43 🂡 plan mizogina

130 20 6
                                    

                         Xiao czuł się, jakby ktoś przypiął go pasami do tego cholernego krzesła, zakneblował usta i torturował politycznymi rozmowami przez kilkanaście godzin z rzędu

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

                         Xiao czuł się, jakby ktoś przypiął go pasami do tego cholernego krzesła, zakneblował usta i torturował politycznymi rozmowami przez kilkanaście godzin z rzędu. W rzeczywistości siedział u boku Smoka od zeszło godziny, ale nie zmieniało to poziomu znudzenia i niechęci, które mu doskwierały. Nie lubił, kiedy ktoś rozmawiał przy nim na tematy, o których nie ma pojęcia. A Xiao nie miał zielonego pojęcia ani o technicznych działaniach mafii, ani o polityce. Dlatego siedzenie wśród sztucznie uśmiechających się, obrzydliwych polityków, próbujących zdobyć względu szefa smoczego imperium, jeszcze bardziej go irytowało. Szczególnie, gdy wysłuchiwał w tonach współrozmówców fałszerstwa, kanciarstwa i wszystkich sztuk manipulacyjnych, których nauczył się przed rozpoczęciem swojej kąśliwej kariery politycznej.

Najgorszy był w tym wszystkim również fakt, że czuł się jak to jedyne zdolne dziecko w rodzinie, którym rodzice chwalili się jak najwyższym osiągnięciem genetycznym. Chaoxiang mówił o nim, chwalił go i wysławiał przy rozmówcach. Zachowywał się tak, jakby blondyn nie siedział tuż obok, nie stroił znużonych min i nie pokazywał, jak bardzo w głębokim poważaniu miał srogie komplementy przyszywanego ojca.

Gdyby jeszcze wszystkie te uwagi były szczere i obdarowywał nimi bez publiczności, na co dzień, podchodziłby do tego o wiele subtelniej.

— Pan Wang wypada świetnie jako prezydent. Ta mimika, te spojrzenia, uśmiechy, sztuka perswazji. Nikt nie byłby w stanie się domyślić, że to zwykły, podstawiony z Chin łotr! — odparł jeden z mężczyzn. Na oko w podobnym wieku, co sam Chao, jednak sześć razy bardziej obrzydliwy i oślizgły. Jego pulchna twarz czerwieniła się już od wypitego alkoholu.

Vincent wywrócił oczami, biorąc łyka gorzkiego whisky. Gdyby nie alkohol, już dawno straciłby siły, aby siedzieć w tym zgorzkniałym, parszywym towarzystwie i zwyczajnie odszedł, udając, że nie obchodzi go, jaką wojnę rozpęta mu za to Chaoxiang. Dopóki jeszcze jego nerwy były na swoim miejscu i potrafił utrzymywać je na wodzy, wolał nie narażać się Smokowi.

Przez trzydzieści lat życia u boku tak paskudnego opiekuna naraził mu się wystarczającą liczbę razy, aby podkreślić swój żarliwy bunt.

— Panie Zhang, powinien być pan dumny z posiadania takiego wychowanka. Nigdy nie mówił pan, że Xiao jest pańskim synem. Przyszywanym, bo przyszywanym, ale w dalszym ciągu synem — odparł inny, młodszy polityk, może nieznaczne kilka lat starszy od Xiao.

Blondyn skrzywił się, wbijając spojrzenie w dłonie. Denerwowały go tematy polityki, śmiech Chaoxianga i lubieżne śmiechy górujące nad mafijnymi debatami, ale kwestia jego rodzinnych perypetii wyprowadzała go dostatecznie z równowagi. Samo przypominanie o tym, kto uważał się za jego ojca, wywoływało mdłości, a co dopiero słuchanie pochlebstw na temat perfekcyjnego wychowania i ojcowskiej dumy Chaoxianga.

Gdyby ci ludzie wiedzieli, jak naprawdę prezentowało się dzieciństwo pod okiem najprawdziwszego, chińskiego potwora, nigdy nie uścisnęliby ręki tego człowieka.

YINYANG TIGEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz