79. Ostateczne starcie

1.2K 63 20
                                    

                        ♡ Ares ♡

W szpitalu zostawiłem kilku swoich ludzi aby mieć pewność, że nic się nie stanie Vic ani Carmence. Wolałem dmuchać na zimne niż ryzykować ich zdrowiem lub życiem. Rokowania mojej narzeczonej z dnia na dzień się poprawiały co przynosiło mi ulgę. Lekarz w rozmowie mówił, że jeśli będzie wszystko dalej szło w tą stronę to będą ją wybudzać lub sama się wybudzi. Carmenka rosła z dnia na dzień, codziennie spędzałem jak najwięcej czasu z nią trzymając ją na rękach, karmiąc, przewijając lub spacerując po szpitalu. Każdy jej najmniejszy uśmieszek i wpatrywanie się w moje oczy przynosiło uczucie spokoju. Przed wyjściem ze szpitala ucałowałem obie i złożyłem obietnice. Obiecałem im, że ten koszmar się zakończy, że je ochronie i do nich wrócę. W końcu będziemy mogli żyć spokojnie.. wspólnie bez strachu, że coś się stanie.

Dzisiaj skończy się ta wojna!

Droga we wskazane przeze mnie miejsce minęła mi o dziwo bardzo szybko. Opuszczony budynek na obrzeżach miasta, gdzie jedyna droga do niego prowadziła przez gesty las i naprawdę trzeba było go dobrze znać aby nie zabłądzić. Więc szanse na ucieczkę były marne. Widok z góry również był bardzo utrudniony, bo dom dosłownie był ukryty pod ogromnymi drzewami więc wtapiał się w tło. Ciężka lokalizacja do namierzenia, a właśnie to było mi bardzo potrzebne. Brak zasięgu, który zakłócały specjalne czujniki. Wiec nawet jeśli nasz niewolnik miał nadajnik przy sobie, to nikt go nie wykryje.

Zaparkowałem swój samochód pod budynkiem.. wysiadłem z niego i skierowałem się do bagażnika. Słyszałem za sobą kroki, ale wiedziałem, że to ktoś z moich.

— Szefie myślę, że będzie Pan bardzo zadowolony. — Głos Axela dotarł do moich myśli.

— Tak sądzisz? Jeśli go macie to obiecuje, że wszyscy dostaniecie solidne wynagrodzenie — mówiąc to zakładałem na dłonie swoje czarne rękawice, które często towarzyszyły mi przy zbrodniach. Musiałem uważać na wypadek gdyby jednak ktoś dał dupy I ciało by odnaleziono.. nie mogło tam być moich odcisków palców.

— Szef wejdzie do środka to sam zobaczy — Spojrzałem na młodego chłopaka, a ten uśmiechał się od ucha do ucha. Miał zaledwie dwadzieścia trzy lata i był naprawdę zajebistym hakerem i mordercą. Nie miał rodziny, a na mnie trafił całkiem przypadkiem, jak próbował mnie okraść przez właśnie włamanie się na moje serwery. Byłem naprawdę pod wrażeniem jego umiejętności i zamiast go zabić zaproponowałem mu świetnie płatną robotę, w której młody idealnie się sprawdzał. Miał dryg do tego i nie rozmawiał z nikim z moich ludzi jeśli nie było to konieczne więc wszystkie tajemnice trafiały bezpośrednio do mnie lub zostawały w jego głowie. Doszkalał się w hakerstwie, ale również później zaczął łapać za broń I tak stał się jednym z moich lepszych ludzi.

— Weź moją torbę — poleciłem, a sam skierowałem się do budynku.

Przed ich wejściem stało trzech moich ludzi dbających o bezpieczeństwo. Kiedy przechodziłem obok nich do mnie dołączył Rio. Był tak samo w dobrym humorze jak i Axel. Byłem ciekaw co wprawiało ich aż w taki zachwyt.

Pierwszy schodek.. drugi.. trzeci i już wiedziałem i sam nie mogłem uwierzyć w to co widzę. Podchodząc bliżej zacząłem klaskać w dłonie, napawając się tą chwilą.. chwilą, która miała być tą ostateczną.

Ostateczne starcie właśnie dobiega końca.

— Kogoż moje oczy widzą!? Pierdolony kret z jebanym śmieciem na czele.

— Szefie.. ja..

— Zamilcz! Nie masz Kurwa prawa aby się odzywać!

— Proszę, proszę wielki szefuncio sam się pofatygował aby załatwiać sprawy? — Jego głos drażnił każdy skrawek mojego umysłu. Miałem ochotę wpierdolić mu kulkę w łeb, ale taka śmierć była by zbyt szybką i prosta, a on na to nie zasługiwał.

Chcę usłyszeć Cię ponownie ZAKOŃCZONA/POPRAWKIWhere stories live. Discover now