80. Epilog

1.1K 50 6
                                    

— Mamusiu, a czy Carmen będzie dzisiaj na moim meczu?

— Tak synku, tata odbierze ją ze szkoły i przyjadą prosto na Twój pierwszy turniej. Żadne z nas nie mogłoby tego opuścić. Zaczekaj tutaj na mnie, zaraz wracam. — Musiałam na chwilę przerwać rozmowę z synkiem bo ktoś usilnie dobijał się na mój telefon.

Chwyciłam smartfona w dłoń i zauważyłam na wyświetlaczu numer męża, a to oznaczało złe wieści. Wiedziałam, że nie dzwoniłby bez powodu, tym bardziej, że pojechał odebrać naszą córkę ze szkoły.

— Co się stało?

— Od razu co się stało, a może dzwonie zapytać jak się czujesz?.

— Ares, dobrze wiem, że nie dzwonisz w tej sprawie. Co tym razem? — Naciskałam na niego, wiedziałam, że ta dziewczyna znowu coś nawywijała.

— Pobiła się, nic jej nie jest ma lekkiego siniaka i lekko rozwalona wargę. — Głos męża pokazywał mi, że jest dumny, a nie powinien.

— Mówiłam Ci tyle razy abyś nie uczył ją się bić, ale ty zawsze swoje i te twoje gadanie, że Ty zawsze za nią staniesz, ona nigdy się nie nauczy, że kiedyś może się przeliczyć. Z kim się tym razem pobiła? — Zapytałam zirytowana i postanowiłam usiąść, bo cóż czułam, że ta informacja będzie cięższa niż ostatnio.

— Z Zane'm Fox. — Po jego głosie wiedziałam jak bardzo dumny był, wiedziałam też, że w domu czekają go kłopoty.

— Przecież on jest od niej starszy o pięć lat! Czy ona do reszty zwariowała?! — Byłam zła. Ta dziewucha ostatnio przechodziła bunt nastolatki i to był najgorszy okres w naszym życiu.

— Już nie dramatyzuj, możesz być z niej dumna bo obiła mu dość ładnie buzię. — Mimo, że tego nie widział kręciłam głową, to było po prostu nie możliwe.

— Wracajcie do domu, niech ona się ogarnie, ja wychodzę z Archerem już do samochodu I jedziemy na mecz. Dołączcie do nas, a później sobie z wami porozmawiam.

— Dobrze kwiatuszku. Kocham cię do zobaczenia.

Dźwięk zakończonego połączenia rozbrzmiał w słuchawce, a ja wiedziałam, że Carmen ma po prostu kłopoty i to konkretne.

— Archi zbieraj się jedziemy! — Zawołałam synka, a po chwili słyszałam jak się zbiera w swoim pokoju.

— Już idę Mamo.

Od naszego wypadku minęło już szesnaście lat. Carmen wyrastała na piękna dziewczynę, była inteligentna, piękna, zabawna i dobra.. chociaż to słowo w ostatnim czasie powinno się zmienić na zbyt pewną siebie i zaborczą jak jej ojciec. Była wyszczekana i często pakowała się w kłopoty i bójki, ale ostatnio przechodziła samą siebie.

Carmen odziedziczyła nasz temperament ta cecha była wspólna, nasze geny stanowiły mieszankę wybuchową. Nasza nastolatka miała długie brązowe włosy sięgające jej tyłka, oczy czarne jak noc, które pasowały do jej charakteru, była szczuplutka, ale przez to ile trenowała z ojcem siły nie można było jej ujmować. Uśmiech miała bystry i cwany. Potrafiła złudne udawać miłą i idealną, ale prawda jest taka, że na świecie nie ma ideałów.

Miałam nadzieję, że jej dziesięcioletni brat będzie spokojniejszy bo jak tak dalej pójdzie zdążę osiwieć szybciej niż powinnam.

Archer póki co był dzieckiem idealnym, nie pyskował, słuchał, nie sprawiał problemów wychowawczych, w większości rzeczy chciał radzić sobie sam, miał wiele znajomych i kochał grać w piłkę nożną. Nie interesował się treningami z ojcem i Carmen, wolał posiedzieć porysować lub wziąć książkę w rękę i poczytać. I szczerze modliłam się aby on już taki pozostał.

Chcę usłyszeć Cię ponownie ZAKOŃCZONA/POPRAWKIWhere stories live. Discover now