16 🂡 jak dżentelmeni

217 31 3
                                    

       — Mogliśmy trafić na każdego

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

       — Mogliśmy trafić na każdego. Na złodzieja tożsamości, anonimowego asa wyciągniętego przez zdesperowanych demokratów czy zwykłego kanciarza, który wykupił sobie miejsce w wyborach przez majątek i wpływy. A trafiliśmy na najgorszy, możliwy przypadek... — mówiła Vivienne z założonymi na tyle głowy dłońmi.

Kobieta skryła twarz w dłoniach łkając niemo. Tuż obok siedziała w kącie kanapy skulona Ruby, przykładająca żelowy okład do nieznacznych oparzeń na skórze ukochanego. W fotelu naprzeciw zwisał do dołu głową Miles, machając nogami w zaplątanej firance, a palcami stukając zacięcie w ekran telefonu. Zegar na niewielkim wyświetlaczu pod telewizorem wskazywał godzinę drugą trzydzieści. Był środek nocy, a zgromadzeni wyglądali, jakby zwołali najbardziej nagłe zgromadzenie narodowe, nie patrząc na późną, nocną porę.

Charlie wydostał się z okupowanego przez chińskie terrorystki budynku w eskorcie policji całkowicie bezpieczny. W momencie przejścia przez główne drzwi otoczył go kordon policji odsuwający natrętnych dziennikarzy. Niedługo później znalazł się w ramionach zapłakanej Ruby, Vivienne oraz Milesa. Jak zdążył się dowiedzieć, wraz z Vincentem byli ostatnimi poszukiwanymi osobami. Pozostałym politykom nic się nie stało, zostali przechwyceni przez Xiuying w ramach szantażu. Część osób zebranych w studiu uciekła w chwili pierwszego wybuchu, a wśród nich był Miles oraz Florence, którzy uszli z ataku niemalże bez szwanku. Oprócz tego ucierpiało jednak prawie dwadzieścia pracowników telewizji, na szczęście nikt nie zginął.

Charlie wyszedł z całej tragedii jedynie z drobniejszymi oparzeniami, zapylonymi płucami oraz katarem z popiołem, który właśnie wysmarkiwał w bieluteńką chusteczkę. Pod względem fizycznym miał się wspaniale, czego stanowczo nie można było powiedzieć o stanie psychicznym. Gdy tylko przymykał powieki, przed oczami nie miał pożaru, otaczających płomieni z każdej strony, pistoletów, pocisków ubiegających w powietrzu, a w uszach nie brzęczały złote ozdoby przy wystawnych sukienkach terrorystek. Gdy tylko przymykał powieki, przed oczami miał Vincenta.

Słyszał jego głos, widział dzikość w oczach, czuł piorunujący tysiącem błyskawic ucisk na nadgarstku.

Z biegiem ostatnich czterech godzin, kiedy w eskorcie bliskich wrócił do domu, emocje zdążyły już opaść, gotów był posilić się o stwierdzenie, że czuł się, jakby te wydarzenia były jedynie snem. Jakby Vincent i chcące jego krwi Chinki byli jedynie koszmarem, który po raz kolejny wyśmieje Vivienne, a Miles obróci w żart. Wolałby nawet, żeby był to sen, jednak nie było to możliwe, kiedy tuż przed nimi leżał namacalny dowód.

Chusteczka z wyhaftowanymi ośmioma trygramami wokół symbolu Yin i Yang, i nazwą „Yijing". Tą samą Vincent podsunął mu pod nos, gdy przedzierali się przez zapylone studio.

— Wikipedia mówi, że Yijing to inaczej Księga Przemian, reprezentuje rdzenną, chińską kosmologię oraz filozofię. Jest tu mowa o jakiś heksagramach i trygramach, jednak nic o Vincencie Lawrence. Równie dobrze to może być chusteczka z jego ulubionej restauracji w Szanghaju, Charlie, to nie jest żaden dowód — mruknął mało entuzjastycznie Miles, przewijając strony Wikipedii, telefon rzucał białe światło na stłamszoną zmęczeniem twarz.

YINYANG TIGEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz