11. Ostatnia doba

5.5K 136 29
                                    

Kolejny przykry dzień w szpitalu, wciąż tylko leżałam, od czasu do czasu wstawałam by pójść do toalety, a gdy już nie miałam całkiem co robić spacerowałam po szpitalnych korytarzach.. nie mogłam wychodzić na dwór, bo zakazał mi tego lekarz. Została mi do zniesienia ostatnia doba szpitalna.. a ja miałam dość. Pani psycholog przychodziła codziennie rano przez te trzy dni, za każdym razem odprawiałam ja z kwitkiem. Nieznajomy nie pisał, a mi szczerze zaczęło tego jakby brakować. To było nienormalne, zaczęłam przywiązywać się do osoby, której nawet nie znałam. Nie wiedziałam o nim nic, a na dodatek mogłam się domyślać, że wcale nie należał do zbyt normalnych patrząc, na jego słowa i czyny. Po tym jak Liv opowiedziała mi co się stało po imprezie, chciałam do niego napisać. Kilka razy już miałam nawet odpalony czat i pisałam, a później wszystko kasowałam.. robiłam tak kilka razy w ciągu dnia. Bo co miałam mu niby napisać?  Że dziękuję, za to co zrobił?  Czy żeby wytłumaczył mi dokładnie co się tam wydarzyło? A może, że byłam ciekawa skąd się tam wziął? Nie wiedziałam.. pisałam i gubiłam się we własnej treści i myślach. Liv I mój ojciec przychodzili do mnie co jakiś czas lub dzwonili albo pisali. Wiedziałam, że się martwią, ale lekarz zapewnił ich, że jest dobrze. Powiedział również, że nie wygląda mu to na uzależnienie, a na chwilę słabości, bo uzależniony organizm zachowuje się inaczej. Dzięki temu trochę odpuścili mi temat psychologa. Jednak najgorsze w tym wszystkim było to, że zaczynałam tracić co raz więcej emocji. Czułam co raz mniej, mój organizm wznosił wokół siebie ogromny mur, a ja stawiałam wieżę i strażników, którzy pilnowali by nikt go nie zburzył. W moim życiu, przestało dziać się cokolwiek.. nagle stałam się wypraną z uczuć siedemnastoletnia Victorią Stone. Po wyjściu, ze szpitala obiecałam sobie, że odwiedzę grób mamy. Jedyne co pamiętałam z pogrzebu to tabliczkę z datą zgonu.. dwudziesty szósty lipca dwa tysiące siedemnasty rok.. Arabella Ston lat trzydzieści osiem. Dzień, w którym część mnie została pochowana razem z nią . A gdyby nie Liv, to dwa tygodnie później obok jej grobu pojawił by się nowy, z tym samym nazwiskiem lecz innym imieniem i inna datą.. przez to, że nie dawałam rady podwoiłam ból I strach najbliższym. Byłam pieprzoną egoistką, nie myślałam wtedy o tym co poczują inni, wtedy myślałam o tym, że w końcu ja nie będę czuć. Takie myśli kotłowały mi się w głowie. Siedziałam sama w pokoju, w tym jednym jedynym pomarańczowym fotelu, który stał tuż obok mojego łóżka, ustawiony lekko pod skosem. Siadałam tam i pozwalałam sobie na to by odpłynąć w myślach, wtedy czas stawał w miejscu, a gdy się już ocknęłam z tego zamyślenia mijały dobre cztery godziny. Wciąż mało jadłam, ale z dnia na dzień, starałam się zjeść więcej. Nadal siedziałam w tym fotelu, opatulona tym jednym swetrem, który przypominał mi o nim . Znowu pukanie do drzwi, jak zwykle nie miałam ochoty na żadne odwiedziny. Nawet nie odpowiedziałam.. drzwi lekko się uchyliły. Wiedziałam, że nie jest to nikt z bliskich, bo Liv spędzała dzisiaj wspólny dzień z mamą, a mój ojciec był w pracy. Sądziłam, że to pewnie lekarz lub pielęgniarka.. . Chciałabym, żeby w tamtym momencie ktoś nagrał moją minę. Usłyszałam kroki, a drzwi otworzyły się ciut szerzej niż przed chwilą.. odwróciłam wzrok w ich stronę. Jakie było moje zdziwienie, że nie zobaczyłam, żadnego białego kitlu, że nie zobaczyłam lekarza ani miłej pielęgniarki, która przychodziła do mnie dwa razy dziennie.

W tamtym momencie moje serce przestało bić.. stanęło, brakowało mi dopływu tlenu. Nie potrafiłam nic powiedzieć, ani się ruszyć. Siedziałam nieruchomo w tym pieprzonym fotelu, ręce miałam założone na siebie, z niedowierzania zaczęłam wbijać sobie paznokcie w ramiona, bolało.. czyli nie był to sen. Więc jak to możliwe, że widziałam, tam kogoś, kogo nie powinnam. Zrobiło mi się słabo.. opadałam z sił.  Jak od paru dni nie czułam żadnych emocji, tak wtedy poczułam ich pełno. Poczułam strach, zwatpienie, radość, współczucie.. . Czułam bezpieczeństwo, a zarazem lęk.

Nasze spojrzenia w końcu na siebie trafiły.. pierwszy raz widziałam jego oczy, były piękne.. wciągały mnie. Cudowny kolor brązu, tak mocny, że niemal czarny.. Po raz kolejny widziałam jego umięśnione ciało, dostrzegłam to jaki był wysoki na oko jakieś 192cm.. był ubrany w luźne ciuchy.. czarne dresowe spodnie I tego samego koloru koszulka, z jakimś małym logo na piersi. Dostrzegłam każdą mała rysę i zmarszczkę ma jego twarzy.. Jego brązowe włosy, były w małym nieładzie, a na dodatek lekko się kręciły. Delikatnie uśmiechnął się w moja stronę.. a moje serce znów przyspieszyło. Fakt był taki, że byl przepiękny, cały on . Nie potrafiłam oderwać od niego wzroku.. mogłam go podziwiać z samego wyglądu. Nagle się ocknęłam, kiedy lekko odkaszlnął.. To wyrwało mnie z letargu i moim ciałem znów władała panika.

— Dzień dobry kwiatuszku – odezwał się nieznajomy. A ja ponowie tonęłam w jego pięknym zachrypniętym basie.

— Co tu robisz ? – odpowiedziałam ledwie słyszalnie. A panika pojawiła się jeszcze bardziej, kiedy on zamknął drzwi i wszedł do środka.

— Chciałem Cię zobaczyć

— Pytam poważnie! Co tu robisz ? – strach to wtedy czułam, kiedy on przemierzał szpitalny pokój prosto w moja stronę.

— Odpowiedziałem Ci szczerze, a ty jak zwykle jesteś niemiła – powiedział lekko poirytowany

— Jak mam być miła skoro mnie tu nachodzisz? Sądzisz, że jest to normalne ? – odpowiadałam, a mój głos załamywał się co raz bardziej.

— Nie nachodzę, a sprawdzam jak się czujesz. To taka mała różnica – na te jego słowa przewróciłam oczami, nie potrafiłam tego nawet jakoś pohamować.

Kolejne trzy kroki w moją stronę. Przysięgam, że w tym pokoju można było usłyszeć moje szybkie bicie serca. Uderzało tak mocno, obijało mi żebra.

— Nie jesteś tu mile widziany – powiedziałam z irytacja w głosie.

— Wyjdę jeśli o to poprosisz, kwiatuszku

— Przestań mnie tak nazywać!

— Mógłbym, ale jesteś tak delikatna jak płatki twoich ulubionych kwiatków, pasuje mi to określenie do ciebie – powiedział I wskazał palcem na bukiet, który nadal zdobił wnętrze stojąc na szafce obok łóżka.

— Wyjdź już z tego pokoju ! - nakazałam mu, chyba nadal byłam głupia wierząc, że się posłucha.

— Widzę, że jesteś dość pewna siebie i ładnie wyszczekana.

— Bo takie kundle jak ty nie rozumieją innego języka – podniosłam się z fotela i  powiedziałam nim zdążyłam pomyśleć.

Panika.. To wtedy czułam. Moje słowa podziałały na niego jak płachta na byka. W sekundę znalazł się tuż obok mnie. Stanął centralnie na przeciwko. Nasze ciała się stykały.. czułam jego ciepły oddech. Znowu ten piękny zapach, mimo paniki to właśnie on otulał mnie przyjemnie i koił cały ból.

— Uważaj, na to jak dobierasz słowa – powiedział nadzwyczaj spokojnie, patrząc na to jak zachował się kilka sekund szybciej.

— Grozisz mi?  – zapytałam unosząc hardo głowę

— Nie grożę, tylko informuje – powiedział z lekkim kpiącym uśmieszkiem.

— Wygląda to całkiem inaczej – wciąż mówiłam pewnie, nie wiedziałam skąd brałam tą całą odwagę. Bo nie byłam odważna.

— Wyjdę, jeśli zdradzisz mi swoje imię – nie no znowu to samo..

— Obiecaj, chociaż nie wiem czy mogę wierzyć Ci na słowo – chciałam zdradzić mu swoje imię, byle tylko w końcu wyszedł

— Musisz mi zaufać, kwiatuszku

— Jeśli ci powiem opuścisz ten pokój i szpital i nigdy więcej tu nie wrócisz? 

Chłopak przewrócił na to oczami, ale skinął głową na znak, że się zgadza.

— Victoria, mam na imię Victoria. Pasuje ? W końcu ci je zdradziłam, a teraz możesz w końcu odejść.

— A jednak je zdradziłaś mimo, że twierdziłaś, że nigdy tego nie zrobisz.

Po tych słowach zbliżył swoje usta do moich, niemal stykając je razem. Poczułam jak ciepło ogarnia całe moje ciało. Chwilę później pojawił się dreszcz strachu. Odepchnęłam go od siebie, ale tylko na jakieś dwa kroki.

— Dupek ! – wyrzuciłam z siebie w jego stronę.

— Jeszcze się spotkamy, Victorio – mówiąc to, opuścił moją sale.

Opadłam na łóżko, opatuliłam się najszczelniej jak się tylko dało kołdrą. Chciałam o tym zapomnieć, ale nie mogłam. Nie potrafiłam. Było to chore. Popadałam ze skrajności w skrajność. Chyba wariowałam, stałam się psychopatką, bo jednak miałam minimalną nadzieję, gdzieś z tyłu głowy, że mówił poważnie.. że jeszcze się spotkamy.

Chcę usłyszeć Cię ponownie ZAKOŃCZONA/POPRAWKIWhere stories live. Discover now