15 🂡 powiedz mi, kim według ciebie jestem

241 30 3
                                    

               Przeraźliwy krzyk, trzy strzały, jeden wielki huk wyrywający odgłosy alarmu przeciwpożarowego — to było ostatnie, co zdążył usłyszeć Charlie, nim odruchowo zasłonił uszy, kuląc się pod mosiężnym stołem w studiu

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

               Przeraźliwy krzyk, trzy strzały, jeden wielki huk wyrywający odgłosy alarmu przeciwpożarowego — to było ostatnie, co zdążył usłyszeć Charlie, nim odruchowo zasłonił uszy, kuląc się pod mosiężnym stołem w studiu. W uszach piszczało, oddech zatrzymał się w płucach, a oczy odruchowo zacisnęły, jakby ich właściciel liczył, że wszystkie te wydarzenia były jedynie snem, z którego, wraz z uchyleniem powiek, się uwolni. Tak jednak nie było, wokół rozgrywała się najbardziej przerażająca rzeczywistość. Pożar wzniecał się coraz szerzej, pochłaniał stelaż studia, sprawiając, że metal trzeszczał, urządzenia elektryczne iskrzyły od spięć, a cała konstrukcja wydawała się bliska zawalenia wszystkim na głowę. W tym wszystkim jednak nie potrafił się ruszyć nawet na milimetr, strach przeszył ciało aż do szpiku kości. Czuł się jak marionetka własnych, nieprzewidywalnych emocji, które w sytuacji wymagającej od niego najprostszej ucieczki kazały czekać. Zostać tutaj, nie rozglądać się, nie próbować ratować, jakby każda próba reakcji przepisana miała w przyszłości druzgoczącą klęskę.

Przełamał swój szok wymieszany ze strachem, dopiero po chwili siląc się na uniesienie powiek. Wokoło było szaro od dymu zapuszczającego już ślady w jego płucach. Cała sala nagraniowa stała w płomieniach, ogień wydawał się otaczać z każdej strony, a po setce ludzi wypełniającej ściany nie było ani śladu. Nie słyszał krzyków, kroków, nawoływań pomocy, jakby momentalnie na szali tragedii został zupełnie sam.

Chociaż nawet to nie było do końca prawdą, ponieważ nie był sam. Tuż obok niego tkwił Vincent. Miodowe kosmyki wybijały się w dymie, a przenikliwe, tygrysie spojrzenie omiatało całą salę z ciężkim, ewidentnie nerwowym oddechem. Poza nimi nie było widać ludzkiego śladu, jakby wszyscy zdążyli uciec, zapominając o nich oraz zostawiając albo już dawno trawiąc ostatnie resztki nadziei w płomieniach. Ich spojrzenia się spotkały. Rozbiegane, zgubne ślepia Charliego ze spokojnymi, wyczulonymi, ciemnymi węglikami Vincenta, jakby bez słowa próbowały się porozumieć. Jednak to dopiero w tej chwili wydarzenia sprzed nikłych kilku minut uderzyły w pamięć Wilsona niczym młot.

Dziwna wiadomość do Florence, groźba odstrzelenia, nerwowe, lekko drżące od potu dłonie mężczyzny.

Oczy Charliego momentalnie rozchyliły się w przeraźliwym przerażeniu.

— Ty... — zaczął, jednak niedane było mu dokończyć, ponieważ dym połaskotał krtań, przez co zaniósł się szaleńczym, duszącym kaszlem.

Uderzył się trzy razy w pierś, próbując wydusić coś więcej, jednak przerwał mu sam blondyn, momentalnie rozglądając się w każdą stronę, jakby przechodził przez środek ruchliwej jezdni.

— Chodź — fuknął mężczyzna, nagle podnosząc się z podłogi.

Otrzepał swoje spodnie, podwinął mankiety koszuli, jakby schludny wygląd był drogą do przeżycia w palącym się studiu telewizyjnym. Wyprostowany ruszył prędkim krokiem, a Charlie nie potrafił pojąć, która część przyćmionego dymem umysłu kazała mu zaufać Vincentowi i ruszyć biegiem tuż za nim.

YINYANG TIGEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz