Rozdział 5

7.1K 320 211
                                    

Alex's P.O.V.

- No kurwa rusz się – popycham Maddie, która ze stresu stanęła na środku przejścia w samolocie.

Ja rozumiem wszystko – za chwilę odbierzemy bagaż, zabierzemy się z kimś do wynajętego przez chłopaków domu i zobaczymy naszych idoli. Ja też się stresuję. Ale do cholery za nami robi się kolejka wkurzonych Azjatów, a ona stoi jak słup. Popycham ją jeszcze raz i tym razem rusza się z miejsca.

Chwilę zajmuje nam dotarcie do hali przylotów. Pomyślnie przechodzimy odprawę i razem ustawiamy się przy taśmie, czekając na bagaże. Włożyłam swoje czarne, bezprzewodowe słuchawki Beats, które dostałam od dziadków na gwiazdkę, dzięki czemu nie słyszę gwaru panującego na hali. Oczekiwanie umila mi głos Alexa Gaskartha w piosence Something's Gotta Give. Lustruję przyjaciółkę wzrokiem.

Obie przebrałyśmy się przed odlotem z Bangkoku. Dziewczyna ma na sobie crop top z wizerunkiem pandy, czarne szorty i jej ukochane, bordowe Converse'y. W pasie przewiązała sobie czarną bluzę z kapturem, na plecach ma swój plecaczek-pandę, a swoje szare włosy pozostawiła rozpuszczone. Ja za to włożyłam zwiewną, czarną bluzkę bez rękawów z logiem twenty one pilots, czarne rurki z dziurami na kolanach i czerwone Converse'y. W pasie przewiązałam czerwoną flanelę w czarną kratę, a włosy związałam w niedbałego koka. Torebkę rzuciłam na walizkę, żeby było mi wygodniej.

W końcu odzyskuję swoją własność, a zaraz po mnie walizkę odbiera Maddie. Kierujemy się w stronę wyjścia z hali odlotów. Nawet nie wiemy, kogo mamy szukać. Pewnie jakiegoś byczka-ochroniarza, który odeskortuje nas do domu. Wciąż mając słuchawki idę przez halę główną, ramię w ramię z przyjaciółką.

Zatrzymuję się, kiedy orientuje się, że nie ma jej obok mnie. Zawieszam słuchawki na szyi i odwracam się. Stoi jakieś trzy metry ode mnie z szeroko otwartymi oczami. Dwa metry przed nią stoi chłopak z kapturem na głowie. Widzę jedynie jego plecy, ale po jego pozie mogę śmiało stwierdzić, że trzyma coś w dłoniach. Chłopak powoli robi krok, a ja szybko podchodzę bliżej i staje dobry metr od przyjaciółki.

O kurwa. Połowa twarzy zasłonięta przez kaptur i okulary przeciwsłoneczne, ale wszędzie rozpoznałabym ten uśmiech. Pierdolony Calum Hood. Pierdolony Calum Hood stoi na tym pierdolonym lotnisku z pierdoloną kartką, na której grubymi, czarnymi literami jest napisany jej user z twittera. Boję się ruszyć, bo on właśnie do niej podchodzi. Maddie unosi głowę, żeby spojrzeć mu w twarz. Dlaczego wstrzymuję oddech?

Calum zdejmuje okulary i chowa je do kieszeni bluzy. Wyciąga rękę i palcami przeczesuje kosmyk włosów Maddie.

- Pasowałabyś do Michaela – odzywa się, a jego głos jest jeszcze lepszy na żywo. Zastanawia mnie jedno – czemu oni mnie do cholery nie widzą? Maddie, ty chujowa przyjaciółko, ja też tu jestem!

- Wolałabym do ciebie – odpowiada szarowłosa, a ja prawie wybucham śmiechem. Że co?! Zagryzam wargę, żeby się powstrzymać. Oboje stoją jak durne słupy i nagle Maddie strzela sobie w twarz z otwartej dłoni. – Nie to miałam powiedzieć! – Właśnie zrobiłam największego facepalma, jakiego widział świat! Czemu ona to zrobiła?!

Calum przez chwilę stoi zdezorientowany, ale po chwili zaczyna się śmiać. Tak uroczo się śmieje! Maddie jest cała czerwona na twarzy i to nie tylko dlatego, że strzeliła sobie przed chwilą liścia! Calum podchodzi bliżej, zachęcająco rozkładając ramiona, a moja przyjaciółka wtula się w niego. Ej, prawie udało jej się całkowicie powstrzymać fangirling!

- Hej!

Odwracam się i dostrzegam biegnącego w naszą stronę chłopaka z podobną kartką do tej Caluma. Tyle, że na tej widnieje mój user, a każda literka napisana jest innym kolorem. Do tego cała kartka pokryta jest jakimś tęczowym brokatem.

Meet your idols || 5sosWhere stories live. Discover now