Rozdział 45

4.3K 223 42
                                    

Alex's P.O.V.

Niezapowiedziana kartkówka z norweskiego to coś, czego tego dnia zdecydowanie nie potrzebowałam. Przez te kilka godzin Mathias nie odezwał się do mnie ani słowem, a na wspólnych lekcjach czy przerwach mijał mnie bez słowa, skupiając się na kolegach.

Po Maddie przyjechała mama, bo zabiera ją do centrum handlowego, więc czekam przy wyjściu ze szkoły na chłopaka. Porozmawiamy i przy odrobinie szczęścia zdążę na autobus za pół godziny. Następny jest za dwie, więc mam nadzieję, że rozmowa przebiegnie w miarę sprawnie, bo zupełnie nie chce mi się wracać do domu pieszo.

Oczywiście szybko przekonuję się, że to nieuniknione, bo Mathias wychodzi ze szkoły dopiero po dziesięciu minutach. Mija mnie i po chwili odwraca się na chwilę, żeby zawołać, że mam iść za nim do samochodu. Jak głupia idę za nim, aż w końcu stajemy przy srebrnym oplu.

Opiera się o bok auta i krzyżuje ręce na piersi, wbijając we mnie wzrok. Jego oczy są tak cholernie niebieskie, że nawet czyste niebo Australii nie może mu dorównać.

- Mów – odzywa się, a ja mam ochotę go spoliczkować. Serio?! O co ci chodzi, człowieku?!

- Ty jesteś na mnie o coś zły – mówię, chowając dłonie w rękawach bluzy.

Mathias prycha i poprawia swoją pozycję. Jak Maddie kocham, przyłożę mu zaraz.

- Myślisz, że to normalne, że ten cały Ashton, którego nazywasz przyjacielem, dodaje takie twoje zdjęcia? – pyta. Wiedziałam, że w końcu dojdzie do tej rozmowy, ale nie sądziłam, że będzie aż tak o to zły. –Sprawdziłem wcześniejsze zdjęcia, tamtych chłopaków też. Założyłem nawet twittera!

- Szpiegujesz mnie?! – trochę unoszę głos, ale wyprowadził mnie z równowagi. Na domiar złego zaczyna padać.

- Nazywaj to jak chcesz – warczy w moim kierunku. – Każdy ma prawo to mieć. Jakoś nie przeszkadza ci, że każdy z tych chłopaków cię obserwuje, odpisuje ci. Tak jak pozostałe czterdzieści tysięcy osób.

- Chyba ci odbiło! Ja nie mam prawa utrzymywać z nimi kontaktu, a ty możesz imprezować ze swoimi znajomymi, tak? – Kręcę z niedowierzeniem głową, zaczynając się desperacko śmiać.

- Moi znajomi na mnie nie lecą – odpowiada z wyrzutem, a ja prycham pod nosem.

Nie wierzę, że to powiedział. Jesteśmy tylko przyjaciółmi! Żaden z nich na mnie nie leci. A nawet gdyby tak było, to ufam, że ten, który żywiłby do mnie jakieś uczucia, powiedziałby mi o tym. Poza tym, myślę, że naprawdę kocham Mathiasa i z żadnym z chłopaków bym go nie zdradziła.

- To są moi przyjaciele. Czy ty w ogóle słyszysz, co mówisz? Nic więcej mnie nie łączy z żadnym z nich – zapewniam, ale on tylko patrzy się na swoje buty. Świetnie, nawet nie spojrzysz mi w oczy...

- Może to nie moja spawa, bo nie byliśmy wtedy razem – zaczyna, unosząc na mnie wzrok. Przez nasilający się deszcz jest coraz zimniej, a kurtkę wpakowałam do plecaka. – Nie chce mi się wierzyć, że przez te dwa tygodnie do niczego między wami nie doszło.

To odruch, którego nie zdążam powstrzymać. Policzkuję go, bo tymi słowami przegiął i to mocno. W sumie całe szczęście, że pada, bo nie widzi moich łez.

Przez uderzenie obrócił twarz w lewo i teraz znów wraca do mnie spojrzeniem. Jest chłodne i sama nie wiem, co się z nim dzieje. Cholera, o co im wszystkim chodzi?! Gdybym zaprzyjaźniła się z kimś innym, nikomu by to nie przeszkadzało. Wszystko rozchodzi się o to, że są sławni.

Meet your idols || 5sosWhere stories live. Discover now