74 🂡 nóż w plecach

48 8 0
                                    


                  Choroba niepewności była niszczycielskim zjawiskiem w ciele oszukanego przez cały świat człowieka

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

                  Choroba niepewności była niszczycielskim zjawiskiem w ciele oszukanego przez cały świat człowieka. Xiao poczuł, jak kiełkuje mu w żołądku poczucie zagubienia. Zatracenia w sprzecznej, niezrozumiałej rzeczywistości. Zupełnie tak, jakby ktoś wyciął go ze środka nudnej, codziennej rutyny i osadził w środku druzgoczącej, filmowej akcji. Pociski, wyzwiska, groźby, a w tym wszystkim on, kiedy próbuje odkryć, kto w tym chorym świecie był wrogiem, a kto sojusznikiem. Czuł się obco we własnej skórze. Odruchowo cofnął się o krok. Niechlubnie potknął się o zawinięty kraniec ogona złotego smoka, prawie wywrócił się na spowitą deszczem diamentów podłogę. Broń wypadła z dłoni, zupełnie biernie. Żadne bodźce z zewnątrz nie docierały. W powietrzu płynęły wrzaski, kroki. Nie spostrzegł, kiedy wokół zebrał się tłum. Uzbrojone Chinki wchodziły do smoczego pałacu drzwiami i oknami, otaczały, wrzeszczały, a płynące z ust głoski powinny być tak rodzinne, a jednak były tak paskudnie obce.

Przez zdobione drzwi wpadła królewska postać. Lady Yeh sunęła przez pogrom fortuny niczym kreatorka fascynującego, zatrważającego teatru. Dumna ze swojego dzieła uśmiechała się szeroko, mknęła między ludźmi, a na twarzy świeciła chora fascynacja.

Do umysłu Xiao nie docierała jeszcze myśl, że do pomieszczenia wkroczyła jego matka. We własnej skórze. Szybciej od Xiao wątki połączył zmizerniały Chaoxiang. Przygwożdżony do podłogi obserwował Yareli niczym zjawę. Biegał rozkojarzonym wzrokiem od oniemiałego syna do ostatniej twarzy, jakiej by się tu dzisiaj spodziewał.

Dopiero dostrzegawszy iskrę rozgoryczonych, dziecięcych, oszukanych łez w oczach dziecka, dotarła do niego świadomość chaosu, który sam rozpętał.

Roześmiał się w bezkres. Dławił się maniakalnym śmiechem. Yareli, nie zważając, ujęła za ramię rozkojarzonego Xiao.

— Świetna robota. Cudownie się spisałeś. Wiedziałam, że dasz sobie radę — powiedziała to głosem tak zafascynowanym, tak pochłoniętym, że nie dostrzegła cieknącej po karmelowym policzku łzy. Nie patrzyła, mówiła po chińsku, jednak dla Xiao wszystko było teraz tak cholernie szcztuczne. Nawet jego rodzimy język. Czy chiński w ogóle był jego rodzinnym językiem? Co jeszcze było kłamstwem? Przekłamano jego nazwisko, rasę, pochodzenie, rodziców, miejsce urodzenia. Na aktualnym etapie nie zdziwiłby się nawet, gdyby ktoś próbował mu wmówić, że pochodzi z zupełnie innej planety.

Kiedy patrzył na profil kobiety, dostrzegał nikłe podobieństwa. Fakt, że jego skóra zawsze była o ton jaśniejsza od tej Chaoxianga. To, że szare przebłyski w jego oczach nigdy nie były jedynie refleksami zbyt mocnego światła. Docierała do niego opiekuńczość i matczyne ciepło kobiety. Zaczynał rozumieć sens słów Chaoxianga i sformułowanie „brudna krew".

Yareli była jego matką, dała połowę amerykańskiej tożsamości. Okłamała. Zaszantażowała go do własnych, egoistycznych celów.

Cofnął się o krok. Ręka Yareli spłynęła finezyjnie z jego ciała, jednak nawet na niego nie zerknęła. Natychmiast pochyliła się nad głównym celem, zaczęła wyrzucać polecenia do pokornych mróweczek z Xiuying.

YINYANG TIGEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz