba nie mamy wyboru. Powinniśmy powiadomić Yijing w chwili dostania tej wiadomości. Zbyt długo to już przeciągamy — odparł Tiankuo, patrząc na ich dwójkę nieprzyjaźnie.

Tiankuo namawiał, żeby powiadomić głowę imperium w chwili ataku łucznika. Może było to najrozsądniejsze wyjście, jednak ryzykowne — głową imperium był niezrównoważony megaloman-psychopata. Gdy przeważnie nie zgadzał się z Tiankuo, tak teraz nie potrafił, z bólem serca, nie przyznać mu racji.

YINYANG TIGEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz